Showing posts with label Ode Mnie / Von Mir / From Me. Show all posts

Showing posts with label Ode Mnie / Von Mir / From Me. Show all posts

Dwusetny post!

Dzieńdoberek! Tak jak w temacie, ten post jest dwusetny. Pisanie rozpoczęłam dokładnie 24 maja 2009 roku (tak więc za niedługo będę 'świętować' 2 lata bloga :)). Chciałam napisać trochę więcej, może jakieś podsumowanie, ale wydaje mi się, że dzień, w którym blog będzie miał urodziny lepiej się do tego nada. Mam nadzieję, że będę miała internet ;)

Poniższe zdjęcia są z wczoraj podczas wyjścia na drobne zakupy.
Szkoda, że dopiero na zdjęciach zobaczyłam, że całość lepiej prezentuje się przy odpiętym sweterku. Sukienka znana już z innego posta, tym razem w trochę innym zestawieniu, choć również towarzyszą jej złote dodatki.









Sweter/sweater - H&M
Sukienka/Dress - C&A
Legginsy/Leggins - F&F
Buty/Shoes - C&A
Torebka/Bag - Marc B (TK Maxx)
Naszyjnik/Necklace - Opia

Sunshine award


 Spotkało mnie bardzo miłe wyróżnienie i to od kilku bloggerek:

Bardzo Wam za te wyróżnienia dziękuję, zrobiło mi się bardzo miło :) Wiem, że jedną z zasad tej 'zabawy' jest nominowanie 10 blogów. Dla mnie jest to niewykonalne, gdyż jest więcej niż 10 blogów, które czytam z ogromną przyjemnością. Część z nich znajduje się po prawej stronie (reszty jeszcze nie udało mi się wkleić). Jeśli o mnie chodzi to wszystkim tym osobom przyznaję tego kwiatka za to, że chętnie powracam do czytania ich blogów :) Nigdy nie linkuję blogów u siebie ponieważ zostałam o to poproszona. Mam tylko te blogi, które z jakiś powodów uważam za wartościowe. Niektóre dają mi inspirację, inne przyciągają ciekawymi opisami, inne pozwalają nauczyć się/dowiedzieć czegoś nowego, a jeszcze inne po prostu wywołują uśmiech na mojej twarzy. Korzystając z okazji pragnę podziękować tym wszystkim osobom, które swoimi postami sprawiają, że dzień staje się milszy, a nie raz i ciekawszy :)

Co czyni mnie szczęśliwą:
- mój mąż
- korespondencja mailowa ( pozdrowienia :))
- zakupy :)
- pogaduchy z rodziną, przyjaciółmi
- moje 3 głupiutkie szynszyle
- odwiedziny w moich rodzinnych stronach
- spacery wczesnym rankiem
- robienie dobrych zdjęć
- czytanie książek (obecnie po niemiecku!)
- gdy ktoś w tym, co robię znajduje coś dla siebie od inspiracji, przez odwagę po zwykłą ciekawość poczytania, co mam do 'powiedzenia'
- gdy ktoś z punktu powyższego o tym mi napisze
- rady jak mogę coś u siebie ulepszyć

Nowy wygląd bloga

I jak Wam się podoba nowy wygląd bloga? Poprzedni zmieniłam, gdy nadchodziła zima. Chciałam żeby blog wydawał się taki "cieplejszy". Od paru dni miałam ochotę stworzyć coś nowego, a grafika komputerowa jest takim moim małym hobby. Stwierdziłam więc, czemu by nie zmienić bloga na bardziej wiosenno/letniego? No i jest, w pełnej krasie możecie podziwiać efekt mojej pracy ;) 
Poniżej dwa zdjęcia z czwartku. Wybrałam się do banku założyć sobie konto. Było tak ciepło (był to już wieczór), że wystarczyła mi bluzeczka z krótkim rękawem i sweter z angory. Jedno ze zdjęć posłużyło mi jako element logo.

Bardzo prawdziwy demotywator :)

Tak jakoś mnie tchnęło żeby wkleić. Większość chyba zrozumie :)

Trochę więcej bieli.

Hej, hej :) 
Ostatnio pogoda nie bardzo dopisuje. Wszędzie jest smutno, szaro i pada deszcz. Co najgorsze zrobiło się zimno. Pamiętam jak we wtorek wybrałam się na spacer i na ulicznych termometrach wskazywało 21 stopni. Było cudownie miło i ciepło. Od przedwczoraj zaledwie 10 stopni, choć wydaje mi się, że odczuwalna temperatura jest o wiele niższa. Taka pogoda nie sprzyja spacerom (a staram się codziennie na jakiś wychodzić). Dlatego, by nie siedzieć wieczorami w domu wczoraj i dzisiaj poszliśmy 'porandkować'. Dlaczego tak piszę? Mamy taką zabawną właściwość, że gdy usiądziemy gdzieś na kawie (w tym przypadku w Macu) zaczynamy gadać godzinami. Wyglądamy pewnie jak dwie osoby, które dawno się nie widziały i nie mogą się nagadać. Osobiście bardzo mnie to cieszy, ponieważ po tylu latach razem wciąż potrafimy siedzieć w kawiarni i gadać na masę tematów i wygania nas dopiero późna godzina. Pierwsze poniższe zdjęcie jest z wspomnianego wypadu na kawę. Niestety nasz ekspres do kawy został w Polsce, więc póki co ratujemy się McDonald's-em i jego kawami z McCafe (btw dziwię się, że takie kawiarnie widziałam tylko przy autostradach w PL). Jeśli się zastanawiacie nad figurką R2D2 z Gwiezdnych Wojen to już spieszę z wyjaśnieniem ;) Mój mąż jest wielkim fanem tych filmów, a figurki były akurat w happy meal'u ;) Wiem, że musieliśmy ciekawie wyglądać z tego rodzaju jedzeniem, ale czegoż się nie robi dla pozyskania figurki z filmu. Przyznam, że mamy jeszcze Yodę ;)  Aha, od razu wszystkim złośliwcom mówię: nie żywię się w McDonald's. Pijam tam wyłącznie kawę ;)
Drugie z kolei zdjęcie jest z wspomnianych wcześniej 'piątkowych randek', czyli z dzisiaj.
Ostatnio kupiłam sobie naprawdę imponującą stertę białych bluzek. Oczywiście nie tych samych, ale różne kroje, z ozdobami, bez itp. Wiem, że wg wszelkich porad  mody xl czy xxl nie powinnam na górę zakładać białych bluzek. Ale wydaje mi się, że w połączeniu z ciemną kamizelką prezentuje się całkiem ok. Wiem jednak, że nie do końca powinnam 'ufać' różnym, dziwnym poradom modowym, których pełno teraz w polskich czasopismach. Większość z nich przetestowałam na sobie i przyznam, że raczej dałam sobie spokój. Nie sądzę by pakowanie siebie w worki po kartoflach załatwiło sprawę. Z drugiej strony, gdybym wpisała wszystkie rodzaje ubrań jakich powinnam się wystrzegać na jakąś listę i ściśle wg niej robiła zakupy moja szafa miała by może ze 4 sztuki ubrań. Wiem, że są ubrania, które magicznie ujmują nam z 7 kilo, a są takie które dodają 20 kg. Moim zdaniem bez znaczenia jest to, ile jakich mam. Doszłam w pewnym momencie do wniosku, że gdy będę patrzyła tylko na to, że coś sprawia, że wyglądam na taką jaka jestem lub doda mi pół kilo to w życiu nie będę mogła ubierać się różnorodnie. Co zresztą bardzo lubię. Kiedyś, gdy byłam na zakupach z tatą, przymierzając jakąś rzecz zapytałam się go, jak w tym wyglądam i czy mnie to pogrubia. Mój tata zdębiał, co sprawiło, że ja zdębiałam.  Zdziwiony powiedział, że przecież jestem jaka jestem i tego nie ukryję. Staram się skupiać na tym by moja sylwetka wyglądała w danym ubiorze w miarę proporcjonalnie. Nie mam zamiaru, jak spora liczba osób wciskać się w za małe rzeczy, tylko po to by móc powiedzieć, że noszę rozmiar dużo mniejszy niż by się mogło wydawać, a wszystko wręcz wisi..Pamiętam zdarzenie, gdy oglądając w sklepie jakiś wieszak z ubraniami podeszła jakaś dziewczyna gabarytami podobna do mnie. Zmierzyła mnie z góry do dołu, a później krzyknęła do koleżanki 'Pooooszuuukaj mi rooozmiaru CZTERDZIEŚCI DWA'. Wydaje mi się, że w pewnym momencie trzeba porzucić te wszystkie sztywne zasady ubioru dla każdej sylwetki i starać się trzymać granicy dobrego smaku. Przecież mogę (i to robię) nosić spódnice mini. Ale wiem też, że takich kończących się pod tyłkiem lepiej omijać. Chcę po prostu podkreślić to, że wiem jakie są zasady ubioru dla grubszych ludzi, ale świadomie je pomijam. Mam swój własny sposób na dobieranie ubrań i po to jest m.in. ten blog. Chcę się tym podzielić i lubię czytać jak mi wyszło. Bo czasami coś umknie mojej uwadze i mogę przesadzić (jak jakaś dobra duszyczka parę postów temu mi napisała, że moja bluzka jest za duża na mnie). Bo nic tak nie dodaje odwagi na kolejne eksperymenty jak dobre komentarze od innych. I nic tak nie cieszy jak świadomość, że gdy coś się źle zrobi, to ktoś o tym powie, by na drugi raz się nie zbłaźnić. Mam rację? :)
Ostatnie zdjęcie jest dla Visali, która mnie poprosiła o dokładne zdjęcie moich Martensów.


Bluzka/Shirt - KIK
Kamizelka/Vest - C&A

Bluzka/Shirt Ernsting's Family
Kamizelka/Vest - KIK
Spodnie/Trousers - MS Mode
Buty/Shoes - dr Martens

Buty

Panterowa sukienka i słów kilka o karnawale.

Poniższe zdjęcia zostały zrobione jeszcze przed moim wyjazdem. Pamiętam o tym dokładnie ponieważ od jakiegoś czasu używanie kozaków grozi przegrzaniem nóg :) Nie wiem, czy na dobre, ale nastała już prawie wiosna. Niedawno się dowiedziałam, że Kolonia jest specyficznym miastem (leży w dolinie, czy coś ;) ) i dzięki temu jest tu dużo cieplej niż w innych miejscach. Mam nadzieję, że zima już nie wróci. Powoli zastanawiam się, czy nie wyciągnąć mojego letniego płaszcza bo i w zimowym zaczyna być już za ciepło. 
Co do sukienki, pokazywałam ją dosyć dawno jako nowy zakup ale w sumie jeszcze jej nie nosiłam. Chyba czekam na cieplejsze dni by jej nie zasłaniać niepotrzebnymi warstwami innych ubrań. Ostatnio poczyniłam kilka (no dobra, więcej niż kilka) zakupów 'ubraniowych' i mam nadzieję, że uda mi się je sukcesywnie na sobie pokazywać. Wciąż szukam rozpinanego swetra, w kolorze czarnym, który sięgał by mi do kolan. Może kiedyś trafię, gdy porzucę nadzieję o znalezieniu takowego, albo będę akurat bez grosza przy duszy :)
Chciałam jeszcze napisać parę słów o ostatnim okresie. Dzisiaj praktycznie jest jego ostatni dzień. W ciągu ostatnich paru dni czułam się, że zamiast mieszkać w normalnym mieście, znalazłam się chyba na innej planecie :) Wszystko dzięki tzw. piątek porze roku, którą się tutaj obchodzi. Mowa oczywiście o karnawale. W poniedziałek, czyli wczoraj, prawie wszystkie firmy miały wolne a przez centrum przechodziła parada. Ale i tak, największym dla mnie szokiem był widok ludzi. Od czwartku trudno było minąć kogoś, kto wyglądał normalnie. Mijały mnie całe rodziny poprzebierane za biedronki, pszczoły itp. Od malutkich dzieci, po te tzw. stare baby wszyscy byli poprzebierani :) Ciężko w to uwierzyć ale naprawdę tak było. Największym szokiem dla mnie było, gdy weszłam do Douglasa. A tam sprzedawcy też poprzebierani.. Wszędzie :) Żałuję, że na dowód nie udało mi się porobić kilku fotek. Może następnego roku. I sama postaram się załatwić sobie kostium, bo w te dni ja byłam dziwakiem nie będą przebraną :)




Sukienka - M&S Mode
Buty - Deichmann

Moje małe tajemnice

Do zabawy wciągnęła nie przesympatyczna Koliberka. Zabawa polega na  podaniu kilku informacji o sobie, których nie można wyczytać na stronie bloga.

Oto kilka informacji.

1. Będąc małą dziewczynką mieszkałam kilka lat w Niemczech. Uczęszczałam tam do przedszkola, a później do podstawówki.
2. Skończyłam Politechnikę Śląską w Gliwicach na kierunku Informatyka.
3. Po studiach zaproponowano mi pracę we Wrocławiu jako programista systemów bankowych dla jednego z czołowych światowych banków.
4. Mój mąż studiował w Niemczech.
5. Punkt 1 i 4 oraz skuteczne 'umilanie' mojej pracy przez szefową sprawiło, że mieszkamy w Niemczech.
6. Zanim zdecydowałam się na studiowanie informatyki chciałam iść do Akademii Morskiej na nawigację.
7. Komputery stały się moją pasją od 1 klasy liceum. Początkowo tworzyłam strony internetowe, później przeszłam na klasyczne programowanie.
8. Uwielbiam się zachwycać pięknymi rzeczami. Mogę godzinami wpatrywać się w obraz, zdjęcie lub świetnie ubraną osobę. Również ubiór jest dla mnie sztuką.
9. Kiedyś malowałam. I to dosyć dobrze :)
10. Moje życie wypełnia muzyka, nie potrafiłabym bez niej żyć.
11. Kocham bollywood (SRK Rulez!). Uczyłam się nawet tego tańca we Wrocławiu i występowałam przed publicznością :)
12. Mam słabość do zwierzaków. Wszystkich. Najchętniej miałabym ich tyle ile Ace Ventura :)
13. Nie mam prawa jazdy i boję się je zrobić :)
14. Marzy mi się Citroen C3
15. Mam duszę włóczykija. Kredyt na mieszkanie i gromadka dzieci to nic dla mnie, przynajmniej na razie. Chcę pomieszkać jeszcze w tylu miejscach.
16. Mam ok milion par butów :) I wydaje mi się, że przydałby mi się drugi.

Kolejnym etapem zabawy jest wytypowanie kilku osób do jej kontynuacji. A zatem:

Mel - melthebagaholic.blogspot.com
Ramonies - ramoniesfashion.blogspot.com
Rzaba - wynurzeniarzaby.blogspot.com
Sheila - blackisthenewblackblog.blogspot.com
Mrs L - dressingmrsl.blogspot.com
Mała Gosia - mala100gosia.blogspot.com
Kamila - asmallworldoffashion.blogspot.com


Bita śmietana jako cecha narodowa Polaków

Wczoraj wybraliśmy się do centrum celem zapełnienia paru luk w garderobie mojego męża. Przyznam, że szukanie ubrań i akcesoriów dla ukochanej osoby jest nawet ciekawsze niż dla nas samych. Prawie wszystko udało nam się znaleźć i postanowiliśmy na zakończenie dnia wskoczyć do McDonalds'a (a raczej do McCafe) na kawę. Miałam ochotę na coś z bitą śmietaną, niestety w standardowej ofercie ,kawy na ciepło, są bez niej. Ale za dopłatą kilku centów nie było problemu. Najbardziej zdziwiło mnie, gdy Pani, która robiła nam kawę zapytała się mnie skąd jestem. Odpowiedziałam i odeszłam z tym, co zakupiłam. Przez chwilę zastanawialiśmy się z mężem, o co mogło chodzić. Po kilku chwilach owa Pani do nas podeszła i powiedziała, że pyta, bo zauważyła, że wszyscy goście z Polski zawsze proszą o bitą śmietanę do kawy :) Ciekawe :) Zawsze lepsze, że Polak pije kawę z bitą śmietaną, niż... wiadomo :)


 Płaszcz, torebka, bluzka z kołnierzem - C&A
Buty - Deichmann
Sweter - F&F
Spodnie - M&S
Chustka - Reserved




Podsumowanie roku.

Dzisiaj jest ostatni dzień roku. Zarazem też ostatni dzień mojego mieszkania w tym mieszkaniu. Jeszcze przedwczoraj do późna nocy (a raczej wczesnego ranka wczoraj) nie mogłam usnąć gryząc się myślami. Na różne tematy. Najbardziej jednak na fakt, że nie udało nam się znaleźć dobrego mieszkania. Jednak to prawda, że o 4 nad ranem człowiek dochodzi do dziwnych wniosków i widzi swoje życie trochę inaczej. Rano było lepiej. Zostałam obudzona telefonem od męża, że znalazł mieszkanie i możemy oglądać. Mieszkanie było i tanie i fajne ale trochę mniejsze. Potem okazało się, że mamy alternatywę! Mieliśmy możliwość zamieszkania w jeszcze jednym mieszkaniu. Każde miało swoje wady i zalety, długo dyskutowaliśmy ale myślę, że podjęliśmy dobrą decyzję. 

Przeczytałam ponownie mojego pierwszego posta w 2010 roku. Uśmiechnęłam się czytając fragment  "Mam wielką nadzieję, że pod koniec roku będę mogła powiedzieć, że wreszcie mam lepszą i ciekawszą pracę :) Jeśli wszystko dobrze pójdzie do następnego Sylwestra spędzę mając nowe nazwisko u boku... męża już, a nie narzeczonego :) Wiem, że to będzie największym wydarzeniem tego roku. I mam nadzieję, że na drugim miejscu znalezienie fajnej pracy..."

Gdybym miała podsumować mój rok to na pierwszym miejscu wymieniłabym mój ślub. Nie tylko ten jeden dzień ale od dwóch miesięcy wstecz po jego datę. Poznałam rodzinę od strony męża, brałam udział w szaleńczych przygotowaniach, szycie sukienki, wymyślanie dodatków, dekoracji, szukanie fotografa... Niby nic a jednak człowiek zostaje wciągnięty w wir czegoś zupełnie nowego. To było fajne przeżycie. Później po raz pierwszy pojechałam na naprawdę długie wakacje (jako podróż poślubną), płynęłam promem do Szwecji, zobaczyłam po raz pierwszy ten piękny kraj. Zmieniły się trochę moje stosunki z rodzicami, ale w pewnym sensie na lepsze, przynajmniej dla mnie. Pod koniec roku spełniłam kolejne wielkie marzenie (dzięki mężowi) i zrezygnowałam z pracy. Teraz jestem w zupełnie innym kraju i mogę ułożyć sobie życie zupełnie na nowo. Przyznam, że to był ciekawy rok. Pełen zmian i nowych doświadczeń.

Kiedyś mój tata powiedział ciekawą rzecz. Zauważył, że w życiu jest jakoś tak, że jeśli człowiekowi coś jakby jest przeznaczone, to idąc w tym kierunku wszystko mu sprzyja. Robiąc przygotowania do tego, przechodząc przez to, wszystko idzie jak po maśle. Jeśli coś 'nie jest dla niego' to choćby  nie wiadomo co, wszystko mu będzie w tym przeszkadzało. Są dwie szkoły podejścia do przeszkód w życiu. Jedni uważają, że gdy coś przeszkadza oznacza to, że coś nie jest dla nas. Inni zaś, że w życiu powinno się nie zważać na problemy tylko iść wyznaczoną trasą. Mój tata jest człowiekiem, który myśli wg. tej drugiej filozofii ale powyższe stwierdzenie powiedział pod kątem, gdy coś idzie pomyślnie. Często z mężem śmiejemy się, że cała ta sytuacja, że jesteśmy tu w Niemczech jest jakby dla nas :) Spodziewaliśmy się sporych trudności by się tu dostać i mieć jakiś w miarę dobry start. Zabawne jest to, że w tym samym czasie w naszych pracach zrobiło się tak kiepsko, że nie myśleliśmy o niczym innym jak tylko o ucieczce stamtąd. Decyzja była tak prędka, że nie wiedzieliśmy, czy uda nam się tak szybko urwać z pracy i oddać mieszkanie (okresy wypowiedzeń). Zarówno w mojej jak i Łukasza pracy puścili nas po miesiącu, właściciel mieszkania nawet się ucieszył, że tak szybko uciekamy (bo sam chciał się przeprowadzić do mieszkania), a nowa firma męża sfinansowała nam mieszkanie na pierwszy miesiąc w Niemczech. I jakoś się udało :) 

Koniec przynudzania :) Powyższe sytuacje nie opisałam przypadkowo. Z nadchodzącym Nowym Rokiem pragnę życzyć każdemu kto to przeczyta wszystkiego najlepszego. Oby 2011 był jeszcze lepszy od poprzedniego roku. Życzę byście nie tracili nigdy nadziei, bo tak jak z moim głupim mieszkankiem, w ostatniej chwili może się okazać że wszystko jednak się uda. Czasami jest tak, że gdy czegoś w życiu zapragniemy, przychodzi nam to z mniejszą lub większą łatwością Ale są czasem rzeczy, które sprawiają kłopoty, człowiek próbuje ale ciągle coś staje mu na drodze. Życzę Wam siły i wytrwałości by jednak dokonywać pozornie niemożliwego. Pamiętajcie, że to co przychodzi z łatwością nie jest też tak do końca docenianie. Najpiękniejsze widoki są zawsze z najwyższych i najbardziej stromych gór :) Nie zapominajcie o widoku jaki może Was czekać, dzięki temu ścieżka pod górę będzie przynajmniej pełna optymizmu i w jakiś sposób prostsza. Oby w trakcie nigdy nie napadały Was wątpliwości typu 'może jednak to nie dla mnie'. 

I na koniec dziękuję wszystkim osobą, które dzielnie przez ten rok czytały moje posty, komentowały ubrania. Doceniam nawet to, że przy całym fatalnym stroju potrafiły docenić ładną torebkę i to napisać ;)
Dziękuję anonimom (i nie anonimom) za porady jak wyglądać lepiej.
Dziękuję również tym anonimom, którzy nie byli szczególnie mili  - dzięki takim komentarzom nabiera się dystansu do tego, co myślą o mnie inni.

Mam nadzieję, że nadal będę miała tych paru wiernych czytelników, którzy do każdego posta chociaż jedno zdanie od siebie napiszą. To szalenie miłe i zawsze to doceniam :) 

Tym, którzy wytrwali i wszystko przeczytali - gratuluję :)


Szczęśliwego Nowego Roku!!!!!!!!

Szary chyba nie gra ze złotem i beżem...

Znalezienie mieszkania w Köln jest istnym koszmarem. Dobrego mieszkania. Pisząc 'dobre mieszkanie' mam na myśli takie, które jest umeblowane, nie trzeba płacić prowizji maklerowi, jest w okolicy jakiś sklepów (jeden supermarket wystarczy) i jest w miarę blisko do metra. Gdybym z tych warunków usunęła prowizję maklera miałabym bogaty wachlarz najprzeróżniejszych, w różnych stopniach pięknych mieszkań. Niestety prowizje, jak dla nas, są na obecny stan nie do przyjęcia (ok 1500 - 2000 euro). Jeśli by usunąć tylko warunek, że ma być umeblowane, też znajdzie się masa mieszkań. Niemcy zamiast kupować mieszkania wolą je na wiele lat wynajmować. Sprytne, nie? Właśnie taki stan rzeczy był jednym z główniejszych powodów dla których opuściliśmy Wrocław. Nie mieliśmy ochoty wydawać miesięcznie prawie jednej pensji na kredyt mieszkaniowy. A wynajem mieszkań jest we Wrocławiu katastrofą. Ci co próbowali znaleźć coś sensownego wiedzą, wiedzą o czym mówię. Mogłam albo wydawać 3 tyś. miesięcznie na w miarę ładne mieszkanie, bądź 2000 na mieszkanie old-school, czyli meble z komunizmu a do łazienki tylko z zamkniętymi oczyma :) 
Gdyby nie ten problem mieszkaniowy może byśmy nie byli tu, gdzie jesteśmy.
W każdym razie tutaj prościej o puste mieszkanie, w rozsądnej cenie. Plusem jest to, że można je sobie urządzać jak się lubi, a gdy nam się znudzi  okolica (lub zmieni zawartość portfela), zabrać meble i w miesiąc być już gdzie indziej. Nie trzeba szukać kupców na niespłacone mieszkanie, latać po bankach etc. Moim zdaniem wygodniej. Więc, jest 30 grudnia, a my nie mamy jeszcze mieszkania od 1 stycznie. Fajnie nie? :) Dzisiaj oglądamy dwa, zobaczymy co z tego będzie.

Dwa dni temu oglądaliśmy z jedną kobietą jej liczne mieszkania. Pokazała nam mieszkania w kamienicy, którą odziedziczyła po rodzicach. Tragedia, zimno, skrzypiąca klatka schodowa, kuchnia i łazienka... nie.. lepiej nie wspominać. Potem pokazała nam jedno, sterylne mieszkanie tuż przy brzegu Renu. Nawet fajne i nawet się zdecydowaliśmy. Mieliśmy już wszystko dogadywać, ale dla pewności wspomnieliśmy o naszych trzech głupolkach (czyt. szynszyle). Babka powiedziała, że się nie zgadza na zwierzęta. Miała już wynajmujących z kotami i psami. Ponoć wszystko było zniszczone. Nie dała sobie wytłumaczyć, że szynszyle mieszkają w klatce i nie śmierdzą, nie sikają po mieszkaniu ani nic. Powiedziała, że ostatnio po jakimś psie musiała wydać 5.000 euro na odpchlenie mieszkania. Zasugerowała, że za tą zaoszczędzoną kasę możemy sobie potem kupić100 szynszyli. Że niby teraz mamy im karki ukręcić? Głupia pipa.


Żeby nie było za dużo smęcenia wklejam po dłuższym czasie znowu siebie :) Zdjęcie z wczoraj, wieczorne wyjście pozałatwiać kilka spraw. Być może torebka nie bardzo komponuje się z kurtką i chustką, które idą bardziej w kolor złoty. Za to komponuje się z szarymi kozakami. Nie jest to wg. mnie ideał dopasowanego stroju, ale jak wspomniałam większość moich ubrań i innych rzeczy jest we Wrocławiu. Co za niedługo się pewnie zmieni :)


Kurtka - c&a
Chusta - h&m
Spódnica - kappah
Torebka  - eTorebka.pl
Buty - Deichmann

Życzenia

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym życzyć Wam i Waszym rodzinom dużo ciepła, szczęścia, radości i spełnienia wszystkich marzeń :)


Zamiast kartek z internetu wklejam zdjęcia z mojego okna:


Ostatni dzień pracy.

Do wczorajszych ubrań się trochę przyczepiliście ale nie narzekam. O to mi właśnie chodziło :) Może racja, że góra zbyt jasna? Tylko miał być ciemniejszy sweter, czy ciemniejsza bluzka?

Dzisiejszy zestaw został skompletowany przed komentarzami stąd dekolt. Wybrał go mąż na moje pytanie, jak się ubrać na ostatni dzień pracy. Do zestawu ubrałam te same rajstopy, co przedwczoraj. No, niedokładnie te same, tylko po prostu mam ich więcej w tym samym kolorze :)

Moje pożegnanie w pracy wyobrażałam sobie trochę inaczej, ale i tak było trochę wzruszająco. Mam nadzieję, że niektórych jeszcze zobaczę.







Jedna z większych decyzji...

Zrobiłam nareszcie to, o czym marzyłam już od wielu miesięcy. Wreszcie dałam wymówienie w pracy, której nie znosiłam. Tzn sama praca była dość ciekawa ale sami ludzie, sposobem zarządzania mieli wyjątkowy talent do spieprzania wszystko za co się wzięli. Po raz pierwszy siedzę przed tym komputerem i czuję wewnątrz taką lekkość i spokój. Tzn targają mną inne uczucia typu, co dalej ale wiem, że nie muszę się denerwować tym ile czasu jeszcze tam spędzę. Bo wiem, że max 3 miesiące. Teraz mam urlop i zamierzam do przyszłego wtorku się porelaksować u rodziców, a później wrócę ze świadomością, że jeszcze tylko trochę. Mam nadzieję, że skrócą mi maksymalnie okres wypowiedzenia, nikt raczej nie chce trzymać pracownika, który nie chce pracować, ale jak już wcześniej wspomniałam sposób postępowania w firmie jest szczególny :)
Nie zrozumcie mnie źle, nie rzuciłam roboty "bo tak" tylko wyprowadzam się z Wrocławia :) Gdzie, to powiem później :)

Z innej beczki zupełnie. Poszłam ostatnio z mężem do C&A w celu kupienia mu cieplejszych ubrań i skończyło się, że zrobili tak świetne przeceny, że wyszłam z jedną rzeczą dla niego i sześcioma dla mnie. Ale bez żartów kupiłam dla niego polo z długim rękawem, dla siebie sweter i pięć bluzek i za całość zapłaciłam... 101 zł.
Przecenili bluzki i swetry na 9 i 15 zł.

A teraz wklejam kilka fotek z ostatnich dni.

1. To miałam tak dawno temu na sobie, że aż zapomniałam kiedy :) Ale na pewno w ciągu ostatnich 3 tygodni :)
2. To samo, co powyżej tylko ze swetrem. Niestety zimne poranki wymuszają grubszą garderobę. 
3. Z tego, co pamiętam chciałam uwiecznić moje nowo kupione buty :) Dodam, że chyba pół godziny miałam je założone w sklepie i zastanawiałam się, czy je kupić. Nie chodziło o to, że nie byłam pewna, czy mi się podobają, a raczej to, czy nie są zbyt, przez te gumki, krzykliwe. Pamiętam, że mój mąż się strasznie denerwował bo mieliśmy zaraz seans w kinie i bał się, że będę tak siedziała i myślała do zamknięcia sklepu. Najpierw mówił, że są okropne, a potem w domu stwierdził, że są fajne tylko, że perspektywa utraty fajnego filmu zakrzywiała mu spojrzenia na buty. Powiem, że są świetne do przebiegania przez ulicę, biegnięcia za tramwajem itp. Są na zamek, mają gumki - czyli nie spadną :D
4. To zwykła bluzka letnia, ale wydaje mi się, że dużo lepiej się prezentuje jako kamizelka. Nie bardzo idać tego na zdjęciu ale buty mam w podobnym kolorze.
5. To tunika, którą nosiłam latem (uwieczniona w postach z latach), niestety ciężko mi definitywnie pożegnać się jesienią z letnimi ubraniami dlatego nadal je noszę z tą różnicą, że pod spód zakładam coś cieplejszego. Kółko, które jest po haftem to efekt lampy błyskowej :)
6. Przyznam, że nie jestem dumna z tego zestawu, nie lubię tego swetra i coraz bardziej dojrzewam do decyzji by go dać na śmietnik. Ale ponieważ jestem konsekwentna, wklejam wszystko w czym sobie zrobiłam zdjęcie. Jeśli macie krytykować to zdjęcie - nie musicie - wiem, że jest kiepsko :)
7. Szkoda, że nie uwieczniłam tego, co mam pod czarnym swetrem. Kupiłam sobie wełnianą sukienkę. Jak widać czerwoną, z golferm. Ma, moim zdaniem, tylko jeden mankament. Jest bez rękawów. Zakładam pod nią czarną bluzkę z długim rękawem. 

Czy ma ktoś pomysł jak ją nosić (zarówno góra jak i dół) żeby wyglądało ciekawiej niż na zdjęciu? 


8. Założę się, że każdego bardziej zainteresuje tu Zuzia :) Rano, gdy dosypywałam szynszylom jedzenie wyskoczyła mi z klatki i stąd moje zdjęcie z nią, gdy ją wreszcie złapałam :)
9. To jedna z bluzek, które opisałam wyżej (w promocji, kosztowała 9 zł). Na zdjęciu kiepsko wyszła ale świetnie układają jej się rękawy, są takie bufiaste. Lubię zgniłą zieleń bo genialnie wygląda w połączeniu ze złotym. Na zdjęciu widać też moje ukochane korale, o których pisałam parę postów wcześniej. I dokładnie zdaję sobie sprawę, że tego cuda połączenia zieleni ze złotem na tym zdjęciu, przy tym świetle nie widać :)
10. Sweter i bluzka, które też kupiłam w wyżej wspomnianej promocji. Każde za 9 zł. Sweter jest w firmie tuniki, a tylko w górnej części 'prześwitujący'. Bluzka jest w serek, ma śliczne falbanki i guziki po bokach dekoltu. Niestety nie widać tego na zdjęciu. I wiem, że lepiej gdy sweter jest 'w serek' a bluzka półokrągła :)











Dzień zwierzaków - Moje szynszyle

Wiele razy o nich wspominałam, teraz wreszcie je pokażę. Z okazji międzynarodowego dnia zwierząt poświęcam tego posta moim trzem rozrabiakom.
Zaczęło się od tego, że jakieś dwa lata temu, mój mąż, który wtedy jeszcze mężem moim nie był, powiedział, że chciałby mieć szynszyle. Mówisz masz :) Z racji, że taka szynszyla w sklepie zoologicznym trochę kosztuje - poszperałam w Internecie za różnymi ogłoszeniami. Znalazłam kobietę, która miała szynszyle, ale nie chciała się nią opiekować. Pomyślałam, że to coś dla nas, nie dość, że będzie upragniona szynszyla to jeszcze jedną wyrwiemy z rąk osoby, która jej na pewno nie uszczęśliwia. I tak, pewnej sierpniowej soboty Łukasz przyniósł do domu zapakowaną klatkę, w której siedziała przestraszona Zuzia. Tak ją nazwaliśmy. Po 10 minutach zaciekawiona kicała po naszych przedpokoju.  Jestem do niej chyba najbardziej przywiązana, dlatego, że jest z nami najdłużej i pewnie dlatego, że jest do nas najbardziej przywiązana. Kiedyś zajęta prasowaniem, nagle zaczęło mnie coś ciągnąć za nogawkę moich rybaczek. Nigdy nie zapomnę jej wzroku jak ciągając mnie łapkami patrzyła się wprost na mnie :) Potem wyczytaliśmy, że niedobrze, gdy szynszyla jest samotna, z racji, że jest zwierzęciem stadnym. W takim razie znowu wróciłam do przeglądania różnych ogłoszeń. Znalazłam osobę, która zajmowała się hodowlą zwierząt. Poszliśmy do niej w celu dokupienia Zuzi koleżanki. Na miejscu zastaliśmy dwie siostry, mieliśmy sobie wybrać jedną... W efekcie nie mieliśmy serca je rozdzielać i teraz od ponad roku mamy Zuzie, Zosie i Tosie :)













Nowy wygląda bloga.

Niedawno pewna osóbka, w jednym z komentarzy, zwróciła mi uwagę, że zdjęcie na samej górze bloga jest troszkę nieaktualne. Poszłam za ciosem i prócz zmiany zdjęcia zmieniłam sobie kolor bloga i zaprojektowałam nowe "logo". Zatem dziękuję za tą uwagę, która skłoniła mnie do zmian :)
A tak w ogóle, to szkoda, że niedziela dobiega końca, a jutro trzeba znowu wstawać wcześnie rano :(

:)



Witam po dłuższej przerwie. Na wstępie pragnę podziękować wszystkim życzliwym osobom za życzenia i miłe słowa, zrobiło mi się naprawdę niesamowicie miło po przeczytaniu tylu miłych komentarzy.
Wróciliśmy wczoraj z naszych wakacji (podróży poślubnej) stąd brak wpisów :) Niestety jutro do pracy, znów zacznie się szara rzeczywistość :) Ale ten ślub dał mi takiego małego "kopa" żeby w końcu ruszyć coś w moim życiu :) Mam kilka małych pomysłów, które mam nadzieję pozwolą zmienić trochę moje... nasze już życie :)

Jestem szczęśliwa :)

I stało się.





Tak jak w temacie :) 23 lipca był ten dzień, o którym pisałam już wielokrotnie. Było naprawdę wspaniale, w jednym miejscu zebrały się moje najukochańsze osoby, od mojej rodziny po przyjaciółki :) Najciekawsze było to, że lało, a gdy był czas iść do kościoła... przestało i aż do końca sesji w plenerze nie padało, a potem znowu... Jestem nadal pod wrażeniem tego dnia, że wciąż brak mi słów by wszystko opisać :) Było naprawdę  cudownie :) Obecnie przebywamy na naszej podróży poślubnej, na której ciągle leje ;)

Zdjęcia z całego chyba tygodnia :)

Uwaga! Włączyłam możliwość komentowania nawet dla niezalogowanych. Tylko proszę, nie rańcie moich uczuć :p

Kochani, dziękuję bardzo za wypowiedzi dotyczące mojego dylematu z poprzedniego posta oraz za maile. To miłe widzieć tyle chętnych do dobrej rady osób. Skorzystałam na razie z pomysłu Małej Gosi i kupiłam w Rossmanie żelowe wkładki. Pisząc tego posta siedzę w antygwałtkach, butach i tym żelowym czymś. Na razie jest ok, ale być może to dlatego, że siedzę :) W sumie najlepiej sprawdziłabym je chodząc po dworze, ale nie mam odwagi, zniszczę i co będzie, A każdemu znane są chyba prawa Murphy'ego :)
Udało nam się chyba znaleźć fajnego DJa, forograf też już jest, a jutro najprawdopodobniej odbieramy obrączki. Chyba dobrze będzie. Ale dość już o weselu, czas w końcu zacząć przestać ciągle o tym myśleć.
Czasami wydaje mi się, że są na świecie tacy ludzie, którzy są tak w życiu nieszczęśliwi, że próbują innym, choćby w maleńkich codziennych sprawach, utrudnić życie. Mam w pracy koleżankę, która, tak mi się przynajmniej wydaje, ułożyła sobie życie tak, że myślała, że będzie OK a tak naprawdę nie jest... Wyprowadziła się najdalej od rodziców jak tylko mogła, znalazła męża, który swoich też ma na drugim końcu Polski, wzięła go pod pantofel, zrobili sobie dwójkę dzieci... teraz nie mają co z nimi zrobić, wydają fortunę na niańkę nie chodzą ze sobą nigdzie bo by musieli coś zrobić z dziećmi, na nic nie mają czasu i co chwile słyszę, że najchętniej tych dzieciaków pozbyła by się raz na zawsze... Dlaczego sądzę, że jest nieszczęśliwa i chcę by inni też byli? Ponieważ krytykuje wszystko, co wymyślę, co powiem, w jakiej będę sytuacji :) Ja powiem, że byłam w kinie, na spacerze i fajnej kolacji, to widzę w niej takie ukłucie zazdrości, potem powiedzenie, że ona takich rzeczy nie potrzebuje, żalenie, że ma dzieci i nic nie może, aż wreszcie, że jak super to mieć dzieci i w ogóle to ona je woli niż mieć jakieś przeżycia :) Ludzie, nigdy nie widziałam matki, która by tyle złych rzeczy opowiadała o swoich dzieciach. Jak jej przeszkadzają, jakie są upierdliwe, hałaśliwe, ciągle chcą jej uwagi, a ona nie chce im jej dawać, że jak fajnie by były gdyby zniknęły... Boszszszszsz.... Czy tak jest zawsze? :) Pytam bo dzieci nie mam, ale patrząc na nią to ja się boję :) I oczywiście jak mnie spotka coś fajnego to jest nieprzyjemna do końca dnia :)  I zawsze wszystko musi skrytykować, albo zaprzeczyć. Choćbym powiedziała, że ziemia jest okrągła, to ona zacznie udowadniać, że jest płaska... Czasami się zastanawiam, czy regułą jest też to, że "mamuśki" w pewnym momencie już nie rozgraniczają kto jest ich dzieckiem, a kto np koleżanką i chcą być zawsze nad kimś i ich pouczać :) Ech, plotkuję... choć przecież nie mówię konkretnie o kim mowa, a koleżanek w pracy mam sporo :)

Ale inaczej... są już wyprzedaaaaże :) A ja za dwadzieścia kilka złoty kupiłam sobie między innymi coś takiego :)


Za te dwadzieścia coś to oczywiście te brązowe (proponuję biegiem udać się do Tesco bo za śmieszne pieniądze wyprzedają super buty). To po lewej to inne buty, kupione w TK Maxx. Czasem mam tak, że zobaczę buty i choćbym naprawdę ich nie potrzebowałą to nie potrafię ich nie kupić. A te są boooskie :) 

No i kilka ciuchów, tradycyjnie :)



Spódnica - clockhouse
Getry - c&a
buty - deichmann
bluzka - ciucholand
sweter - allegro
chustka - reserved %




Tunika - C&A
Getry - C&A
Buty - Deichmann
Torebka - Dom Mody Tesco
Naszyjnik 1 - C&A %
Naszyjnik 2 - H&M






Bluza (wiem, wygląa jak marynarka) - Clockhouse


A teraz pytanie całkiem poważnie. Jak wygląda to zestawienie ubrań poniżej? Getry i tunika? Może być? Nie miałam za bardzo pomysłu na buty, więc włożyłam pod kolor. Wszelkie rady mile widziane!











Related posts

 
MOBILE