ShinyBox Sierpień

shinybox

polski
deutsch
english
Zanim pokażę jeszcze parę zdjęć z mojego pobytu w Polsce chciałam pokazać moje sierpniowe pudełko ShinyBox. Muszę powiedzieć, że bardzo podoba mi się to, że firma indywidualnie podchodzi do każdego odbiorcy tych pudełek. Bardzo szybko odpisują na maile i można na bieżąco zmieniać adres. Wysyłka pudełek zbiegła się akurat z moim pobytem w Polsce, tam też dostałam wyjątkowo przesyłkę by nie zalegała na niemieckiej poczcie. Zawartość chyba nawet podoba mi się bardziej - choć przyznam, że wciąż jestem pod OGROMNYM wrażeniem kremów Phenomen. Najchętniej zamówiłabym je sobie ale wciąż nie mogę zdecydować się pomiędzy Oil Control a 24H nawilżenia. No i szkoda, że nie ma ich sklepów w Niemczech. Ale podczas mojej następnej wizyty w Polsce chyba wreszcie się skuszę na pełnowartościowy krem (szczególnie, że jest naprawdę bardzo wydajny, moje próbki wciąż się jeszcze nie skończyły). Ale wracając do aktualnego pudła :) Oto zdjęcia jego zawartości:
Vor zwei Wochen habe ich meine zweite ShinyBox erhalten. Es ist so was wie z.B. GlossyBox, nur muss man dafür nicht bezahlen. Ob man das kriegt hängt davon ab wie viele Menschen man überredet das auch zu wollen :) Ich, zum Glück, als Blogger muss andere nicht überreden sondern kann es um sonst Testen und dafür nur einen Bericht schreiben. Ich hoffe ihr nimmt es mir nicht übel wenn ich diese Berichte nur auf polnisch schreibe, da es sich um Sachen handelt, die man meistens nur in Polen kaufen kann. Wenn ihr trotzdem bei irgendwelchem Produkt Interesse gefunden habt - schreibt mich an und ich erzähle euch davon mehr :)
This is my second ShinyBox. A ShinyBox is something like for example Glossy Box but You don't have to pay for it. If You get it depends of the amount persons You tell about it and they want this too. I have this comfort that I am a blogger and I don't have to recruit anybody for this box :) My task is to try the cosmetics and write my opinion. Because the cosmetics are mostly to buy in Poland I'm not going to write my opinion in English. But if You find something interesting among these products, feel free to ask me, and I'll write more about them :)
shinybox

Jak widzicie tym razem jest aż osiem produktów, zamiast jak zwykle - pięć, przy czym sześć z nich jest produktami pełnowymiarowymi! Postaram się opisać każdy z produktów z osobna.


1. EFEKTIMA Prime skin krem na noc (produkt pełnowymiarowy) - "Innowacyjny preparat zawierający wyjątkową formułę składników aktywnych zabezpieczających skórę przed przedwczesnym starzeniem." Gdy odpakowałam pudełko to właśnie ten krem zwrócił moją największą uwagę. Jego opakowanie jest przepiękne. Ciężko było to uwiecznić na zdjęciu ale opakowanie jest jakby szklane, takie trochę przeźroczyste, a wieczko wygląda jak kryształ pełen holograficznego brokatu. Moim zdaniem taki krem jest na tyle ładny żeby tylko leżeć na półce naszej łazienki! Ale tak mi się spodobał, że kupiłam te kremy na dzień i na noc dla mojej mamy (znalazłam je w naturze). Z tym, że dla niej kupiłam z serii "Renesans". Opakowanie identyczne ale w odcieniach złota.

Cena: 25zł za 50 ml.

shinybox


2. BIODERMA płyn micelarny Hydrabio H2O. Przeznaczony do skóry odwodnionej, przywraca jej komfort i miękkość, eliminuje przy tym uczucie ściągnięcia. Skutecznie usuwa zanieczyszczenia i zmywa makijaż. Nie narusza warstwy hydrolipidowej skóry. Często na blogach czytałam jak ich autorki zachwycały się tym produktem lub były przeszczęśliwe, gdy mogły kupić w promocji. Niestety nie miałam okazji nigdzie go dorwać (tu w Niemczech). Dotychczas używałam tych z Vichy. Gdy ten wypróbowałam w pełni zrozumiałam zachwyt nad tym kosmetykiem. Bardzo, bardzo fajnie zbiera wszelkie resztki po makijażu, świetnie odżywia skórę i (to, co dla mnie jest najważniejsze) nie szczypie w oczy. I tak jak obiecuje producent - w ogóle nie czuję tego charakterystycznego u wielu podobnych produktach ściągnięcia skóry. Dużo bardziej spodobał mi się niż Vichy i pewnie, gdy trafię na niego w jakimś sklepie, pójdzie ze mną do kasy :)

Cena: 50zł za 50ml.

shinybox


3. RIMMEL lakier do paznokci I love Lasting Finish (produkt pełnowymiarowy). Lakier o wyjątkowej trwałości i połysku. Zawiera komponenty wzmacniające paznokcie i zapobiegające odpryskiwaniu lakieru. Z tego lakieru bardzo się ucieszyłam bo bardzo lubię lakiery do paznokci tej marki. Kolor też mi odpowiada ponieważ kupiłam już dwa lakiery o takim odcieniu z innych firm i nie za bardzo się sprawdziły. Przyznam, że moją najbardziej ulubioną serią lakierów jest Lycra Pro, niestety nie dostępna w Niemczech (w Holandii już tak, ale przebitka cenowa w stosunku do cen polskich jest spora).

Cena: 9,9zł za 8ml.

shinybox


4.MAYBELLINE kredka do oczu Expression Kajal (produkt pełnowymiarowy). Wyjątkowo miękka i delikatna. Nie rozmazuje się i pozostaje widoczna przez cały dzień. Bezpieczna dla oczu wrażliwych. Testowana dermatologicznie. Niżej możecie zobaczyć makijaż w wykonaniu tej kredki. Co mogę o niej powiedzieć? To, co zapewnia producent. Rzeczywiście dobrze się nią maluje oczy, kreska rysuje się bardzo łatwo, nie ściera się i nie uczula! Wciąż mam traumę po kredce z Inglota, więc bardzo ważne jest by kredka nie powodowała, że cały dzień płaczę :) Powiem tak: kredka jak kredka :) Minusów nie zauważyłam - prócz może jednego malutkiego (dla mnie): kredka nie jest automatyczna, więc trzeba ją temperować.

Cena: 20zł za 2g.

shinybox


5. ALVA Sanddorn krem do rąk. Regeneruje wysuszoną i wymagającą nawilżenia skórę, przywracając jej elastyczność. Dłonie stają się gładkie, a paznokcie błyszczące. Naturalny i organiczny kosmetyk. Na kremach do rąk słabo się znam. Ale ten przetestowałam i rzeczywiście fajnie nawilża i ma przyjemny zapach :) To, co mi się w nim podoba to fakt, że jest z serii kosmetyków naturalnych i z serii "anti aging".

Cena:35zł za 75ml.

shinybox


Kolejne trzy kosmetyki były zapakowane w folię z naklejką 'gratis'. Są to: maskara pogrubiająco-wydłużająca, satynowy cień do powiek oraz odżywka wygładzająca płytkę paznokcia. Wszystko marki WIBO. Nie miałam nic prócz dwóch lakierów tej firmy więc bardzo chętnie przetestowałam te kosmetyki. Wyniki widać poniżej. Na czwartym zdjęciu nałożyłam na powieki otrzymany cień oraz narysowałam wyżej opisaną kredką kreskę. Nie używałam tuszu po to, by móc porównać efekt 'przed i po' ze zdjęciem numer 5. Na szóstym prezentuję cienie. Niestety nigdy nie wychodziło mi fotografowanie swoich makijaży, nie mówiąc już o dobrej prezentacji cieni, więc wyobraźcie sobie wszystko proszę bardziej intensywnie. Na koniec pragnę nadmienić, że maskara, którą otrzymałam jest pierwszą, która po otworzeniu nie jest cała zapaćkana w tuszu, tylko na szczoteczce znajduje się idealna, optymalnie dobrana ilość. Dodatkowo szczoteczka na końcu się zwęża co genialnie pozwala na precyzyjne malowanie rzęs w okolicy wewnętrznych kącików oka.

Cena zestawu: 36zł

shinybox

shinybox

shinybox

shinybox

shinybox

shinybox


Wedding Make-Up for very oily skin



polski
deutsch
english
Znawca kosmetyków ze mnie kiepski więc miałam ciężki orzech do zgryzienia, gdy nadchodził czas wesela, a ja nie wiedziałam jakich kosmetyków użyć bo po kilku godzinach wszystko było na swoim miejscu. Szczególnie, że skórę mam baaardzo tłustą przez co zadanie do łatwych nie należało. Nie za bardzo miałam ochoty wydawać pieniędzy na Diory, czy MACi, więc postanowiłam wykorzystać coś z tego, co mam. Większość kosmetyków, co mam bardzo lubię, ale czy są trwałe na wiele godzin zabawy w upale? Nie miałam pojęcia. Początkowo poczytałam sobie na szybko kilka rozdziałów książki o makijażu Bobbi Brown (którą dostałam od rodziców na imieniny) pozwoliło mi to nabyć trochę wiedzy na temat prawidłowego makijażu. I tu przyznam się bez bicia, a mimo to zawstydzona, że dopiero teraz dowiedziałam się, co robić by skóra pod oczami wyglądała dobrze! (Dla zainteresowanych: trochę różowego korektora pod oczy, a na to jeszcze żółty - to naprawdę działa!). Poszukiwania wśród moich "skarbów" rozpoczęłam od kremu, który przynajmniej w teorii powinien najlepiej sobie tego dnia poradzić. Wybór padł na Oil Controll z Phenomen (który otrzymałam w ShinyBox). Raz, że już wcześniej całkiem sobie nieźle radził, a dwa - ten brak sztuczności w nim (miodzio!). Następnie gdzieś w czeluściach szuflady znalazłam ubóstwiany przeze mnie matujący żel z Lancome (T-Zone z serii Pure Focus). Niestety przestali go produkować, a przysięgam, że kosmetyk jest przegenialny i do dzisiaj nie znalazłam żadnego zastępstwa dla niego. Dlatego jakąś 1/5 opakowania zostawiłam sobie na czarną godzinę (jak ta). Kolejną rzeczą jaką musiałam wyszukać to najbardziej matujący podkład i puder. Podkładów mam dość sporo, ale w sumie w tym przypadku mogłam brać pod uwagę tylko dwóch zawodników: match perfection od Rimmel i Matte Morphose od L'oreal. Oczywiście na kilka dni przed (na szczęście też było dość gorąco) testowałam różne produkty, w tym wymienione podkłady. Zwycięzcą okazał się L'oreal. Niestety do tej pory miałam go tylko w postaci kilku próbek ale to wystarczyło. L'oreal dużo lepiej krył, matowił od razu i miał lepszy kolor. Na to nałożyłam wspomniany już dawniej niezastąpiony puder z Manhattanu (compact powder z serii clearface). I wiecie co? Połączenie tych kosmetyków idealnie dało radę!!!! Miałam w torebce ze sobą puder i żel z Lancome (który można też stosować na makijaż - matowi i nic nie rozmazuje). I po północy, gdy poszłam do toalety... nie mogłam uwierzyć moim oczom! Wszystko było matowe, na swoim miejscu i nie przebijał żaden pryszcz, żadne przebarwienie. NIC! Nie musiałam nic poprawiać!!!! WOW! Teraz wiem, że warto kupić sobie pełnowartościowy podkład z L'oreala. Co też niebawem uczynię ;) Kolejnym moim "strachem" były cienie. W sumie pod uwagę brałam Sleek, Kryolan i Smokey Eyes z NYCa. Ku mojemu szczęściu kilka dni temu otrzymałam od koleżanki z Londynu paczkę z kilkoma prezentami, wśród których znalazłam prześliczne potrójne cienie z MUA. Przetestowałam od razu i nie zrolowały się. W dniu wesela też je użyłam, nakładając uprzednio dokładnie bazę pod cienie z Art Deco. Na to kreska pisakiem Revlon ColorStay i podwójny tusz do rzęs L'oreal (który kiedyś wygrałam na jakimś rozdaniu na niemieckim blogu). Tusz jest ze Studio Secrets (to ten, co się zgina w 90 stopni) i występuje w dwóch częściach: biała baza i tusz właściwy. I znów strzeliłam w dziesiątkę. Nic się nie rozmazało, a o 3 nad ranem cienie może delikatnie się zrolowały. Ale to naprawdę minimalnie. Najbardziej bałam się o usta. Chciałam mieć czerwone ale to nie takie proste utrzymać tą czerwień przez kilka godzin. Już kiedyś opisywałam, że szukam czerwonego błyszczyka/szminki idealnej. Kupiłam tego sporo i zupełnie niepotrzebnie. Gdy już straciłam nadzieję moim oczom ukazał się Unlimited color lip stain z p2. To najcudowniejszy produkt do ust jaki kiedykolwiek spotkałam. Działa na zasadzie bene tintu z Benefit - maluje usta tak, że to tak dziwnie w nie wsiąka. Usta w odczuciu są zupełnie niepomalowane, a kolor wsiąkł w nie głęboko. Następnie jak się chce można je pomalować drugą stroną produktu czyli takim transparentnym nabłyszczaczem. Usta w ten sposób zostają dobre cztery godziny. Nawet mocno czerwone. Udowodnione przeze mnie! Najlepsze jest to, że te kolory można ze sobą mieszać i wyglądają jeszcze świetniej. Ku mojemu nieszczęściu ten błyszczyk wycofują ze sprzedaży i mam nadzieję, że jutro w DMie zdążę zrobić jeszcze porządny zapas. W każdym razie podczas różnorakich dań na weselu pytałam co chwila męża, czy nie wyglądam jakbym przed chwilą kogoś zjadła (wiadomo czerowna obwódka na ustach i rozmazane na czerwono dookoła) ale nic z tego. Nawet nie zostawiał śladów na kieliszku (z winem oczywiście, wódką się brzydzę :p). Więc tak oto, na kilka dni przed weselem udało mi się zebrać najlepsze co mam bez wydawania ani grosza. Gdyby ktoś był zainteresowany - każdy z niżej pokazanych (i wyżej wymienionych) produktów polecam. Są świetne. No, może nie jestem zbytnio zadowolona z kamuflażu z Catrice ale póki co nie znalazłam nic lepszego w normalnej cenie.
Ich bin kein Profi wenn es um Schminke geht. Also hatte ich ein ganz großes Problem vor der Hochzeit solche Make-Up Produkte auszuwählen die auch den ganzen Tag halten werden. Ich hatte keine Sachen von Mac oder Dior und wollte keine nur für diesen Anlass mir zulegen. Ich beschloss das zu nutzen was ich bereits hatte. Ein Paar Tage vor der Hochzeit habe ich ein Paar Produkte getestet und dann die Sieger mit mir mitgenommen. Das erste Problem war die Creme. Ich habe die Oil Control von Phenome gewählt, weil die richtig gut ist uns fast keine Chemie enthält. Am Anfang muss ich erwähnen, dass ich eine sehr ölige Haut habe und etwas was gut den ganzen Tag mattiert, nicht einfach zu finden ist. Aber mit der Creme habe ich schon mal angefangen. Das nächste, was ich benutzt habe, ist ein mattierendes Gel-Produkt von Lancome (T-Zone von der Pure Focus serie). Das ist einfach genial, es mattiert prima. Man kann es sowohl unter als auch über das Make-Up verwenden und es funktioniert richtig gut. Leider wird dieses Produkt nicht mehr produziert, was mich richtig traurig macht. Wer eine Alternative dazu kennt solle mir bitte den Namen im Kommentar schreiben :) Als nächstes musste ich mir eine Foundation aussuchen. Ich habe ganz viel davon, aber nur zwei habe ich richtig wahr genommen: die Match Perfection von Rimmel und Mattemorphosis von L'oreal. Der Sieger war L'oreal wegen der besseren Deckkraft und der besseren Farben. Leider hatte ich das nur als Pröbchen. Jetzt weiß ich, dass ich mir das unbedingt in der Normalgröße kaufen muss! Darauf habe ich noch den Puder von Manhattan Clearface aufgetragen. Und wisst ihr was? Das alles hat wunderbar funktioniert! Grob nach Mitternacht bin ich zur Toilette gegangen und habe in den Spiegel geguckt und war verblüfft. Ich sah aus als ob ich mich gerade geschminkt hätte! Alles matt, alles gut abgedeckt. Mann konnte keinen Pickel oder Farbpigment sehen. Genial! Bei den Lidschatten hatte ich auch ein Problem, was ich auswählen sollte. Zum Glück hatte ich ein Paar Tage vor der Hochzeit ein Päckchen von meiner Freundin aus London mit ein Paar Geschenken bekommen. Darunter habe ich eine drei Lidschatten Palette gefunden mit hübschen Goldtönen. Ich habe sie getestet und sie war der Hammer! Darauf habe ich mir noch einen Strich mit den Revlon ColorStay Liner gemacht und die zweifache Mascara von Studio Secrets von L'oreal aufgetragen. Vor ein Paar Monaten habe ich nach einen roten Lipgloss gesucht der auch wirklich lange hält. Ich habe eine Menge davon gekauft, aber nichts war mehr als 20 Minuten auf meinen Lippen. Dann habe ich den P2 Unlimited Color Lip Stain gefunden und kann nur auf ihn schwören! Das ist das beste Lippenprodukt ever! Er hält wirklich ewig, man kann damit essen, trinken und nichts passiert. Ich habe ihn tausend mal ausprobiert und war immer mehr als zufrieden. Was ich ärgerlich finde ist dies, dass DM in diesen Monat aufhört ihn zu verkaufen! Ich hoffe ich schaffe es noch ein Paar Stück davon zu ergattern. So, also auf den unteren Fotos könnt ihr die Produkte,die ich benutzt habe, mal ansehen. Mit der Hand auf dem Herzen kann ich sie alle empfehlen. Vielleicht würde ich nur den Camouflage von Catrice ausschließen, der ist nicht zu gut. Ich benutzte nur das Rosa unter die Augen - dort macht er eine gute Arbeit.
Before the wedding I had to figure out what make-up products I should use. My skin is very oily and after a few hours all of my make-up is gone. I don't have products from brands like Dior or Mac and I didn't want to buy them only for one occasion. I decided to use something what I already own. I have chosen some products of my collection and started testing them. These days were hot, so I could see the real results: oily skin + heat. Firstly I had to pick a face cream. I chose the Oil Control from Phenome. I tested it several times and it made good work! Then I put on my skin some Pure Focus T-Zone from Lancome. God, I love this product! It's such a shame that they do not sale it anymore. It was the best mattifying product ever! If someone knows something, what is as great as T-Zone Pure Focus let me know. After that I tested a foundation. I have plenty of them but this time I tested only two: Match Perfection from Rimmel and Mattemorphosis from L'oreal. The second foundation was the winner. It covered better and had nicer shades. I only had samples of this foundation but after the usage, I am going to buy a normal sized one. After that I used the compact powder Clearface from Manhattan. And You know what? It worked excellent! Late after midnight I went to the bathroom, looked in the mirror and couldn't believe my eyes. The make-up looked like I would make it a few minutes ago! My eye shadows were from MUA - I became them as a gift from a friend from London. They made a very good job too. As eyeliner I used the ColorStay from Revlon and my mascara was the double one from Studio Secrets L'oreal. On my lips I used the best lipgloss ever: the unlimited lip stain from P2. It last over 4 hours even when you drink or eat. On the pics below you can see all the products I used - and I can only recommend them (except the camouflage from Catrice, I used only the pink shade under my eyes).






Żeby nie było, że wszystko tak cudownie wychwalam - to na jednej rzeczy się nacięłam. Wymyśliłam sobie, że paznokcie pomaluję na czerwono. Mam kilka czerwonych lakierów, w tym jeden, którego jakość bardzo mi odpowiada - z ArtDeco. Moim absolutnym hitem wśród lakierów są te z Sally Hansen z serii Xtreme Wear. Są boskie, ale uwaga! Zauważyłam, że jest ogromna różnica pomiędzy tymi sprowadzanymi ze Stanów, a tymi, które można nabyć np. w Tesco, czy SuperPharm (te są produkowane w Francji na licencji Sally Hansen). Te drugie są obrzydliwie gęste i nic z nimi nie można robić. Najlepiej kupić je na allegro z kilka złotych - nie będziecie żałować. Ale wracając do tematu. Będąc, dzień przed wyjazdem, w DMie natknęłam się na półkę lakierów Essie. Przeleciały mi przez myśl dziesiątki blogów, na których ich autorki chwaliły się swoim setnym lakierem tej marki. Pomyślałam, że w sumie zależy mi na czymś co by na pewno przetrwało pakowanie, całonocną jazdę, przygotowania i całe wesele. Stwierdziłam, że skoro tyle osób kupuje tak drogie lakiery to musi coś w tym być. I bez zastanowienia wzięłam ten o najpiękniejszym odcieniu czerwieni i poszłam do kasy z ciężkim sercem za niego zapłacić (żeby nie było niejasności: ja nienawidzę wydawać fortuny na kosmetyki). Wieczorem pomalowałam - przyznam, że bardzo fajnie się rozprowadza i schnie.. niewiadomo kiedy. To jest super. Ale na tym się kończy jego cudowność. Przynajmniej w moim przypadku bardzo szybko zacierał się na końcach. Naniosłam dwie warstwy, pokryłam odpowiednim "top kołten" ale to nic nie dało. Spróbowałam jeszcze tylko z pojedynczą warstwą (może w tym tkwiła jego genialność) ale nie. Już po pół dnia cały odprysł. Zatem, byłabym wdzięczna gdyby ktoś raczył mnie uświadomić na temat cudowności tego lakieru. Po co ludzie go kupują skoro jest drogi i (w moim przypadku) Essence utrzymuje się o dwa dni dłużej! Chociaż może z moimi paznokciami może być coś nie tak. Kiedyś ubóstwiane lakiery OPI też wytrzymywały u mnie jeden dzień.. Nie wiem czy to zależy od paznokci, czy od czego. Bo jak już wspomniałam używam tych wszystkich baz i tym podobnych. Może mnie ktoś uświadomi :)
Damit es hier nur nicht Lob gibt, muss ich auch was schlechtes schreiben. Ich habe mir ausgedacht, dass ich meine Fingernägel rot lackiere. Eigentlich hatte ich einen tollen Nagellack, der wirklich gut aushält (ArtDeco). Außerdem muss ich euch noch die Lacke von Sally Hansen (Xtream wear) empfehlen. Die sind einfach genial! Nur muss man aufpassen welche man bestellt. Die von den USA sind super, die, die in Frankreich hergestellt werden, haben eine schlechte Qualität. Aber zurück zum Thema. Als ich vor der Hochzeit in DM war, fiel mir die Theke mit den Essie Lacken auf. Ich dachte mir, warum nicht? Ich habe auf vielen Blogs gesehen, dass die Bloggerinen sich schon den zehnten Lack zugelegt haben... Billig sind die nicht, also müssten die verdammt gut sein, wenn jeder sie massenweise kauft. Und ich habe einen mir gegönnt (ihr musst wissen, dass ich es hasse viel Geld für Schminke auszugeben). Und ich war enttäuscht. Ich wollte einen Lack der das ganze Packen, die Reise und die Vorbereitungen für die Hochzeit aushält. Nichts der Gleichen! Nichtmal einen Tag hat er seine Arbeit gut getan. Ich hatte zwei Schichten aufgetragen, einen guten Top Coat und nach einem Tag hatte ich Tipwear. Ich habe es auch nur mit einer Schicht ausprobiert aber das war noch schrecklicher. Nach ein Paar Stunden ist er in mehreren Stellen abgesplittert. Vielleicht liegt es an meinen Nägeln? Ich vertrage auch schlecht die OPI Lacke auf die vor Essie es einen großen Hype gab... Obwohl halten Lacke von Marken wie Essence viel länger auf meinen Nägeln... Vielleicht kann mich ja jemand aufklären :)
There is one product I wasn't so glad about. I decided to wear red nail polish. I already had one which I found great and had it tested several times (ArtDeco) but when I was at DM I saw the Essie nail polish. And I remembered all that posts where the authors showed their tenth Essie nail polish and I thought I will give this product a try. It should survive all the packing, the journey and the arrangements for the wedding. But it failed! After one day I had tipwear! I tried it with two layers and top coat and only with one. After one day the nails looked awful. Maybe there is something wrong with my nail, the OPI nail polish does the same effect. But I must admit that I love the Sally Hansen (extreme wear) nail polish. But only these produced in the USA. These which are produced in France are low quality.


Weselnie



polski
deutsch
english
Witajcie po dłuższej przerwie :) Na prawie dwa tygodnie pojechaliśmy z mężem do Polski. Na początku w okolice Zgorzelca na ślub jego siostry, a później w moje strony. Przyznam, że początkowo miałam opory przed pojechaniem na ten ślub, ale później okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Spotkałam wiele osób, które były na moim ślubie oraz poznałam resztę rodziny. Cieszę się, że moja "nowa" rodzina jest tak sympatyczna, poznałam (i ponownie spotkałam) osoby, które naprawdę bardzo polubiłam i było mi przykro, że musimy się tak szybko pożegnać. Ale fajnie wiedzieć, że gdzieś tam, kilkaset kilometrów stąd są ludzie, o których można ciepło pomyśleć :) Sam ślub był piękny, choć... nie tak piękny jak nasz :D Na zdjęciu pokazuję mój "ałtfit" z dnia wesela. Nie jest może tak wystrzałowy jak niektórzy uważają, że powinien być. Jestem przeciwniczką sylwestrowych kreacji na wesela. Nie podobają mi się przesadne kreacje gości weselnych. Moim zdaniem na wesele należy ubrać się ładnie, elegancko, ale też skromnie. Ten dzień przeznaczony jest dla panny młodej i to ona powinna przykuwać wzrok każdego :) Przyznam, że największy problem miałam z makijażem - tak by się utrzymał cały dzień. Ale o tym napiszę w następnym poście :) Na razie chciałam się tylko przywitać, usprawiedliwić moją nieobecność na moim i waszych blogach :)
Hallo! Für fast zwei Wochen sind ich und mein Mann nach Polen gefahren. Als erstes fuhren wir in die nähe von Görlitz auf die Hochzeit meines Mannes Schwester, später sind wir weiter zu meinen Eltern gefahren.Auf der Hochzeit war es schön den Teil der Familie zu sehen, die auf unserer Hochzeit waren. Ich habe auch eine Menge anderer Mitglieder meiner "neuen" Familie kennen gelernt. Manche von denen wuchsen mir richtig ans Herz und es fiel mir schwer mit ihnen Abschied zu nehmen. Aber es ist gut zu wissen, dass ein paar hundert Kilometer jemand ist über denen man warm denken kann :) Die Hochzeit war wunderschön, aber nicht so schön wie unsere :p Heute könnt ich mein Outfit von der Hochzeit sehen. Ich wollte damit es schlicht bleibt. Meiner Meinung nach, gehört dieser Tag der Braut und sie sollte die schönste sein, darum sollte der Rest sich mehr dezent anziehen ;) Das größte Problem hatte ich mit meinem Make-Up. Ich habe nicht zu viel Schminke und wusste nicht was ich benutzten soll damit es den ganzen Tag hält. Darüber schreibe ich mehr im nächstem Post. Jetzt wollte ich nur hallo sagen :)
Hello! The last two weeks me and my husband spent in Poland. Firstly we drove to his regions where his sister had her wedding. I met my "new" family again. Some of them became very close to me so it was really hard to say good bye after the party. Later we drove to my family to spend the rest of the holidays at my parents place. You can see my wedding outfit on the pictures. It isn't very extraordinary but in my opinion, this day belongs to the bride and she should be the prettiest one :) I had some problems with my make-up. Because I don't have to many cosmetics I didn't know what would be the best for such a day. It was really hot and I wanted the make up stay there where it should be. But I will write a separate post about that. Firstly I just wanted to say "hello" :)

sorry but mint..



polski
deutsch
english
Bluzka, którą na powyższym i poniższych zdjęciach mam na sobie jest miętowa. Przyznam, że to jedyna miętowa rzecz w mojej szafie (prócz torebki, którą już pokazywałam). Przed kupnem połowy garderoby powstrzymały mnie w sumie dwie rzeczy (kolejność dowolna): naprawdę imponujący nawał tego koloru na innych blogach (łeb w łeb z fluorescencyjnym żółtym) i faktem, że, nie oszukujmy się, ten kolor przecież wcale nie jest aż taki ładny. Bo gdyby był to zanim stał się modny widziałabym go u innych (jak np. pudrowy róż, złoty, róż, czy turkus). Możecie pytać dlaczego w takim razie kupiłam tą bluzkę. Przyznam, że z czystej ciekawości, chciałam zobaczyć jak będę się czuła w tym kolorze. Skoro tyle osób nagle stało się zwolennikami mięty, musiałam sprawdzić dlaczego. Po drugie bardzo spodobała mi się jej przewiewność (jest bardzo cienka) i o ile dobrze pamiętam, nie było jej w innych kolorach. Z rozmiarami też było trochę kiepsko, ta w rozmiarze mniejszym rozchodziła mi się w wiadomym miejscu. Całe szczęście kupiłam ją w Polsce i babcia mi ją na szybko zwęziła. Ostatnio stała się znów trochę przyduża, ale to nie szkodzi. W upalne dni ten luz, który teraz oferuje jest na wagę złota. Ogólnie ostatnio trochę zreformowałam moje podejście do zakupów, z jednej strony sama zaczęłam się nad tym mocno zastanawiać, a resztę mocno dodał szereg artykułów na ten temat, które napisała Styledigger (m.in. tu). Mam wrażenie, że niepostrzeżenie w nasz świat wkradł się kult nowości, który zawładnął niemal wszystkimi. Jeśli dobrze pamiętam to kiedyś więcej klimatu miały rzeczy, które już swoje przeżyły, mające na sobie rysy przeszłości (stare torby skórzane, pozdzierane na czubkach glany, wiekowe swetry kiedyś dziergane przez babcię itp.), a teraz panuje zupełna odwrotność. Wszyscy,co sezon pędzą do sklepów kupują, kupują i jeszcze raz kupują. O ile kiedyś większą wartość miały rzeczy z historią to teraz rzeczy, które aktualnie wiszą na wieszakach. Na te myśli naprowadziło mnie to, że wiele osób pytało o pochodzenie moich ubrań w takim tonie, że zakładają, że skoro mam to teraz na sobie to musiałam niedawno kupić. Oczywistością niemal stało się to, że na blogach pokazuje się swoje najnowsze zdobycze ze sklepów, a nie swój pomysł na zestawy. Odnoszę wrażenie, że coraz więcej blogerek, które pokazują to co mają na sobie są (świadomie lub nie) żywymi reklamami aktualnych kolekcji. Mało już w tym własnego "ja". Bo przecież gust nam się z sezonu na sezon nie zmienia. Nie wierzę też, że absolutnie wszystko, co kupiliśmy rok, czy pół roku mogło się znudzić. Przyznam, że odkąd sama zaczęłam kupować sobie ubrania starałam się (choć nie zawsze mi to oczywiście wychodziło) kupować to, co mi się naprawdę podobało. I przyznam, że dzięki temu, wchodząc na strych u rodziców, gdzie wciąż zalega połowa moich ubrań lub nawet przeglądając swoją szafę, z zachwytem oglądam to, co tam znajdę. Nie chodzi o to, że innym ma się podobać (ubezpieczam się przed komentarzem typu "nie widać żebyś miała jakieś cuda") ale, że mi się podoba. Że jest ewidentnie w moim stylu. Przyznam się, że wcześniej zdarzało mi się kupować ubrania, które były akurat przecenione/tanie lub były podobne do tego, czego szukałam. Te do dzisiaj trochę mnie irytują. Ale wszystkie te, które kupiłam bo absolutnie się sobie w nich podobałam - kocham do dzisiaj. Niestety, większość z tych z przeszłości się... skurczyła ( ;) ) ale wciąż tak bardzo mi się podobają, że nie potrafię ich wyrzucać (a ja kocham wyrzucanie). Wczoraj przymierzałam przepiękny sweter z najnowszej kolekcji H&M. I go zostawiłam bo miał jedną rzecz, która mi się nie podobała. Bzdura ale jednak. Kiedyś bym go kupiła tak, czy siak. I tak sobie właśnie postanowiłam, że będę kupować tylko te rzeczy, które uważam za naprawdę śliczne i które mnie naprawdę (w moim mniemaniu zdobią). Wtedy moja szafa nie tylko będzie mniej napchana, nie tylko z przyjemnością będą przeglądała jej zawartość ale i będę swoim ubiorem potrafiła wyrazić siebie w 100% ("patrzcie, mam na sobie, to co uważam za piękne, taki mam gust").
Die Bluse, die ich auf den Fotos trage ist in der Farbe minze. Das ist eigentlich die einzige Sache in meinem Kleiderschrank in dieser Farbe (ausgenommen einer Tasche). Als ich mir Blogs angeschaut habe musste ich feststellen, dass diese Farbe in einer imponierenden Zahl vorkommt. Und das wundert mich ein wenig. Die Farbe ist gar nicht so mal wieder schön, weil so wie andere Farben (z.B altrosa oder andere Pastellfarben) bevor "in" geworden ist nirgendwo zu sehen war. Eigentlich wunder mich das, warum eine Menge Menschen nicht das tragen was sie schön finden sondern war gerade in Mode ist. Wenn es so wäre würden wir diese Minze nicht nur in dieser Saison auf den Straßen sehen sogar schon seit vielen, vielen Jahren. Warum ich dann diese Bluse gekauft habe? Ich wollte mal sehen wie es ist so eine Farbe zu tragen, ich dachte, dass irgendetwas schon daran liegen muss, dass so viele Menschen jetzt auf sie stehen. Und außerdem gab es die Bluse ja nur in dieser einen Farbe und mir gefiel so sehr der Schnitt und das dünne Material. Mit der Größe hatte ich ein Problem, weil bei der kleineren die Bluse mir am Busen zu eng war und 'ne größere machte mich irgendwie mehr weit. Ich nahm die größere. Ich nahm sie nur weil ich gerade in Polen war und ich meine Oma bitten konnte sie mir kleiner zu machen. Was sie auch tat. Mittlerweile ist die Bluse wieder zu groß geworden aber ich trage sie immer noch. Was ich eigentlich damit sagen wollte ist, dass die Menschen jetzt auf Sachen ganz anders gucken wie früher. Ich weiß nicht genau wie es in Deutschland war, aber früher in Polen hatten die Kleider mehr wert, die älter warten, mit denem man schon viel durchgemacht hatte, auf denen man die vergangene Zeit bemerken konnte. Jetzt herrscht der Kult der Neuheit. Alles muss neu sein, das was von der vorherigen Kollektion ist (oder noch älter) soll ausgemistet werden. Zu diesen Fazit haben mir auch mehrere Fragen meiner Leser gebracht. Ich trage noch viele Sachen die wirklich alt sind, jedoch fragen mich viele woher ich das habe, weil die sich das auch kaufen wollen. Als denkt jeder ich habe alles neu. Mittlerweile ist das jetzt so geworden das die Blogs mehr "was ich gekauft habe" zeigen anstatt "das ist mein Stil". Sorry, aber ich glaube nicht, dass das was man ein halbes Jahr gekauft hat schon kaputt ist oder nicht mehr gefällt. Manchmal gucke ich mir all die Sachen bei Kleiderkreisel an, wo die Leute eine echt mega große Menge von Klamotten verkaufen und ich denk mir nur eins "warum kauft ihr all den scheiß wenn ihr das dann zehn mal billiger weiter verkaufen möchtet?". Seitdem ich mir Kleidung selber kaufe versuche ich nur das zu Kaufen was ich wirklich wunderschön finde. Ich gebe es ja zu, ich hab mich manchmal an die Regel nicht gehalten und mir manchmal Sachen gekauft die billig/reduziert waren oder ähnlich dem waren was ich gesucht habe (nicht exakt das was ich wollte sondern ähnlich). Und diese Sachen irritieren mich jetzt und ich will die loswerden. Aber das meiste sind die Kleider wo ich in der Kabine festgestellt habe, dass ich (meiner Meinung nach) wunderschön in ihnen aussehe und ich mir sehr darin gefalle und wohlfühle. Diese Sachen habe ich bis jetzt (manche sind sogar 7 Jahre Alt) und ich liebe sie immer noch. Die Hälfte ist mittlerweile (ekhm ekhm) zu klein geworden, aber das kann sich doch noch ändern. Aber die Sachen will ich trotzdem nicht wegwerfen (und glaubt mir - ich liebe ausmisten). Gestern habe ich einen wirklich wunderschönen Pulli von H&M anprobiert. Er hatte eine Macke die ihn in meinen Augen nicht perfekt liegen lies und ich habe ihn im Laden gelassen. Noch früher würde ich ihn trotzdem nehmen. Ich habe mir versprochen, dass ich jetzt nur die Sachen nehme wo ich ein "Wow" sage wenn ich mich in der Kabine darin sehe. Dadurch wird mein Schrank nicht mehr platzen, ich habe nur wirklich wunderschöne Sachen darin und kann mich 100% mit meinen Kleidern ausdrücken ("Guckt mal, ich trage das was meiner Meinung nach wunderschön ist, hier könnt ihr meinen Geschmack erkennen").
The blouse I am wearing is in the mint colour. Technically this is the only item in my closet in this colour (except one bag). To say the truth I am not such a great fan of mint. For two reasons. First: I've seen it in a very large number of blogs, and second: I don't like that colour to much. Surprising is the fact that no one has worn mint before it got fashionable like other colours (pink, yellow, green). You may ask me why I bought a mint blouse then. My answer is: I liked the cut and there was no other colour. I think that a lot of people are buying things not because they look beautiful on them, but because they are fashionable. I promised myself to buy only such clothes in which I feel beautiful and comfortable. I tried to do this for a few years (and of course I made some mistakes). This clothes I'd bought, because I loved them - I love them still and wear them though the may not be "in". Those I bought because they were cheap, just fashionable or discount - are irritating me and I don't like having them. I'm trying to buy only this what makes me say "wow" when I see myself in the mirror. Thanks to this I don't have a mess in my closet, it's filled only with beautiful things and I can show them to the world and say: "Look! I am wearing what I find wonderful, this is my taste".




Black&white



polski
deutsch
english
Macie czasami tak, że zastanawiacie się, czy to wszystko jest warte tyle zachodu? Ostatnio dopada mnie totalne "niechciejstwo". Nie we wszystkim, choć jak przychodzą upały to mam ochotę zamknąć się w lodówce i z niej nie wychodzić (nie żeby jeść ale żeby się chłodzić). Gdy tak patrzę na zdjęcia sprzed roku, czy dwóch (trzy lata nie, bo się załamuję) to stwierdzam, że chciało mi się bardziej. Tu naszyjniczek, tu chusteczka, tam torebka i tak dzień w dzień niemal. Nie żebym to traktowała jak przykry obowiązek, sprawiało mi to przyjemność, co prawda wybieranie się trwało trochę dłużej, ale w sumie nie miało to większego znaczenia. A teraz? A teraz nic. Albo zaczęłam bardziej iść w kierunku prostoty w odzieniu, która mi się ostatnio całkiem podoba (ale obawiam się, że chyba nie tędy droga) albo po prostu mam jakiś przesyt. Z drugiej strony dzieje się u mnie ostatnio sporo i moje myśli krążą wokół innych tematów. Więc, gdy przychodzi pora wyjścia biorę to, co akurat będzie dla mnie najwygodniejsze, biorę od miesiąca prawie wciąż tą samą torebkę i wychodzę. Podejście raczej mało pasujące do prowadzenia bloga o ubieraniu się, ale tak akurat ostatnio u mnie jest. W sumie uświadomiłam sobie to wszystko wczoraj. Ponieważ wciąż z przyzwyczajenia pstrykam sobie jakieś fotki przed domem i wczoraj akurat chciałam znów coś wstawić i nasmarować. A tu.. nic się nie nadaje. Prawie wszędzie mam zestaw typu koszulka + spodnie + torebka + buty i nic więcej. Może prócz zegarka. Chciałam napisać, że może to wina tego, że od dobrego miesiąca absolutnie nic sobie nie kupiłam, ale po chwili sama się zganiłam, że przecież to wszystko nie na tym polega. Ale to trochę temat na inny post. W każdym razie obiecałam sobie, że postanowię się trochę poprawić. Już nie chodzi o to by robić to dla bloga, ale by nie zapomnieć, że jednak takie kombinowanie to fajna zabawa i żeby nie myśleć tylko o poważnych sprawach :) A Wy macie czasami takie okresy "niemocy"? Nie chodzi mi oczywiście, że najchętniej chodzilibyście po ulicy w dresie, ale kiedy się trochę z tego całego zamieszania wycofujecie i potrzebujecie trochę prostoty by znów wrócić do dawnych zwyczajów? Jeśli chodzi o strój to wciąż mam wątpliwości, czy ta "kamizelka" powinna być zawiązana, czy nie. Zastanawiam się, czy nie zmienić jej sposobu zapinania (na jakiś guzik, czy haftkę) ale obawiam się, że może mi nie starczyć talentu i wyjdzie niezbyt ciekawie. W każdym razie bluzki, którą mam pod spodem, nie lubię ponieważ ma taki krój, że wyglądam jak kwadrat. Natomiast nie potrafię się z nią rozstać z powodu prześlicznego dekoltu, który jest bogato obszyty cekinami. Żeby jakoś złagodzić efekt kwadratu włożyłam kamizelko-narzutkę, która też ma trochę cekinów (ale są czarne i nie rzucają się w oczy) więc cudem udało mi się uniknąć bazarowy efekt ;) W sumie sama nie wiem czy wyszło dobrze, czy nie. Ludzie raczej nie uciekali z krzykiem, ale pamiętam, że w Niemczech panuje dość spora tolerancja ;) Nie sądzę bym wpisała się w jakikolwiek trend w tym roku ale połączenie bieli i czerni jest chyba ponadczasowe, a tamtego dnia miałam sporo to chodzenia i załatwiania, więc najważniejsza była wygoda, którą ten strój gwarantował w stu procentach.
Wenn es ums Outfit geht bin ich mir nicht ganz sicher ob diese (sagen wir mal) Weste zugebunden gut aussieht. Ich habe mir schon früher überlegt ob ich die Verschlussart nicht irgendwie ändern kann (auf einen Knopf oder was ähnliches) aber ich befürchte ich habe nicht genügend Talent um das gut aussehen zu lassen. Jedenfalls habe ich das so zugemacht weil ich das Shirt, dass ich drunter habe nicht mag. Es hat so eine Form die mich quadratisch aussehen lässt. Was mich vom wegwerfen dieses Dinges abhält ist die Tatsache, dass das Dekolletee reich mit Pailletten bestickt ist was wirklich wunderschön (in der Sonne) aussieht. Darum, wen ich es tragen will, muss ich immer was noch darüber ziehen, was im Sommer eigentlich keine leichte Sache ist. Diesmal habe ich so eine Überwurf-Weste genommen, die ganz luftig ist und nicht störte. Ich weiß nicht ob im mit dem Outfit mich in irgendeinen Trend dieses Sommers reinschreibe (ich befürchte nicht) aber an jenem Tag brauchte ich wirklich was bequemes und dies hat dieses Outfit mir ganz wohl angeboten. Naja, und die schwarz-weiß Kombination ist doch immer ein Klassiker gewesen ;)
I am not sure if it is a good idea to tie this vest the way I did. But there is no other way to fasten it. I thought about sewing a button but I am afraid I am not talented enough to make it looks right. I'm wearing this vest because I hate the cut of the blouse. It makes me look like a square. The only way, why I didn't throw it out, is the huge number of sequins around the décolletage. It shimmers nice in the summer and I like this effect. But unfortunately to make it looks good, I have to put something over this blouse. I don't know if such combination is "in" but I think that black&white has always looked good :)


White dress once again



polski
deutsch
english
Dobrze jest czasami oglądać swoje zdjęcia sprzed roku. Dzięki tej czynności przypomniałam sobie o tej sukience! Zeszłam na dół do piwnicy, gdzie jeszcze zalega część ubrań letnich, odnalazłam ją, uprałam i z miłą chęcią założyłam. Dzień był wyjątkowo upalny, więc tym przyjemniej się ją nosiło. W upalne dni nie mam ochoty na biżuterię, więc tym razem pozostało dość skromnie. Sukienkę kupiłam w Kappahl w Szwecji podczas naszej podróży poślubnej. Nie jest więc tylko świetnym rozwiązaniem na lato ale i miłą pamiątką :)
Es ist gut manchmal seine Fotos von den vorherigen Jahren zu durchschauen. Dadurch habe ich mich an dieses Kleid wieder erinnert. Ich bin in den Keller heruntergegangen, wo noch ein Paar meiner Sommersachen lagern, es rausgesucht, gewaschen und mit vollstem Vergnügen angezogen. An diesem Tag war es richtig heiß, da war so ein weißes Kleid eine super Lösung. Wenn es so heiß ist mag ich Schmuck nicht so besonders gern tragen daher ist es diesmal mehr schlicht geworden. Das Kleid habe ich übrigens bei Kappahl in Schweden gekauft als ich auf Hochzeitsreise mit meine Mann war. Also ist es nicht nur ein tolles Sommerkleid sondern auch eine schöne Erinnerung :)
Sometimes it's good to look through your own old photographs. This way I remembered a white dress which I own. I went down to the cellar where I still keep some of my summer clothes, looked for it, washed it and put it on. It was really hot that day so I was glad I wore it. I didn't have too much jewellery because I don't like wearing it during the hot days. This way the whole outfit got rather simple. I bought the dress in Kappahl during our honeymoon in Sweden. So it isn't just a great summer dress but a beautiful memory too :)



Sukienka - Kappahl
Buty - Rieker
Torebka - Mexx
Zegarek - Fossil

Kleid - Kappahl
Schuhe - Rieker
Tasche - Mexx
Uhr - Fossil

Dress - Kappahl
Shoes - Rieker
Bag - Mexx
Watch - Fossil

Blue, pink and yellow



polski
deutsch
english
Bluzka którą mam na sobie jest, moim zdaniem, naprawdę ciekawa. Nie chodzi tu o wzór, czy kolory, ale fakt, że jest bardzo cieniutka, bardzo zwiewna, zakrywa wszystko, co powinna zakryć przy osobach noszących większe rozmiary i zarazem (moim skromnym zdaniem) jest bardzo ciekawa w kroju. Ogromnym plusem jest to, że w okolicach talii jest wszyta gumka, która tą talię podkreśla. Niestety w sklepach większość letnich ubrań to wciąż bezkształtne tuniki bez rękawów w dziwnych kolorach. Szkoda, że tym którzy szyją, czy projektują takie ubrania nie chce się trochę bardziej pogłówkować nad ciekawym krojem.
Die Bluse, die ich an habe ist, meiner Meinung nach, sehr interessant. Und es geht hier nicht um das Muster oder die Farben. Die Bluse ist sehr, sehr dünn, sehr luftig und sie bedeckt alles was so bei einer Plus Size Person bedeckt sein muss. Das sie einen Gummi in der Taille hat betont diesen Teil des Körpers und alles sieht richtig feminin, proportional und richtig gut aus. Ich habe schon ein bisschen satt, dass bei den Übergrößen man fast nur formlose, Ärmellose Tunikas in komischen Farben gibt. Dabei könnten die, die es nähen oder entwerfen mal ein bisschen nachdenken und was echt schöneres schaffen.
In my opinion, the blouse I'm wearing is really interesting. I don't mean the colours or the pattern but the fact that it is very thin, delicate and covers everything a blouse should cover, for a plus size person. What I like here mostly, is a sewn rubber around the waist what highlights it really wonderful. Unfortunately, the majority of oversize summer clothing in stores, are still shapeless tunics without sleeves in strange colours. It is unfortunate, that those who sew or designed such clothes, don't want to be more creative and make them so beautiful, that even a plus size person, will look fancy and feel good in them.


Bluzka - H&M,
Spodenki - H&M,
Sandały - Primark
Bluse - H&M,
Hose - H&M,
Sandalen - Primark
Blouse - H&M,
Shorts - H&M,
Sandals - Primark



Woman at work :D



polski
deutsch
english
Mieliście okazję składać już jakiekolwiek meble z Ikei? Ja ostatnio coraz częściej tak. Wczoraj i przedwczoraj składałam (z pomocą meżą :D) naszą nową komodę :) Widziałam ją już dawno, dawno temu i wiedziałam, że kiedyś sobie ją kupię. Bardzo mi się spodobała od pierwszego wejrzenia. To zabawne, ale bardzo często ją widywałam w filmach lub gazetach, gdzie prezentowali jakieś zdjęcie. Ale to oczywiście nie miało wpływu na moją decyzję, szczególnie, że zaczęłam ją zauważać w innych miejscach dopiero jak się w niej "zakochałam" na żywo :) Przyznam, że ilość śrubek mnie przeraziła i wydawało mi się, że będziemy ją składać parę dni. Ale w 3 - 4 godziny można się spokojnie wyrobić :) Przyznam, że i tak mocno podziwiam mojego męża, który SAM poskładał pod moją nieobecność nasze ogromne łóżko :)
Habt ihr schon mal Ikea Möbel zusammengebaut? Ich mache das seit letzter Zeit immer öfter. Gestern und vorgestern habe ich (und mein Mann) unsere neue Kommode aufgebaut. Ich habe schon lange Zeit vorher mir versprochen, dass ich mir eines Tages diese Kommode kaufe. Es war liebe auf den ersten Blick :) Ich habe sie dann in mehreren Filmen (z.B. im Rachels Zimmer in Glee) oder Zeitschriften gesehen. Ich nehme an, sie ist in der Zwischenzeit ganz populär geworden. Hauptsache ich habe jetzt auch so eine was mich sehr stolz macht :) Als ich am Anfang diese Menge von Schrauben sah, dachte ich, dass wir sie eine Woche zusammenbauen werden. Aber es dauerte ca. 3 - 4 Stunden. Ich muss zugeben, dass ich meinen Mann ganz bewundere, weil er während meine Abwesenheit ein ganz großes Bett ganz alleine zusammengebaut hat :)
Did you ever assemble something from the Ikea furniture? Yesterday and the day before yesterday me and my husband did. We built our new chest with drawers together. I felt in love with this drawer a long time ago and promised myself to buy it some day. And now I have it. Meanwhile I saw it several times in movies ( for example in Rachel's room in Glee) or magazines. At the beginning, as I saw all these screws I thought it'll take a week to put it together. But fortunately it took us about 4 hours to complete everything. I must admit that I admire my husband, who assembled our large bed ALONE when I was away :)






I gotowe!
Und fertig!
And done!


Related posts

 
MOBILE