Showing posts with label miętowa bluzka / mintgrüne Bluse / Mint Shirt. Show all posts

Showing posts with label miętowa bluzka / mintgrüne Bluse / Mint Shirt. Show all posts

sorry but mint..



polski
deutsch
english
Bluzka, którą na powyższym i poniższych zdjęciach mam na sobie jest miętowa. Przyznam, że to jedyna miętowa rzecz w mojej szafie (prócz torebki, którą już pokazywałam). Przed kupnem połowy garderoby powstrzymały mnie w sumie dwie rzeczy (kolejność dowolna): naprawdę imponujący nawał tego koloru na innych blogach (łeb w łeb z fluorescencyjnym żółtym) i faktem, że, nie oszukujmy się, ten kolor przecież wcale nie jest aż taki ładny. Bo gdyby był to zanim stał się modny widziałabym go u innych (jak np. pudrowy róż, złoty, róż, czy turkus). Możecie pytać dlaczego w takim razie kupiłam tą bluzkę. Przyznam, że z czystej ciekawości, chciałam zobaczyć jak będę się czuła w tym kolorze. Skoro tyle osób nagle stało się zwolennikami mięty, musiałam sprawdzić dlaczego. Po drugie bardzo spodobała mi się jej przewiewność (jest bardzo cienka) i o ile dobrze pamiętam, nie było jej w innych kolorach. Z rozmiarami też było trochę kiepsko, ta w rozmiarze mniejszym rozchodziła mi się w wiadomym miejscu. Całe szczęście kupiłam ją w Polsce i babcia mi ją na szybko zwęziła. Ostatnio stała się znów trochę przyduża, ale to nie szkodzi. W upalne dni ten luz, który teraz oferuje jest na wagę złota. Ogólnie ostatnio trochę zreformowałam moje podejście do zakupów, z jednej strony sama zaczęłam się nad tym mocno zastanawiać, a resztę mocno dodał szereg artykułów na ten temat, które napisała Styledigger (m.in. tu). Mam wrażenie, że niepostrzeżenie w nasz świat wkradł się kult nowości, który zawładnął niemal wszystkimi. Jeśli dobrze pamiętam to kiedyś więcej klimatu miały rzeczy, które już swoje przeżyły, mające na sobie rysy przeszłości (stare torby skórzane, pozdzierane na czubkach glany, wiekowe swetry kiedyś dziergane przez babcię itp.), a teraz panuje zupełna odwrotność. Wszyscy,co sezon pędzą do sklepów kupują, kupują i jeszcze raz kupują. O ile kiedyś większą wartość miały rzeczy z historią to teraz rzeczy, które aktualnie wiszą na wieszakach. Na te myśli naprowadziło mnie to, że wiele osób pytało o pochodzenie moich ubrań w takim tonie, że zakładają, że skoro mam to teraz na sobie to musiałam niedawno kupić. Oczywistością niemal stało się to, że na blogach pokazuje się swoje najnowsze zdobycze ze sklepów, a nie swój pomysł na zestawy. Odnoszę wrażenie, że coraz więcej blogerek, które pokazują to co mają na sobie są (świadomie lub nie) żywymi reklamami aktualnych kolekcji. Mało już w tym własnego "ja". Bo przecież gust nam się z sezonu na sezon nie zmienia. Nie wierzę też, że absolutnie wszystko, co kupiliśmy rok, czy pół roku mogło się znudzić. Przyznam, że odkąd sama zaczęłam kupować sobie ubrania starałam się (choć nie zawsze mi to oczywiście wychodziło) kupować to, co mi się naprawdę podobało. I przyznam, że dzięki temu, wchodząc na strych u rodziców, gdzie wciąż zalega połowa moich ubrań lub nawet przeglądając swoją szafę, z zachwytem oglądam to, co tam znajdę. Nie chodzi o to, że innym ma się podobać (ubezpieczam się przed komentarzem typu "nie widać żebyś miała jakieś cuda") ale, że mi się podoba. Że jest ewidentnie w moim stylu. Przyznam się, że wcześniej zdarzało mi się kupować ubrania, które były akurat przecenione/tanie lub były podobne do tego, czego szukałam. Te do dzisiaj trochę mnie irytują. Ale wszystkie te, które kupiłam bo absolutnie się sobie w nich podobałam - kocham do dzisiaj. Niestety, większość z tych z przeszłości się... skurczyła ( ;) ) ale wciąż tak bardzo mi się podobają, że nie potrafię ich wyrzucać (a ja kocham wyrzucanie). Wczoraj przymierzałam przepiękny sweter z najnowszej kolekcji H&M. I go zostawiłam bo miał jedną rzecz, która mi się nie podobała. Bzdura ale jednak. Kiedyś bym go kupiła tak, czy siak. I tak sobie właśnie postanowiłam, że będę kupować tylko te rzeczy, które uważam za naprawdę śliczne i które mnie naprawdę (w moim mniemaniu zdobią). Wtedy moja szafa nie tylko będzie mniej napchana, nie tylko z przyjemnością będą przeglądała jej zawartość ale i będę swoim ubiorem potrafiła wyrazić siebie w 100% ("patrzcie, mam na sobie, to co uważam za piękne, taki mam gust").
Die Bluse, die ich auf den Fotos trage ist in der Farbe minze. Das ist eigentlich die einzige Sache in meinem Kleiderschrank in dieser Farbe (ausgenommen einer Tasche). Als ich mir Blogs angeschaut habe musste ich feststellen, dass diese Farbe in einer imponierenden Zahl vorkommt. Und das wundert mich ein wenig. Die Farbe ist gar nicht so mal wieder schön, weil so wie andere Farben (z.B altrosa oder andere Pastellfarben) bevor "in" geworden ist nirgendwo zu sehen war. Eigentlich wunder mich das, warum eine Menge Menschen nicht das tragen was sie schön finden sondern war gerade in Mode ist. Wenn es so wäre würden wir diese Minze nicht nur in dieser Saison auf den Straßen sehen sogar schon seit vielen, vielen Jahren. Warum ich dann diese Bluse gekauft habe? Ich wollte mal sehen wie es ist so eine Farbe zu tragen, ich dachte, dass irgendetwas schon daran liegen muss, dass so viele Menschen jetzt auf sie stehen. Und außerdem gab es die Bluse ja nur in dieser einen Farbe und mir gefiel so sehr der Schnitt und das dünne Material. Mit der Größe hatte ich ein Problem, weil bei der kleineren die Bluse mir am Busen zu eng war und 'ne größere machte mich irgendwie mehr weit. Ich nahm die größere. Ich nahm sie nur weil ich gerade in Polen war und ich meine Oma bitten konnte sie mir kleiner zu machen. Was sie auch tat. Mittlerweile ist die Bluse wieder zu groß geworden aber ich trage sie immer noch. Was ich eigentlich damit sagen wollte ist, dass die Menschen jetzt auf Sachen ganz anders gucken wie früher. Ich weiß nicht genau wie es in Deutschland war, aber früher in Polen hatten die Kleider mehr wert, die älter warten, mit denem man schon viel durchgemacht hatte, auf denen man die vergangene Zeit bemerken konnte. Jetzt herrscht der Kult der Neuheit. Alles muss neu sein, das was von der vorherigen Kollektion ist (oder noch älter) soll ausgemistet werden. Zu diesen Fazit haben mir auch mehrere Fragen meiner Leser gebracht. Ich trage noch viele Sachen die wirklich alt sind, jedoch fragen mich viele woher ich das habe, weil die sich das auch kaufen wollen. Als denkt jeder ich habe alles neu. Mittlerweile ist das jetzt so geworden das die Blogs mehr "was ich gekauft habe" zeigen anstatt "das ist mein Stil". Sorry, aber ich glaube nicht, dass das was man ein halbes Jahr gekauft hat schon kaputt ist oder nicht mehr gefällt. Manchmal gucke ich mir all die Sachen bei Kleiderkreisel an, wo die Leute eine echt mega große Menge von Klamotten verkaufen und ich denk mir nur eins "warum kauft ihr all den scheiß wenn ihr das dann zehn mal billiger weiter verkaufen möchtet?". Seitdem ich mir Kleidung selber kaufe versuche ich nur das zu Kaufen was ich wirklich wunderschön finde. Ich gebe es ja zu, ich hab mich manchmal an die Regel nicht gehalten und mir manchmal Sachen gekauft die billig/reduziert waren oder ähnlich dem waren was ich gesucht habe (nicht exakt das was ich wollte sondern ähnlich). Und diese Sachen irritieren mich jetzt und ich will die loswerden. Aber das meiste sind die Kleider wo ich in der Kabine festgestellt habe, dass ich (meiner Meinung nach) wunderschön in ihnen aussehe und ich mir sehr darin gefalle und wohlfühle. Diese Sachen habe ich bis jetzt (manche sind sogar 7 Jahre Alt) und ich liebe sie immer noch. Die Hälfte ist mittlerweile (ekhm ekhm) zu klein geworden, aber das kann sich doch noch ändern. Aber die Sachen will ich trotzdem nicht wegwerfen (und glaubt mir - ich liebe ausmisten). Gestern habe ich einen wirklich wunderschönen Pulli von H&M anprobiert. Er hatte eine Macke die ihn in meinen Augen nicht perfekt liegen lies und ich habe ihn im Laden gelassen. Noch früher würde ich ihn trotzdem nehmen. Ich habe mir versprochen, dass ich jetzt nur die Sachen nehme wo ich ein "Wow" sage wenn ich mich in der Kabine darin sehe. Dadurch wird mein Schrank nicht mehr platzen, ich habe nur wirklich wunderschöne Sachen darin und kann mich 100% mit meinen Kleidern ausdrücken ("Guckt mal, ich trage das was meiner Meinung nach wunderschön ist, hier könnt ihr meinen Geschmack erkennen").
The blouse I am wearing is in the mint colour. Technically this is the only item in my closet in this colour (except one bag). To say the truth I am not such a great fan of mint. For two reasons. First: I've seen it in a very large number of blogs, and second: I don't like that colour to much. Surprising is the fact that no one has worn mint before it got fashionable like other colours (pink, yellow, green). You may ask me why I bought a mint blouse then. My answer is: I liked the cut and there was no other colour. I think that a lot of people are buying things not because they look beautiful on them, but because they are fashionable. I promised myself to buy only such clothes in which I feel beautiful and comfortable. I tried to do this for a few years (and of course I made some mistakes). This clothes I'd bought, because I loved them - I love them still and wear them though the may not be "in". Those I bought because they were cheap, just fashionable or discount - are irritating me and I don't like having them. I'm trying to buy only this what makes me say "wow" when I see myself in the mirror. Thanks to this I don't have a mess in my closet, it's filled only with beautiful things and I can show them to the world and say: "Look! I am wearing what I find wonderful, this is my taste".




Mint meets pink



Deutsch Es ist ziemlich viel bei mir in den letzten Tagen los. Der Umzug rückt immer näher, es gibt viel zu erledigen, überdenken und überprüfen . Außerdem war gestern der letzte Arbeitstag meines Mannes. Bis Ende dieses Monats habe ich ihn die ganze Zeit zu Hause, was mich sehr freut.
Bitte verzeiht mir wenn ich letztens eure Blogs, das Kommentieren und sie Antworten auf die Kommentare vernachlässigt habe. Ich versuche es langsam nachzuholen. Und ich werde versuchen    regelmäßig zu bloggen :)


Polski Ostatnio sporo się dzieje w związku z coraz bardziej zbliżającą się przeprowadzką. Jest sporo do przemyślenia, jeżdżenia, sprawdzania i dogrywania. Poza tym wczoraj był ostatni dzień pracy mojego męża i do końca czerwca mam go cały dzień w domu (jupi). Wybaczcie jeżeli ostatnio zaniedbałam Wasze blogi, nie komentuję, nie odpisuję na komentarze, po prostu momentami jest mi trudno znaleźć na to czas. Ale postaram się sukcesywnie wszystko nadrabia. No i będę próbowała blogować w miarę regularnie :)
Póki co zostawiam Was ze zdjęciami, gdy jeszcze były upały, momentalnie pogoda się trochę popsuła ale nie jest źle, tylko trochę chłodniej :)








Bluzka / Shirt - Clockhouse
Spodenki / Shorts - H&M
Buty / Schuhe - Siemes
Torebka / Tasche - Primark


Saturday morning



Yep, at last we have weekend. Hurray :) I thought it will never come. This week wasn't to easy at work, and after work I tried to do as much things as I could do. I still can't get the fact that my work (which I honestly hate with all my heart) takes almost a entire day. I'm back home about 6 p.m. and I'm so tired that I have to take an 1 hour nap... Well then it's already dark and soon I have to go to bed, otherwise I will be tired next day. And today is Saturday :) I slept till 9:30 am, woke up with a wonderful humour and the whole day was mine :) We went to the bazaar for some shopping. And after that we wanted to look what is "House M.D." about. It was so nice, that we spent the whole afternoon watching it. But that's great. Doing nothing after a hard week is so great :)

Related posts

 
MOBILE