Do napisania tego posta zainspirowała mnie tak prosta czynność jaką jest porządkowanie filmów DVD. Ponieważ miejsca na regale mam mniej niż filmów zazwyczaj trzymam tam te bardziej ulubione, do których częściej lubię sięgać. Posegregowałam je według rodzajów i stwierdziłam, że mam całkiem pokaźną kolekcję... Bollywood. Tak, to ciekawy gatunek filmowy. Jedni wręcz go nie znoszą, a inni wprost uwielbiają. Mnie się w tych filmach podoba sposób w jaki pokazywany są ludzie i uczucia. Próżno tu szukać scen, gdzie kobiet tuż po poznaniu mężczyzny wskakuje mu do łóżka. Często i próżno szukać choćby pocałunku. To gatunek, gdzie kobiety są delikatne, ciepłe i przede wszystkim się szanują, a mężczyźni wartościowi i potrafią wobec kobiet się zachowywać. Tutaj miłość się powoli rozwija, jest ukazywana w postaci spojrzeń, uśmiechów, zamyśleń.. a marzenia pokazywane w postaci piosenek i tańców. Moim zdaniem by polubić Bollywood trzeba być wrażliwym i umieć docenić ten sposób pokazywania świata i zmieniających się relacji między ludzkich. Oczywiście filmy są mocno przekoloryzowane, pokazują często świat jakim nie jest i ludzi w trochę lepszy sposób. Ale wiecie co? Ja wolę by film dawał choć trochę złudzenia, że świat i ludzie jednak potrafią być piękni niż widzieć brutalną rzeczywistość pełną seksu, przemocy i przekleństw.
Dlatego na półce wylądowały głównie filmy tego typu. Niestety jest ich aż tyle, że zajęły sporą jej część! Żeby było trochę bardziej "uporządkowanie" poukładałam je kolorystycznie. Moim zdaniem ułożenie płyt, czy książek według kolorów wygląda dużo ciekawiej. Kiedyś książki układałam według wielkości, potem spróbowałam wg kolorów i wygląda to o wiele ciekawiej. Przedstawiam wam fragment mojego (nie wiem jak nazwać ten pokój) dużego pokoju/salonu/pokoju dziennego z widokiem właśnie na półkę z wyżej wymienionymi płytami ułożonymi kolorystycznie.

A wracając do tematu Bollywood. Mieszkając we Wrocławiu dość szybko nawiązałam kontakty z ludźmi, którzy też go bardzo lubili. Mniej więcej raz na miesiąc organizowane były imprezy taneczne w tym klimacie. Jakie to było cudowne!!! Zapisałam się na kurs tego tańca, gdzie poznałam świetnie kobiety. Nie dość, że uczyłyśmy się tańczyć to jeszcze świetnie się ze sobą bawiłyśmy. Mało tego! Zdarzyło nam się mieć nawet kilka występów przed publicznością :) Z jednego takiego mam nawet zdjęcia, którymi chętnie się tutaj pochwalę :) Wkleiłam też zdjęcia z prób i zwykłych kursów. Bardzo fajnie wspominam ten czas. Pamiętam, że szczególnie zakolegowałam się z jedną z tych kobitek i często razem chodziłyśmy szukać po wrocławskich second handach ubrań na "występy". Kiedyś ciucholandy nie były tak popularne i znajdowałyśmy sporo perełek. Piękne chusty, sari (tak, mam kilka!), czy Salwar Kameez. Salwar Kameez (dla niewtajemniczonych) to ten tak popularny indyjski komplet składający się z tuniki i spodni. Do tego często nosi się chusty tzw. dupatty. Właśnie mam kilka takich dupatt, które chętnie noszę jako zwykłe szaliki. Też wklejam :) Wtedy lubiłam bardziej podkreślać oczy prawdziwym kholem albo kajalem (białka wyglądały niesamowicie biało przy tych kosmetykach!), nosić duże długie kolczyki. Szkoda, że nie miałam czarnych włosów, o wiele lepiej by pasowało :) Miałam kilka fotek w moich "przebraniach" ale niestety tylko dwie z nich odnalazłam. Z jednego z występów mam nawet film! Ale tego Wam nie pokażę :) Potem miałam przyjemność potańczyć trochę na warsztatach Bollywood lub uczęszczać na kursy tańca brzucha (tribal). Ale co bollywood to bollywood :) Dodałam też zdjęcie z występu z okazji święta Bharati :)
Zresztą, co ja będę pisać! Sami zobaczcie :)

Pokazuję też moją niewielką kolekcję chustek (czyli dupatta). Są ogromne więc można nimi bardzo fajnie się otulić. Do tej żółto-niebieskiej posiadam też tunikę :). W ogóle tutaj w Niemczech co jakiś czas napotykam na ulicy na hinduski. Z wielką przyjemnością oglądam ich pięknie zdobione indyjskie stroje i biżuterię. Są o wiele przyjemniejsze dla oka niż kobiety z Iranu (i tym podobnych krajów) w czadorach.


Do moich ulubionych filmów należą: "Kal ho naa ho", "Kabhi alvida naa kehna", "Fanaa", "Kuch kuch hota hai" albo "My name is Khan". Ten ostatni pokazuje jaką piękną religią jest Islam, ale niestety też jak bardzo jest źle odbierany na świecie poprzez fanatyków, którzy go kompletnie źle interpretują.
Dlatego na półce wylądowały głównie filmy tego typu. Niestety jest ich aż tyle, że zajęły sporą jej część! Żeby było trochę bardziej "uporządkowanie" poukładałam je kolorystycznie. Moim zdaniem ułożenie płyt, czy książek według kolorów wygląda dużo ciekawiej. Kiedyś książki układałam według wielkości, potem spróbowałam wg kolorów i wygląda to o wiele ciekawiej. Przedstawiam wam fragment mojego (nie wiem jak nazwać ten pokój) dużego pokoju/salonu/pokoju dziennego z widokiem właśnie na półkę z wyżej wymienionymi płytami ułożonymi kolorystycznie.

A wracając do tematu Bollywood. Mieszkając we Wrocławiu dość szybko nawiązałam kontakty z ludźmi, którzy też go bardzo lubili. Mniej więcej raz na miesiąc organizowane były imprezy taneczne w tym klimacie. Jakie to było cudowne!!! Zapisałam się na kurs tego tańca, gdzie poznałam świetnie kobiety. Nie dość, że uczyłyśmy się tańczyć to jeszcze świetnie się ze sobą bawiłyśmy. Mało tego! Zdarzyło nam się mieć nawet kilka występów przed publicznością :) Z jednego takiego mam nawet zdjęcia, którymi chętnie się tutaj pochwalę :) Wkleiłam też zdjęcia z prób i zwykłych kursów. Bardzo fajnie wspominam ten czas. Pamiętam, że szczególnie zakolegowałam się z jedną z tych kobitek i często razem chodziłyśmy szukać po wrocławskich second handach ubrań na "występy". Kiedyś ciucholandy nie były tak popularne i znajdowałyśmy sporo perełek. Piękne chusty, sari (tak, mam kilka!), czy Salwar Kameez. Salwar Kameez (dla niewtajemniczonych) to ten tak popularny indyjski komplet składający się z tuniki i spodni. Do tego często nosi się chusty tzw. dupatty. Właśnie mam kilka takich dupatt, które chętnie noszę jako zwykłe szaliki. Też wklejam :) Wtedy lubiłam bardziej podkreślać oczy prawdziwym kholem albo kajalem (białka wyglądały niesamowicie biało przy tych kosmetykach!), nosić duże długie kolczyki. Szkoda, że nie miałam czarnych włosów, o wiele lepiej by pasowało :) Miałam kilka fotek w moich "przebraniach" ale niestety tylko dwie z nich odnalazłam. Z jednego z występów mam nawet film! Ale tego Wam nie pokażę :) Potem miałam przyjemność potańczyć trochę na warsztatach Bollywood lub uczęszczać na kursy tańca brzucha (tribal). Ale co bollywood to bollywood :) Dodałam też zdjęcie z występu z okazji święta Bharati :)
Zresztą, co ja będę pisać! Sami zobaczcie :)

Pokazuję też moją niewielką kolekcję chustek (czyli dupatta). Są ogromne więc można nimi bardzo fajnie się otulić. Do tej żółto-niebieskiej posiadam też tunikę :). W ogóle tutaj w Niemczech co jakiś czas napotykam na ulicy na hinduski. Z wielką przyjemnością oglądam ich pięknie zdobione indyjskie stroje i biżuterię. Są o wiele przyjemniejsze dla oka niż kobiety z Iranu (i tym podobnych krajów) w czadorach.


Do moich ulubionych filmów należą: "Kal ho naa ho", "Kabhi alvida naa kehna", "Fanaa", "Kuch kuch hota hai" albo "My name is Khan". Ten ostatni pokazuje jaką piękną religią jest Islam, ale niestety też jak bardzo jest źle odbierany na świecie poprzez fanatyków, którzy go kompletnie źle interpretują.
Zum Schreiben dieses Eintrages hat mich das Aufräumen meiner DVD Sammlung inspiriert. Weil ich auf dem DVD-Regal weniger Platz als DVDs habe stelle ich dort die Filme ein, die ich am meisten mag. Ich habe die Filme nach Genre sortiert und festgestellt, dass ich ganz viele Bollywood Filme besitze. Diesen Typ von Film kann man entweder lieben oder hassen, denke ich :) Ich mag die Weise in der sie dort die Welt und die Menschen zeigen. Dort Findet man keine Frauen die nach der ersten Begegnung einem Mann ins Bett hüpfen. Nein, dort ist es sogar schwer einen Kuss mitzubekommen! Ich mag wie die Gefühle durch Blicke, Lächeln oder Träumen gezeigt werden. Und wenn man Träume oder Gefühle darstellen möchte macht man das durch Tanzen und Singen.
Aber erst mal zurück zu den DVDs. Damit das alles irgendwie sich schön präsentiert habe ich die Filme nach Farben sortiert. Hier ein kleiner Blick auf mein Wohnzimmer und das kleine DVD-Regal:
In Wroclaw, Polen, habe ich viele Menschen mit der selben Leidenschaft zu Bollywood gefunden. Es gab da eine ziemlich große Gruppe, die fast jeden Monat eine große Bollywood-Party geschmissen hat. Man, das waren Momente! Ich habe nirgens so viel Spaß gehabt. Damals bin ich sogar auf einen Bollywood Tanzkurs gegangen, wo wir sogar ein paar mal vorm Publikum aufgetreten sind. Das machte so viel Spaß :) Ich habe noch Bollywood-Workshops und Bellydance-Tribal Tanzkurse besucht. Ich könnt hier ein Paar Fotos von dieser Zeit sehen. Ich hatte (und habe die immer noch!) auch ein Paar Kostüme, Saris, Tunikas und Dupattas (diese großen Tücher). Ich habe meine Augen stark mit echtem Khol oder Kajal bemalt und habe große orientalische Ohrringe getragen. Schade, dass ich schon damals keine schwarzen Haare gehabt habe. Würde sehr passen :) Auf den Folgenden Fotos könnt ihr mich in ein Paar Bollywood Sachen sehen, auf meinen Proben, Kursen und ich habe sogar ein Paar Bilder von einem von dem Auftritten. Und dazu noch ein Foto von einem Bharati-Fest-Event.

Hier könnt ihr meine bescheidene Sammlung von Duppatas sehen. Es gibt nicht viele. Sie sind so groß und lang, dass man sich toll in die einwickeln kann :) Zu der in den gelb-blau Tönen habe ich noch eine passende Tunika.


Zu meinen Lieblingsfilmen gehören: "Kal ho naa ho", "Kabhi alvida naa kehna", "Fanaa", "Kuch kuch hota hai" oder "My name is Khan". Der letzte zeigt wunderbar was Islan für eine schöne Religion ist doch durch die Fanatiker, die in schlecht interpretieren, wird sie auf der Welt sehr schlecht dargestellt.
Aber erst mal zurück zu den DVDs. Damit das alles irgendwie sich schön präsentiert habe ich die Filme nach Farben sortiert. Hier ein kleiner Blick auf mein Wohnzimmer und das kleine DVD-Regal:

In Wroclaw, Polen, habe ich viele Menschen mit der selben Leidenschaft zu Bollywood gefunden. Es gab da eine ziemlich große Gruppe, die fast jeden Monat eine große Bollywood-Party geschmissen hat. Man, das waren Momente! Ich habe nirgens so viel Spaß gehabt. Damals bin ich sogar auf einen Bollywood Tanzkurs gegangen, wo wir sogar ein paar mal vorm Publikum aufgetreten sind. Das machte so viel Spaß :) Ich habe noch Bollywood-Workshops und Bellydance-Tribal Tanzkurse besucht. Ich könnt hier ein Paar Fotos von dieser Zeit sehen. Ich hatte (und habe die immer noch!) auch ein Paar Kostüme, Saris, Tunikas und Dupattas (diese großen Tücher). Ich habe meine Augen stark mit echtem Khol oder Kajal bemalt und habe große orientalische Ohrringe getragen. Schade, dass ich schon damals keine schwarzen Haare gehabt habe. Würde sehr passen :) Auf den Folgenden Fotos könnt ihr mich in ein Paar Bollywood Sachen sehen, auf meinen Proben, Kursen und ich habe sogar ein Paar Bilder von einem von dem Auftritten. Und dazu noch ein Foto von einem Bharati-Fest-Event.

Hier könnt ihr meine bescheidene Sammlung von Duppatas sehen. Es gibt nicht viele. Sie sind so groß und lang, dass man sich toll in die einwickeln kann :) Zu der in den gelb-blau Tönen habe ich noch eine passende Tunika.


Zu meinen Lieblingsfilmen gehören: "Kal ho naa ho", "Kabhi alvida naa kehna", "Fanaa", "Kuch kuch hota hai" oder "My name is Khan". Der letzte zeigt wunderbar was Islan für eine schöne Religion ist doch durch die Fanatiker, die in schlecht interpretieren, wird sie auf der Welt sehr schlecht dargestellt.
The cleaning my DVD Rag inspired my to write this post. I was sorting the DVDs by genre and noticed that majority are the bollywood movies. I sorted them by colour to make it look a little better. On the next picture You can see a part of my living room with the colour sorted DVDs.

I love bollywood. When I moved to Wroclaw I meet a lot of people with the same passion. The made every month a big bollywood party. That was the best moment of my life. I started to attend to various bollywood and belly dance classes. We even performed! Below You can see some pictures of one of our performance, my classes, my trainings and costumes. I loved to bold my eyes with real khol or kajal and wear big oriental earrings.

Except divers saris, tunics I have some scarfs (duppatas) which I like for their patter and how large they are! Have a look on my collection:



I love bollywood. When I moved to Wroclaw I meet a lot of people with the same passion. The made every month a big bollywood party. That was the best moment of my life. I started to attend to various bollywood and belly dance classes. We even performed! Below You can see some pictures of one of our performance, my classes, my trainings and costumes. I loved to bold my eyes with real khol or kajal and wear big oriental earrings.

Except divers saris, tunics I have some scarfs (duppatas) which I like for their patter and how large they are! Have a look on my collection:







Es gibt da in Polen so einen Filmklassiker, der Titel spielt hier keine Rolle. Es geht da um einige Frauen die bei Militär dienen. Jede von ihnen muss natürlich ein Uniform tragen, was sie nicht gerade mögen. Doch da kommt ein Tag, wo der Kommandant, der auch eine Frau ist, sagt, dass sie an einem Nachmittag in Zivilkleidung auftreten dürfen. Die Kamera zeigt sie Szene, wo die erste der Frauen auftaucht und ein Blümchenkleid trägt. Dann taucht die nächste auf, die... genau das selbe Kleid an hat. Und dann die nächste, die nächste... und alle haben das selbe Kleid. Jede guck die andere verwundert an und man kann sehen, das sie darüber nicht glücklich sind. Ich kann mich noch an polnische Witze und Lustige Grafiken erinnern wo man über die Tatsache, dass Frauen es hassen, wenn eine andere das selbe trägt, lacht. Heute morgen, bin ich nach dem Frühstück wieder ins Bett geschlüpft und hab mir den neuesten InStyle durchblättert. Immer wieder sah ich zusammengestellte Fotos von Frauen, die das selbe oder sehr ähnliches an hatten und darunter stand das solle sehr modisch jetzt sein und wäre toll nachzumachen (etwas der Art). Naja.. jetzt bin ich ein bisschen verwirrt. Ich habe da noch so ein komisches Beispiel mir ausgedacht. Nehmen wir mal an ich hätte einen Freund/Freundin aus einem anderen Planeten und er käme mich besuchen. Sagen wir mal, bei denen gibt es so was nicht wie Mode. Er kommt mit mir spazieren und fragt.. warum sind alle so gleich angezogen? Sind das Kostüme, die euch bei Leben erhalten? Okay, ein doofes Beispiel aber immer noch.. Naja.. Etwas ist doch dabei. In den Läden gibt es Millionen von verschiedenen Sachen, warum ziehen Frauen immer das selbe was andere schon haben? Ich glaube ich verstehe Mode nicht mehr. Ich weiß, das man sich mit Mode inspirieren lassen kann, bestimmte Farben oder Formen wählen kann. Aber bestimmte Sachen? Es gab eine Zeit (und manchmal glaube ich sie ist noch nicht vergangen), dass ich bei jeder Frau nur Satchel Bags gesehen habe! Ich fand es immer doof das selbe zu tragen, was schon die halbe Straße trägt. Ich glaube ich habe mir so eine Tasche nicht gekauft, weil ich nicht die trillionste Frau mit so etwas sein wollte. Es gibt doch so viel davon. Ich habe in meinem vorherigen Post eine neongelbe Tasche gezeigt. Eine Menge Leute hat mir geschrieben ich solle sie öfters tragen, nur ich kann es irgendwie dazu nicht bringen. Ich habe sie schon lange her erworben, aber jetzt wo ich sehe, das überall man solche Taschen trägt komme ich mir ein bisschen dumm vor. Warum? Weil ich immer überzeugt war, das nur die, die keine Ahnung von Mode hatten die anderen kopierten. Ich will niemanden kopieren. Das würde doch so aussehen als ob ich keine Idee auf mich hätte und würde den leichtesten Weg nehmen - also abschauen was andere machen. Ich habe nichts gegen Inspiration, aber wenn man alles hat was die anderen tragen.. Naja, da kan ich nur Mitleid empfinden. Ich habe schon mehrmals auf Blogs gesehen, das eine sich eine Hose gekauft hat, die andere hat das dann abgeschaut und sich auch die Hose gekauft, Dann noch eine, noch eine und noch eine. Und dann hat die halbe Stadt die gleiche Hose, ist das euch nicht peinlich? Ich finde die Mode für bestimmte Farben und Formen ganz toll, es gibt uns diesen Hauch von Frische auf den Straßen und Läden. Aber wenn es bestimmte Elemente gibt wo es nur das eine sein soll, keins anderes dann finde ich es irgendwie ohne Schwung, ohne Spaß und riecht nach Faulheit.
Zabijcie mnie, ale zapomniałam tytułu filmu, od którego chciałam zacząć pisać. Wydaje mi się, że była to "Rzeczpospolita babska" lecz nie jestem do końca pewna. W każdym razie chodzi o taką scenę. Jest kobieca jednostka wojskowa, w której oczywiście wszystkie kobiety są ubrane w mundury. Dzięki pewnej okazji przez jeden wieczór, każda może ubrać się po cywilnemu. I wtedy jest pokazana ta scena, w której każda wchodzi i ma na sobie identyczną sukienkę. Oczywiście żadna z nich wcześniej nie wiedziała o tym. Kamera pokazuje po kolei niepewność i zażenowanie każdej bohaterki po odkryciu, że nie jest jedyną w tej sukience. Zabawne. Pamiętam jak jeszcze jako mała dziewczynka czytałam przeróżne dowcipy związane z tym jak kobiety nienawidzą, gdy inna kobieta jest ubrana tak samo. Ba! Ma choćby jedną sztukę odzieży jak ona. Do dzisiaj mam przed oczyma zabawne obrazki przedstawiające scenki spotkania się dwóch dam w tych samych odzieniach :) Ciut starsi czytelnicy na pewno pamiętają to wszystko. Dlaczego o tym pisze? Dzisiejszy poranek spędziłam w łóżku przeglądając najnowszy numer InStyle, na którym na co którejś stronie przedstawiane były najnowsze trendy. Najczęściej wklejali zdjęcia trzech celebrytek ubranych w niemal identyczne zestawy lub mające ten sam element garderoby (spódnica, torebka.. what ever). Pod spodem widnieje podpis mówiący jak bardzo to jest modne, świetne i warte naśladowania... Naśladowania.. Przypomina mi to sytuacje, gdy jedna bloggerka kupuje sobie spodnie X i je prezentuje, druga bloggerka widząc te spodnie, biegnie do sklepu i kupuje dokładnie te same. To robi trzecia, czwarta i piąta bloggerka... i tak potem wychodzi, że mamy kupę blogów, które różnią się praktycznie twarzami ich "prowadzących". Bo reszta jest ta sama. Tu w Kolonii mamy jedną z największych (o ile nie największą) ulicę zakupową NRW i po obejrzeniu wystaw sklepów na niej znajdujących się nie muszę się martwić, że o czymś z najnowszych kolekcji zapomnę. Zawsze mogę włączyć blog X, czy Y i na pewno wszystko tam znajdę. Ale w sumie nie dokładnie o to mi dzisiaj chodziło. Tylko o tą powtarzalność. Spróbuję jeszcze z innej strony. Załóżmy, że na innej planecie, całkiem blisko byłaby sobie inna cywilizacja, coś jak my ale załóżmy, że o zupełnie innym porządku świata.. Powiedzmy, żę taki "ufoludek" przyszedłby nas odwiedzić i załóżmy, że zainteresowałoby go to, co ludzie poczynają, by po ulicach nie chodzić nago. I przekonana jestem, że zdziwiłoby go jedno, dlaczego tak wielu ludzi, szczególnie kobiet chodzi tak samo ubranych? Wiem, że może głupi przykłąd ale chciałam to jakoś zobrazować. W sumie jakbyście to wytłumaczyli? W sklepach mamy tysiące różnych rodzajów torebek, butów, ubrań, akcesoriów.. Dlaczego jakaś spora większość kobiet zawsze wybierze to co jest najbardziej "common"? Dlaczego w pewnym momencie niemal każda nosiła (i chyba nadal z powodzeniem) te tzw. satchel bag? Chodzi o to, że zauważyłam, że w pewnym momencie popularna staje się dana rzecz i coraz więcej osób ją kupuje. Im więcej razy jest coś pokazywane w gazetach, telewizji, na bilbordach tym więcej kobiet zaczyna to nosić. Czy na tym to polega? Czy moda jest masowym noszeniem tych samych rzeczy? Przyznam Wam się, że ja osobiście chyba kiepsko pojmuję to pojęcie. Wiem, co teraz jest na topie (no, mniej więcej) ale nie potrafię zrozumieć dlaczego wszyscy chcą nosić jedno i to samo. W moim poprzednim poście pokazałam wam moją neonową torebkę, napisałam, że nie miałam odwagi jej nosić, na co część naspisała coś w stylu "jak to? przecież to mega modne". No właśnie. Mega modne i wszyscy to noszą. Dlatego miałam opory... Bo ja tego po prostu nie czuję. Mam obawy, że wyjdę bardziej na osobę, która kompletnie się nie zna na przyodziewaniu się i żeby nie popełnić żadnej gafy, której za żadne skarby nie chcę to lepiej pokopiuję większość. Bo przecież większość nie może się mylić? Czyż nie? Wiem, że po części trochę winne są sklepy, bo w pewnym momecie są bardzo mocno nastawione na to, co jest modne i czasami nie mamy wyjątku. Ale znowuż tak ekstremalne to nie jest.. Nie ma tak, że jest do kupienia tylko jeden rodzaj torebki, jeden rodzaj butów, jeden krój kurtki, czy sukienka z jednym konkretnym wzorem. Są sklepy, które zresztą biorą lekkie inspiracje wybiegami i robią rzeczy bardziej.. takie normalne albo dodają im indywidualnego wyglądu. Nie rozumiem całkowicie parcia na kilka konkretnych sklepów, w których pół miasta się ubiera. Dla mnie nie ma nic gorszego niż iść ulicą minąć kobietę, która ma "moje" spodnie, potem inną, która ma "moją" bluzkę, a później jeszcze zobaczyć moje buty i torebkę. Może to, co powiem będzie trochę ryzykowne, ale moim zdaniem noszenie tego co inni jest bardziej obciachem niż przejawem pokzania, że zna się na modzie. Potrafię jeszcze zrozumieć, że konkretne kroje, czy kolory są modne. Bo to fajne, sprawia, że jest co roku powiew świeżości w sklepach i na ulicach. Jest coś nowego i zawsze jakiś impuls, by zmienić garderobę. Czego nie potrafię jednak zrozumieć to parcie na konkretne modele. Co najbardziej mnie przeraża, że z niektórymi rzeczami robi się to naprawdę na skalę masową. Są co jakiś czas modele butów, czy torebek, które w pewnym monecie są ciężkiedo NIE odnalezienia. W sensie, że niemal każdy to ma. Miałam do niedawna kilka ulubionych blogów, w których niesamowicie podobały mi się stylizacje, które dziewczyny tworzyły. Były dla mnie nierzadko inspiracją lub zachętą do większej odwagi w kolorystyce, czy krojach. W pewnym momencie, gdy po kolei każda zaczęłą mieć ten sam typ torebki, ten sam schemat ubierania.. po prostu dałam sobie spokój z wchodzeniem na ich strony. Wydaje mi się, że kiedyś było jakoś ciekawiej, że liczył się bardziej indywidualizm, sposób na własną interpretację mody. Teraz mam wrażenie, że liczy się by mieć KONKRETNIE TO i nic innego, czy choćby podobnego. Że trzeba nosić Zarę, buty koniecznie Ray Bana (tak się pisze?) i koniecznie Asosa. To takie oczywiście skrócenie, ponieważ już dawno przestałam śledzić, które metki są teraz topowe i zapewniają największą oglądalność. Jeśli chodzi o blogerów to zastanawia mnie tylko jedno, czy strona, w którą podąrzają blogi jest winą samych blogerów, czy ich czytelników, którzy danym rzeczom bardziej przyklaskują, a innym mniej pokazując bloggerom, co dla "publiki" jest najciekawsze. 





















