Showing posts with label Ode Mnie / Von Mir / From Me. Show all posts

Showing posts with label Ode Mnie / Von Mir / From Me. Show all posts

BOLLYWOOD

polski
deutsch
english
Do napisania tego posta zainspirowała mnie tak prosta czynność jaką jest porządkowanie filmów DVD. Ponieważ miejsca na regale mam mniej niż filmów zazwyczaj trzymam tam te bardziej ulubione, do których częściej lubię sięgać. Posegregowałam je według rodzajów i stwierdziłam, że mam całkiem pokaźną kolekcję... Bollywood. Tak, to ciekawy gatunek filmowy. Jedni wręcz go nie znoszą, a inni wprost uwielbiają. Mnie się w tych filmach podoba sposób w jaki pokazywany są ludzie i uczucia. Próżno tu szukać scen, gdzie kobiet tuż po poznaniu mężczyzny wskakuje mu do łóżka. Często i próżno szukać choćby pocałunku. To gatunek, gdzie kobiety są delikatne, ciepłe i przede wszystkim się szanują, a mężczyźni wartościowi i potrafią wobec kobiet się zachowywać. Tutaj miłość się powoli rozwija, jest ukazywana w postaci spojrzeń, uśmiechów, zamyśleń.. a marzenia pokazywane w postaci piosenek i tańców. Moim zdaniem by polubić Bollywood trzeba być wrażliwym i umieć docenić ten sposób pokazywania świata i zmieniających się relacji między ludzkich. Oczywiście filmy są mocno przekoloryzowane, pokazują często świat jakim nie jest i ludzi w trochę lepszy sposób. Ale wiecie co? Ja wolę by film dawał choć trochę złudzenia, że świat i ludzie jednak potrafią być piękni niż widzieć brutalną rzeczywistość pełną seksu, przemocy i przekleństw.
Dlatego na półce wylądowały głównie filmy tego typu. Niestety jest ich aż tyle, że zajęły sporą jej część! Żeby było trochę bardziej "uporządkowanie" poukładałam je kolorystycznie. Moim zdaniem ułożenie płyt, czy książek według kolorów wygląda dużo ciekawiej. Kiedyś książki układałam według wielkości, potem spróbowałam wg kolorów i wygląda to o wiele ciekawiej. Przedstawiam wam fragment mojego (nie wiem jak nazwać ten pokój) dużego pokoju/salonu/pokoju dziennego z widokiem właśnie na półkę z wyżej wymienionymi płytami ułożonymi kolorystycznie.


A wracając do tematu Bollywood. Mieszkając we Wrocławiu dość szybko nawiązałam kontakty z ludźmi, którzy też go bardzo lubili. Mniej więcej raz na miesiąc organizowane były imprezy taneczne w tym klimacie. Jakie to było cudowne!!! Zapisałam się na kurs tego tańca, gdzie poznałam świetnie kobiety. Nie dość, że uczyłyśmy się tańczyć to jeszcze świetnie się ze sobą bawiłyśmy. Mało tego! Zdarzyło nam się mieć nawet kilka występów przed publicznością :) Z jednego takiego mam nawet zdjęcia, którymi chętnie się tutaj pochwalę :) Wkleiłam też zdjęcia z prób i zwykłych kursów. Bardzo fajnie wspominam ten czas. Pamiętam, że szczególnie zakolegowałam się z jedną z tych kobitek i często razem chodziłyśmy szukać po wrocławskich second handach ubrań na "występy". Kiedyś ciucholandy nie były tak popularne i znajdowałyśmy sporo perełek. Piękne chusty, sari (tak, mam kilka!), czy Salwar Kameez. Salwar Kameez (dla niewtajemniczonych) to ten tak popularny indyjski komplet składający się z tuniki i spodni. Do tego często nosi się chusty tzw. dupatty. Właśnie mam kilka takich dupatt, które chętnie noszę jako zwykłe szaliki. Też wklejam :) Wtedy lubiłam bardziej podkreślać oczy prawdziwym kholem albo kajalem (białka wyglądały niesamowicie biało przy tych kosmetykach!), nosić duże długie kolczyki. Szkoda, że nie miałam czarnych włosów, o wiele lepiej by pasowało :) Miałam kilka fotek w moich "przebraniach" ale niestety tylko dwie z nich odnalazłam. Z jednego z występów mam nawet film! Ale tego Wam nie pokażę :) Potem miałam przyjemność potańczyć trochę na warsztatach Bollywood lub uczęszczać na kursy tańca brzucha (tribal). Ale co bollywood to bollywood :) Dodałam też zdjęcie z występu z okazji święta Bharati :)
Zresztą, co ja będę pisać! Sami zobaczcie :)
świat asi bollywood
Pokazuję też moją niewielką kolekcję chustek (czyli dupatta). Są ogromne więc można nimi bardzo fajnie się otulić. Do tej żółto-niebieskiej posiadam też tunikę :). W ogóle tutaj w Niemczech co jakiś czas napotykam na ulicy na hinduski. Z wielką przyjemnością oglądam ich pięknie zdobione indyjskie stroje i biżuterię. Są o wiele przyjemniejsze dla oka niż kobiety z Iranu (i tym podobnych krajów) w czadorach.




Do moich ulubionych filmów należą: "Kal ho naa ho", "Kabhi alvida naa kehna", "Fanaa", "Kuch kuch hota hai" albo "My name is Khan". Ten ostatni pokazuje jaką piękną religią jest Islam, ale niestety też jak bardzo jest źle odbierany na świecie poprzez fanatyków, którzy go kompletnie źle interpretują.
Zum Schreiben dieses Eintrages hat mich das Aufräumen meiner DVD Sammlung inspiriert. Weil ich auf dem DVD-Regal weniger Platz als DVDs habe stelle ich dort die Filme ein, die ich am meisten mag. Ich habe die Filme nach Genre sortiert und festgestellt, dass ich ganz viele Bollywood Filme besitze. Diesen Typ von Film kann man entweder lieben oder hassen, denke ich :) Ich mag die Weise in der sie dort die Welt und die Menschen zeigen. Dort Findet man keine Frauen die nach der ersten Begegnung einem Mann ins Bett hüpfen. Nein, dort ist es sogar schwer einen Kuss mitzubekommen! Ich mag wie die Gefühle durch Blicke, Lächeln oder Träumen gezeigt werden. Und wenn man Träume oder Gefühle darstellen möchte macht man das durch Tanzen und Singen.
Aber erst mal zurück zu den DVDs. Damit das alles irgendwie sich schön präsentiert habe ich die Filme nach Farben sortiert. Hier ein kleiner Blick auf mein Wohnzimmer und das kleine DVD-Regal:

In Wroclaw, Polen, habe ich viele Menschen mit der selben Leidenschaft zu Bollywood gefunden. Es gab da eine ziemlich große Gruppe, die fast jeden Monat eine große Bollywood-Party geschmissen hat. Man, das waren Momente! Ich habe nirgens so viel Spaß gehabt. Damals bin ich sogar auf einen Bollywood Tanzkurs gegangen, wo wir sogar ein paar mal vorm Publikum aufgetreten sind. Das machte so viel Spaß :) Ich habe noch Bollywood-Workshops und Bellydance-Tribal Tanzkurse besucht. Ich könnt hier ein Paar Fotos von dieser Zeit sehen. Ich hatte (und habe die immer noch!) auch ein Paar Kostüme, Saris, Tunikas und Dupattas (diese großen Tücher). Ich habe meine Augen stark mit echtem Khol oder Kajal bemalt und habe große orientalische Ohrringe getragen. Schade, dass ich schon damals keine schwarzen Haare gehabt habe. Würde sehr passen :) Auf den Folgenden Fotos könnt ihr mich in ein Paar Bollywood Sachen sehen, auf meinen Proben, Kursen und ich habe sogar ein Paar Bilder von einem von dem Auftritten. Und dazu noch ein Foto von einem Bharati-Fest-Event.
świat asi bollywood
Hier könnt ihr meine bescheidene Sammlung von Duppatas sehen. Es gibt nicht viele. Sie sind so groß und lang, dass man sich toll in die einwickeln kann :) Zu der in den gelb-blau Tönen habe ich noch eine passende Tunika.




Zu meinen Lieblingsfilmen gehören: "Kal ho naa ho", "Kabhi alvida naa kehna", "Fanaa", "Kuch kuch hota hai" oder "My name is Khan". Der letzte zeigt wunderbar was Islan für eine schöne Religion ist doch durch die Fanatiker, die in schlecht interpretieren, wird sie auf der Welt sehr schlecht dargestellt.
The cleaning my DVD Rag inspired my to write this post. I was sorting the DVDs by genre and noticed that majority are the bollywood movies. I sorted them by colour to make it look a little better. On the next picture You can see a part of my living room with the colour sorted DVDs.


I love bollywood. When I moved to Wroclaw I meet a lot of people with the same passion. The made every month a big bollywood party. That was the best moment of my life. I started to attend to various bollywood and belly dance classes. We even performed! Below You can see some pictures of one of our performance, my classes, my trainings and costumes. I loved to bold my eyes with real khol or kajal and wear big oriental earrings.
świat asi bollywood

Except divers saris, tunics I have some scarfs (duppatas) which I like for their patter and how large they are! Have a look on my collection:






Just read

chinchilla

polski
deutsch
english
Gdybyś mieszkała w jakiejś niewielkiej społeczności np. w małej wiosce, osiedlu, czy choćby tylko bloku. Jakby to było, gdyby Ci, którzy są silniejsi bądz/i mądrzejsi mieli nad Tobą władzę? Każdy kto jest choć trochę szybszy, ma więcej siły, czy sprytu mógł z Tobą zrobić co mu się tylko podoba? Bez żadnych zasad, bez najmniejszego sensu i logiki. Nikt by Cię nie bronił, chyba, żeby chciał, ale ogólnie byłabyś skazana sama na siebie. Gdyby przejście jakąś bardziej uczęszczaną drogą, czy korytarzem było związane z ryzykiem, że ktoś Cię zobaczy i zacznie Cię gonić by później zrobić z Tobą dokładnie to na co będzie miał ochotę. Nie będzie go interesował Twój ból, strach, brak zrozumienia, a nawet to, że zapłacisz życiem za jego "widzi mi się" lub wyimaginowane potrzeby. Co gdyby dla Twojego oprawcy nie liczyło się, że Ty, jak każda inna istota na świecie z racji, że się na tej planecie urodziłaś masz prawo do życia na niej dopóki nie zagrażasz innym? Pewnie nie rozumiałabyś dlaczego musiałaś urodzić się słaba i dlaczego są silniejsi, którzy z racji swoich cech, choć tylko wrodzonych, mogą zarządzać Twoim życiem. Dlaczego czują się panami świata i nie akceptują innych żyjących obok nich? Pewnie nie rozumiałabyś dlaczego każdy nie może żyć na równych zasadach. Że dlaczego nie może być tak, że żyjemy wszyscy obok siebie, że każdy każdego akceptuje, że dzielimy jedną przestrzeń i czas. Że każdy z nas ma prawo do życia bez strachu. Dlaczego Ci, których umysły są o tyle potężniejsze nie mogą wykorzystać tego w sposób dobry dla wszystkich? Dlaczego muszą uważać, że skoro ich cechy są o lepsze od reszty to mają prawo bawić się w panów i władców tylu innych żyć? Co daje im do tego prawo? Czy nie jest to bezkarne nadużywanie umiejętności i możliwości, które wspaniałomyślnie ofiarowała im natura? Jakim prawem są tak okrutni, zapatrzeni tylko w siebie? Jakim prawem uważają, że ich grupa jest najważniejsza i ich życia są o wiele więcej warte od innych? Skąd taka pewność bycia "naj" i bawienia się w boga żonglując innymi życiami? Czy, gdyby urodzili się w innej grupie też tak łatwo by to akceptowali? Czy nie widzą, że inni też mają uczucia, pragnienia, chęć spędzenia dobrego życia, że odczuwają strach i ból? Dlaczego oni za wszelką cenę nie chcą odczuwać bólu, strachu, przerażenia, a innym z łatwością to fundują? Zrozumiałe jest, że czasami inaczej się nie da. Że słabsi czasami mają gorzej. Trudno, życie. Ale, co jeśli zabijają dla przyjemności? Czystej dzikiej przyjemności lub tylko i wyłącznie dla zysku. By się wzbogacić? Na Twoim życiu. Coś co powinno być najcenniejsze na świecie nie raz jest powołane tylko dlatego, by w odpowiednim momencie zabić i zarobić pieniądze.
Na całe szczęście dla nas ludzi, taki świat, przynajmniej na razie jest tylko fikcją. I przynajmniej w teorii wszyscy jesteśmy równi, nikt nie ma prawa nad nami się znęcać, krzywdzić nas, trzymać zamkniętymi, czy uśmiercić. W przypadku ludzi, reszta nie ma już tak dobrze. Z jakiegoś powodu ludzie ubzdurali sobie, że skorą są mądrzejsi, sprytniejsi i silniejsi od zwierząt to mają prawo je mordować z dowolnych pobudek. Dawno, naprawdę bardzo dawno temu, gdy ludzie żyli jeszcze o wiele prymitywniej, polowali na zwierzęta by nakarmić swoją rodzinę, a ze skór, czy futer robili okrycia, które chroniły przed zimnem. Teraz, w czasach, gdy wchodząc do sklepu mamy wypchane półki najróżniejszym pożywieniem, gdy już dawno, dawno temu odkryto materiały, które są równie ciepłe jak futra i skóry można by było rzec, że świat zwierząt mógł odetchnąć z ulgą. Ale tak niestety nie jest. W momencie, gdy to, co jest dla człowieka najważniejsze stało się na wyciągnięcie ręki, on zaczął skupiać się na przyjemnościach i zachciankach. Bez względu na koszty. Co mam na myśli? Już tłumaczę. Rozumiem, że każdy z nas (dobrze, większość) potrzebuje spożywać mięso lub posiadać kilka porządniejszych butów, czy toreb ze skóry. Najczęściej spożywanymi mięsami przez człowieka są świnie, krowy i kury/indyki. I tutaj można w pewnym sensie to całkowicie wykorzystać - ze świni i krowy jest robione mięso, z ich skór przedmioty codziennego użytku. Niestety, tak już jest, że człowiek mięso jeść musi (ponoć) więc te trzy - cztery rodzaje zwierząt najzwyczajniej mają... pecha. Ale to czego nie rozumiem... to cała reszta. Dlaczego nie można się ograniczyć by zjeść tyle zwykłego (zaraz wyjaśnię co mam na myśli) mięsa ile nam naprawdę trzeba i na tym poprzestać? Dlaczego jeszcze trzeba sięgać po najdziwniejsze przekąski? Po co chipsy mięsne, po co dziczyzna, króliki, kaczki... Po co? Znacie twierdzenie, że pobyt rodzi podaż? A gdyby sobie tak uświadomić, że jak przestanę sięgać po królika, czy kaczkę to te produkty po prostu nie będą się sprzedawać i nikomu nie będzie się opłacało zabijać tych biednych zwierząt?
Tym, co sprawia, że dostaję prawdziwej trzęsawki są naturalne futra i tym podobne wyroby. Nie rozumiem bezmyślności osób, które je noszą. Czy nie zdają sobie sprawy ile strachu i cierpienia wymagało stworzenie czegoś takiego? Może warto zobaczyć w Internecie jak wyglądają szynszyle, norki, czy lisy. Żywe są o wiele piękniejsze i cudowniejsze niż na waszych ramionach. Przykro mi, ale ja po prostu nie mam szacunku do ludzi, którzy noszą prawdziwe futro. Gdybyśmy naprawdę wszyscy się umówili, tak, że nikt nie kupowałby futer to te biedne zwierzątka nie były by mordowane. Nie znoszę, gdy ktoś mi mówi, że jego futro jest "vintage". Że kupił je w Second Handzie lub dostał po babci. Ale nosząc je reklamuje się jakie to cudowne mieć prawdziwe futro i jak to można się nie przejmować procesami, które musiały nastąpić by je stworzyć. O fakcie, że na sobie nosi się kawałek trupa, nie muszę już wspominać. W sklepach jest tyle fajnych płaszczy, kurtek, a nawet imitacji tych futer. Dlaczego po nie nie sięgać? Część z was wie, że w domu mam szynszyle. To są przesłodkie stworzenia. Nie dość, że są śliczne to jeszcze zabawne i inteligentne. Nie dawniej jak wczoraj siedziałam z nimi w przedpokoju, bawiąc się, goniąc i dawałam im wskakiwać sobie na ramiona, gdzie mogły odpoczywać i nagrzewać do czerwoności moje uszy, do których się przytulały. Świadomość, że są miejsca, gdzie trzyma się setki tych puchatów i je morduje żeby jakaś kobieta zimą ślicznie wyglądała doprowadza mnie do szaleństwa. Szynszyle mają tą właściwość, że jak się stresują to gubią futro. Nawet u mnie w domu, gdy je wystraszę głośniej otwierając klatkę to w powietrzu fruwa trochę futerka. Wiecie, co robią Ci od futer żeby nie stracić na jakości ich futra? Ściągają im je na żywo! Szynszyle ze ściągniętych futrem żyją jeszcze jakiś czas, a następnie umierają z bólu. Ale to nikogo już nie obchodzi bo A) nie mają już futra więc nie będzie strat B) to ból szynszyli, nie ich, wiec co tam i C) będzie niezła forsa. Nie mam pojęcia jak się pozyskuje futro innych zwierzaków. I nie chcę wiedzieć, bo zazwyczaj przetrawienie takiej wiedzy zajmuje mi kilka dni. Kocham zwierzaki i piszę to bo jeśli choć jedna osoba przez ten wpis nie kupi lub założy futra to moja misja będzie spełniona. Ja nie noszę futer, nie kupuję specjalnie skórzanych wyrobów i jadam mięso tylko z drobiu (i to do normalnych posiłków, nie dla smaczku). Uważam, że zwierzęta są naszymi sąsiadami na tej ziemi. Powinniśmy je szanować, cieszyć się, że są, czerpać radość z obserwowania ich, czy nawet życia z nimi. Ale nigdy nie nadużywać tego, że jesteśmy od nich mądrzejsi, inteligentniejsi, silniejsi czy szybsi. Choć z tymi dwoma pierwszymi określeniami nie jestem tak do końca pewna. Zwierzęta wszak nie zabijają siebie na wzajem, czy ludzi dla przyjemności lub pieniędzy. Zabijają tylko w dwóch przypadkach - gdy się boją o własne życie lub, gdy są głodne.
Wenn du in einer kleinen Gemeinde z.B. in einem kleinem Dorf, einer Siedlung oder nur in einem Haus wohnen würdest, wo die Regeln ganz anders wären als normal. Wo die, die stärker, schneller oder nur cleverer als du sind, mit dir machen könnten auf was sie nur Lust hätten. Du wärst zu schwach um dich wehren zu können und andere mit deiner Gesundheit und deinem Leben nur das anstellen könnten worauf ihnen gerade wäre. Sogar dir das Leben zu nehmen. Einfach nur so. Oder für Vergnügen, oder halt für Geld. Und für jeden wäre das okay. Was würdest du sagen? Was würdest du sagen, wenn du nur dafür zur Welt gebracht wärst damit dein Tod jemanden Geld bringt. Deinem Mörder? Du sagst jetzt bestimmt, dass kann nicht so sein. Wir alle sind gleich, der Planet gehört allem genau so und jeder hat das Recht für ein glückliches, friedliches Leben solange er niemandem was antut. Ist doch logisch? Warum sollte denn eine Gruppe von Lebewesen Gott spielen und mit dem Leben anderer jonglieren? Klingt doch schrecklich, wenn ich dir über so eine Welt erzählen würde wo dein Leben keinen Wert hat und jeden es einen scheiß Dreck interessierte ob du leidest.Du bist nun mal als die kleinere, schwächere geboren und es ist nun mal deine Bestimmung für die Größeren und "Besseren" dein Leben zu opfern.
Hast du mal über Tiere nachgedacht? Das sie genau wie du auf die Welt kamen, aber im Gegensatz zu dir bisschen mehr Pech haben. Damals, vor sehr vielen Jahren haben die Leute die Tiere getötet um nicht zu verhungern und zu erfrieren. Sie haben ein Tier gefangen, es gegessen und aus dem Leder oder Fell sich was zum Anziehen gemacht. Im teil ist es immer noch so. Man züchtet Kühe, Schweine oder Hühner um Ernährung daraus zu machen. Vom Rest macht man Schuhe, Taschen, Kleider. Das finde ich irgendwie normal. Was ich nicht normal finden kann ist, wenn man mehr davon nimmt als man braucht. Snacks aus Fleisch, Kaninchen, Hirsche, Enten... muss das wirklich sein? Kann man sich nicht mit Schwein oder Pute begnügen? Müssen noch mehr Tierarten sterben damit jemand mal was, dass ein klitzekleines bisschen anders Schmeckt als normal, essen kann? Kann man nicht echt nur so viel vom Fleisch essen, wie man braucht und wenn man Lust auf mehr hat, dann einfach nach etwas greift, dass nicht dafür ermordet wurde?
Genau so ist es mit dem Fell. Es gibt jetzt so viele schöne Sachen die nicht aus Fell sind und für die, die es wirklich brauchen gibt es doch noch künstliches Fell. Ich kann einfach keinen Respekt für die, die so was tragen, haben. Egal ob neu oder Vintage. Ganz, ganz viele kleine Lebewesen wie Füchse, Chinchillas oder Frettchen wurden dafür getötet. Ich erkläre mir das immer so: bei kauf vom einem Fell nimmt jemand ein Dutzend kleiner Tierchen, tötet Sie und schafft ein neues. Wenn es sich verkauft, dann lohnt es sich doch mehr davon zu machen. Oder nicht? Die Vintage Felle machen doch Werbung für die, die keine Vintage haben und nur ein neues kaufen können. Außerdem Leichen zu tragen finde ich etwas gruselig...
Ich weiß nicht ob ihr es schon mitbekommen habt, aber ich habe zu Hause drei Chinchillas. Die sind süß, lustig und intelligent. Wenn ich mit denen spiele und die schon müde sind, steigen sie auf meine Schulter und ruhen sich dort aus. Danach habe ich super warme Ohren, weil sie ihr Fell gegen meine Ohren drücken. Das füllt sich so gut an. Wenn die den kleinsten Stress bekommen dann verlieren sie ein bisschen an Fell. Und das wissen auch die, die sie züchten um einen Mantel aus denen zu machen. Und wisst ihr wie sie das vermeiden? Sie reisen ihnen das Fell vom Leib wen die Chinchillas noch Leben. Und die kleinen sterben dann vom leiden. Und stellt euch vor wie viel Chinchillas man braucht um eine einzige Jacke zu machen. Und wie viel Jacken es auf dem Markt zu kaufen gibt. Ich habe keine Ahnung wie es bei Kaninchen, Frettchen und anderen geht. Aber bestimmt ist das für die kleinen kein Vergnügen.
Also bitte denkt daran, bevor ihr das nächste mal was aus richtigen Fell anzieht/kauft.
English text


chinchilla



O modzie / Über Mode

  Deutsch Es gibt da in Polen so einen Filmklassiker, der Titel spielt hier keine Rolle. Es geht da um einige Frauen die bei Militär dienen. Jede von ihnen muss natürlich ein Uniform tragen, was sie nicht gerade mögen. Doch da kommt ein Tag, wo der Kommandant, der auch eine Frau ist, sagt, dass sie an einem Nachmittag in Zivilkleidung auftreten dürfen. Die Kamera zeigt sie Szene, wo die erste der Frauen auftaucht und ein Blümchenkleid trägt. Dann taucht die nächste auf, die... genau das selbe Kleid an hat. Und dann die nächste, die nächste... und alle haben das selbe Kleid. Jede guck die andere verwundert an und man kann sehen, das sie darüber nicht glücklich sind. Ich kann mich noch an polnische Witze und Lustige Grafiken erinnern wo man über die Tatsache, dass Frauen es hassen, wenn eine andere das selbe trägt, lacht. Heute morgen, bin ich nach dem Frühstück wieder ins Bett  geschlüpft und hab mir den neuesten InStyle durchblättert. Immer wieder sah ich zusammengestellte Fotos von Frauen, die das selbe oder sehr ähnliches an hatten und darunter stand das solle sehr modisch jetzt sein und wäre toll nachzumachen (etwas der Art). Naja.. jetzt bin ich ein bisschen verwirrt. Ich habe da noch so ein komisches Beispiel mir ausgedacht. Nehmen wir mal an ich hätte einen Freund/Freundin aus einem anderen Planeten und er käme mich besuchen. Sagen wir mal, bei denen gibt es so was nicht wie Mode. Er kommt mit mir spazieren und fragt.. warum sind alle so gleich angezogen? Sind das Kostüme, die euch bei Leben erhalten? Okay, ein doofes Beispiel aber immer noch.. Naja.. Etwas ist doch dabei. In den Läden gibt es Millionen von verschiedenen Sachen, warum ziehen Frauen immer das selbe was andere schon haben? Ich glaube ich verstehe Mode nicht mehr. Ich weiß, das man sich mit Mode inspirieren lassen kann, bestimmte Farben oder Formen wählen kann. Aber bestimmte Sachen? Es gab eine Zeit (und manchmal glaube ich sie ist noch nicht vergangen), dass ich bei jeder Frau nur Satchel Bags gesehen habe! Ich fand es immer doof das selbe zu tragen, was schon die halbe Straße trägt. Ich glaube ich habe mir so eine Tasche nicht gekauft, weil ich nicht die trillionste Frau mit so etwas sein wollte. Es gibt doch so viel davon. Ich habe in meinem vorherigen Post eine neongelbe Tasche gezeigt. Eine Menge Leute hat mir geschrieben ich solle sie öfters tragen, nur ich kann es irgendwie dazu nicht bringen. Ich habe sie schon lange her erworben, aber jetzt wo ich sehe, das überall man solche Taschen trägt komme ich mir ein bisschen dumm vor. Warum? Weil ich immer überzeugt war, das nur die, die keine Ahnung von Mode hatten die anderen kopierten. Ich will niemanden kopieren. Das würde doch so aussehen als ob ich keine Idee auf mich hätte und würde den leichtesten Weg nehmen - also abschauen was andere machen. Ich habe nichts gegen Inspiration, aber wenn man alles hat was die anderen tragen.. Naja, da kan ich nur Mitleid empfinden. Ich habe schon mehrmals auf Blogs gesehen, das eine sich eine Hose gekauft hat, die andere hat das dann abgeschaut und sich auch die Hose gekauft, Dann noch eine, noch eine und noch eine. Und dann hat die halbe Stadt die gleiche Hose, ist das euch nicht peinlich? Ich finde die Mode für bestimmte Farben und Formen ganz toll, es gibt uns diesen Hauch von Frische auf den  Straßen und Läden. Aber wenn es bestimmte Elemente gibt wo es nur das eine sein soll, keins anderes dann finde ich es irgendwie ohne Schwung, ohne Spaß und riecht nach Faulheit.

Was mein Outfit angeht.. ich habe nichts, was ich bereits nicht gezeigt habe, an. Alles habt ihr schon gesehen. Die Halskette und die Ohrringe sind ein Set und ich habe es von meinem Mann zum Nikolaustag bekommen :)


Polski Zabijcie mnie, ale zapomniałam tytułu filmu, od którego chciałam zacząć pisać. Wydaje mi się, że była to "Rzeczpospolita babska" lecz nie jestem do końca pewna. W każdym razie chodzi o taką scenę. Jest kobieca jednostka wojskowa, w której oczywiście wszystkie kobiety są ubrane w mundury. Dzięki pewnej okazji przez jeden wieczór, każda może ubrać się po cywilnemu. I wtedy jest pokazana ta scena, w której każda wchodzi i ma na sobie identyczną sukienkę. Oczywiście żadna z nich wcześniej nie wiedziała o tym. Kamera pokazuje po kolei niepewność i zażenowanie każdej bohaterki po odkryciu, że nie jest jedyną w tej sukience. Zabawne. Pamiętam jak jeszcze jako mała dziewczynka czytałam przeróżne dowcipy związane z tym jak kobiety nienawidzą, gdy inna kobieta jest ubrana tak samo. Ba! Ma choćby jedną sztukę odzieży jak ona. Do dzisiaj mam przed oczyma zabawne obrazki przedstawiające scenki spotkania się dwóch dam w tych samych odzieniach :) Ciut starsi czytelnicy na pewno pamiętają to wszystko. Dlaczego o tym pisze? Dzisiejszy poranek spędziłam w łóżku przeglądając najnowszy numer InStyle, na którym na co którejś stronie przedstawiane były najnowsze trendy. Najczęściej wklejali zdjęcia trzech celebrytek ubranych w niemal identyczne zestawy lub mające ten sam element garderoby (spódnica, torebka.. what ever). Pod spodem widnieje podpis mówiący jak bardzo to jest modne, świetne i warte naśladowania... Naśladowania.. Przypomina mi to sytuacje, gdy jedna bloggerka kupuje sobie spodnie X i je prezentuje, druga bloggerka widząc te spodnie, biegnie do sklepu i kupuje dokładnie te same. To robi trzecia, czwarta i piąta bloggerka... i tak potem wychodzi, że mamy kupę blogów, które różnią się praktycznie twarzami ich "prowadzących". Bo reszta jest ta sama. Tu w Kolonii mamy jedną z największych (o ile nie największą) ulicę zakupową NRW i po obejrzeniu wystaw sklepów na niej znajdujących się nie muszę się martwić, że o czymś z najnowszych kolekcji zapomnę. Zawsze mogę włączyć blog X, czy Y i na pewno wszystko tam znajdę. Ale w sumie nie dokładnie o to mi dzisiaj chodziło. Tylko o tą powtarzalność. Spróbuję jeszcze z innej strony. Załóżmy, że na innej planecie, całkiem blisko byłaby sobie inna cywilizacja, coś jak my ale załóżmy, że o zupełnie innym porządku świata.. Powiedzmy, żę taki "ufoludek" przyszedłby nas odwiedzić i załóżmy, że zainteresowałoby go to, co ludzie poczynają, by po ulicach nie chodzić nago. I przekonana jestem, że zdziwiłoby go jedno, dlaczego tak wielu ludzi, szczególnie kobiet chodzi tak samo ubranych? Wiem, że może głupi przykłąd ale chciałam to jakoś zobrazować. W sumie jakbyście to wytłumaczyli? W sklepach mamy tysiące różnych rodzajów torebek, butów, ubrań, akcesoriów.. Dlaczego jakaś spora większość kobiet zawsze wybierze to co jest najbardziej "common"? Dlaczego w pewnym momencie niemal każda nosiła (i chyba nadal z powodzeniem) te tzw. satchel bag? Chodzi o to, że zauważyłam, że w pewnym momencie popularna staje się dana rzecz i coraz więcej osób ją kupuje. Im więcej razy jest coś pokazywane w gazetach, telewizji, na bilbordach tym więcej kobiet zaczyna to nosić. Czy na tym to polega? Czy moda jest masowym noszeniem tych samych rzeczy? Przyznam Wam się, że ja osobiście chyba kiepsko pojmuję to pojęcie. Wiem, co teraz jest na topie (no, mniej więcej) ale nie potrafię zrozumieć dlaczego wszyscy chcą nosić jedno i to samo. W moim poprzednim poście pokazałam wam moją neonową torebkę, napisałam, że nie miałam odwagi jej nosić, na co część naspisała coś w stylu "jak to? przecież to mega modne". No właśnie. Mega modne i wszyscy to noszą. Dlatego miałam opory... Bo ja tego po prostu nie czuję. Mam obawy, że wyjdę bardziej na osobę, która kompletnie się nie zna na przyodziewaniu się i żeby nie popełnić żadnej gafy, której za żadne skarby nie chcę to lepiej pokopiuję większość. Bo przecież większość nie może się mylić? Czyż nie? Wiem, że po części trochę winne są sklepy, bo w pewnym momecie są bardzo mocno nastawione na to, co jest modne i czasami nie mamy wyjątku. Ale znowuż tak ekstremalne to nie jest..  Nie ma tak, że jest do kupienia tylko jeden rodzaj torebki, jeden rodzaj butów, jeden krój kurtki, czy sukienka z jednym konkretnym wzorem. Są sklepy, które zresztą biorą lekkie inspiracje wybiegami i robią rzeczy bardziej.. takie normalne albo dodają im indywidualnego wyglądu. Nie rozumiem całkowicie parcia na kilka konkretnych sklepów, w których pół miasta się ubiera. Dla mnie nie ma nic gorszego niż iść ulicą minąć kobietę, która ma "moje" spodnie, potem inną, która ma "moją" bluzkę, a później jeszcze zobaczyć moje buty i torebkę. Może to, co powiem będzie trochę ryzykowne, ale moim zdaniem noszenie tego co inni jest bardziej obciachem niż przejawem pokzania, że zna się na modzie. Potrafię jeszcze zrozumieć, że konkretne kroje, czy kolory są modne. Bo to fajne, sprawia, że jest co roku powiew świeżości w sklepach i na ulicach. Jest coś nowego i zawsze jakiś impuls, by zmienić garderobę. Czego nie potrafię jednak zrozumieć to parcie na konkretne modele. Co najbardziej mnie przeraża, że z niektórymi rzeczami robi się to naprawdę na skalę masową. Są co jakiś czas modele butów, czy torebek, które w pewnym monecie są ciężkiedo NIE odnalezienia. W sensie, że niemal każdy to ma. Miałam do niedawna kilka ulubionych blogów, w których niesamowicie podobały mi się stylizacje, które dziewczyny tworzyły. Były dla mnie nierzadko inspiracją lub zachętą do większej odwagi w kolorystyce, czy krojach. W pewnym momencie, gdy po kolei każda zaczęłą mieć ten sam typ torebki, ten sam schemat ubierania.. po prostu dałam sobie spokój z wchodzeniem na ich strony. Wydaje mi się, że kiedyś  było jakoś ciekawiej, że liczył się bardziej indywidualizm, sposób na własną interpretację mody. Teraz mam wrażenie, że liczy się by mieć KONKRETNIE TO i nic innego, czy choćby podobnego. Że trzeba nosić Zarę, buty koniecznie Ray Bana (tak się pisze?) i koniecznie Asosa. To takie oczywiście skrócenie, ponieważ już dawno przestałam śledzić, które metki są teraz topowe i zapewniają największą oglądalność. Jeśli chodzi o blogerów to zastanawia mnie tylko jedno, czy strona, w którą podąrzają blogi jest winą samych blogerów, czy ich czytelników, którzy danym rzeczom bardziej przyklaskują, a innym mniej pokazując bloggerom, co dla "publiki" jest najciekawsze.

To tyle na temat moich rozważań. Odnośnie tego, co jest na poniższych zdjęciach. Sukienkę już znacie.. w sumie nie mam na sobie nic nowego, tylko może po raz pierwszy zestawione w ten sposób. Kolczyki i zawieszka są kompletem i dostałam go na "Mikołaja" od mojego kochanego męża. Tego typu biżuteria musiała nistety trochę poczekać, gdyż noszenie ją zimą tylko pod kurtką ma mało sensu. Czekam na cieplejsze dni, w których nie będę musiała zapisać się pod szyją i móc poszaleć trochę z naszyjnikami. Niech was nie zwodzi mój lekki strój, wciąż u nas zimno, kurtka tego dnia była zbędna, gdyż wszystko załatwiałam jeżdżąc autem.



Valentine's Day

Polski Na wstępie chciałabym podziękować za wszystkie miłe życzenia powrotu do zdrowia. Chyba poskutkowało, bo czuję się znacznie, znacznie lepiej. Co prawda dużo słabiej, ale cała reszta w dużej mierze zniknęła. Zarazem przepraszam też za moje narzekania, ale było mi tak źle i chciałam się z kimś tym podzielić :D
Na innych blogach widziałam sporo nawiązań do Walentynek. Część pokazywała swoich ukochanych i popularne stało się hasło "dla nas walentynki trwają cały rok". Wybaczcie ale nie bardzo widzę potrzeby, by iść za tym trendem. Nie chcę wykorzystywać tego "święta" i niby od niechcenia, przy okazji, mimochodem pokazać, że jestem tak zajefajna, że ktoś mnie chce ;) 
A tak na poważnie to nigdy nie potrafiłam sobie wyrobić zdania na temat tego święta. Przerażała mnie zawsze liczba poduszek w kształcie serc, misie, zajączki, pieski, kotki trzymające napis, że bardzo kochają, miliony kartek, ciastek, szklanek, kwiatków i cholera wie czego jeszcze związanych z wielką miłością. Miałam nadzieję, że mój mąż nie uraczy mnie niczym z tego i na szczęście tego nie zrobił (dostałam coś przyjemnego i zielonego, coś , co już od jakiegoś czasu chciałam mieć :) ) Pamiętam, że jak byłam mała przez dobre cztery lata byłam zakochana w koledze ze szkoły i przez ten cały czas nigdy mu tego nie wyznałam, a w walentynki wciąż wyobrażałam sobie, że mu się coś odmieni i wyśle mi kartkę :D Teraz jak sobie tak przypominam go to dziwię się sobie, co ja w nim widziałam i w myślach dziękuję, że nic nie przysłał :D 
W każdym razie niczego się na wczorajszy dzień nie spodziewałam, a mój mąż postanowił zrobić mi niespodziankę i wziął sobie wolne. Nie za bardzo chciałam pchać się do restauracji, czy kina, wiedząc, że wszystkie miejsca będą zawalone zakochanymi. Deszcz niestety udaremnił wszystkie pomysły na spacer. Ale pojechaliśmy do innego miasta, niedaleko naszego i tam spędziliśmy w mało uczęszczanych miejscach ten dzień :) Więcej nie chcę zdradzać :) W każdym razie było bardzo miło. I drogi mężu, jeżeli to czytasz, to jeszcze raz dziękuję za tak przyjemny dzień w Twoim towarzystwie :* 
Co do pogody, to z radością mogę oznajmić, że wraca do normy. Dziś znów było 10 stopni więc z chęcią wyściubiłam nos poza dom :) Niestety nadal z moim wiernym przyjacielem czapką. Proszę, nie wyśmiewajcie mojej czapki, wszak jest to jedyna jaką mam. Może oprócz czerwonej z gigantycznym pomponem. Ale schowana gdzieś w czeluściach szafy. Czapkę dostałam od męża rok temu, gdy jeszcze nie pojawiała się na co drugim blogu nastoletniej dziewczyny. Tutaj w Köln nie widziałam jej u nikogo, więc myślę, że mogę śmiało nosić :) Mam też na sobie swój ulubiony sweter, z którym chyba powoli będę musiała się rozstawać. Strasznie go lubię, uwielbiam jego aplikacje na ramionach ale niestety strasznie się porozciągał. Szkoda, że swetry, które średnio lubię mają się idealnie :)

Deutsch Gestern war Valentinstag und ich kann mich glücklich schätzen, weil ich ihn ziemlich nett verbracht habe. Ich muss zugeben, dass ich ein gemischtes Verhältnis zu diesen Tag habe. Irgendwie erschrecken mich diese Haufen von Herzkissen, Teddys, Häschen, Hündchen, Kätzchen, die "Ich liebe dich" aufgeschrieben haben, Karten, Bücher, Gläser und Gott weiß noch was mit Liebesmotiven. Ich hoffte, dass mein Mann mir keins davon schenken würde und meine Gebete worden erhöht. Ich bekam was grünes und kuscheliges, etwas, dass ich schon seit längeren haben wollte. Mein Mann machte mir noch eine Überraschung und nahm sich diesen Tag frei. Als erstes dachten wir über einem Restaurant oder Kino nach, aber dann stellten wir Fest, dass es in solchen Plätzen an diesem Tag nur wimmeln wird vor lauter Paaren. Spazieren konnten wir auch nicht, weil es regnete. Also fuhren wir in eine andere Stadt und gingen in Plätze wo es nicht so viele Leute gab. 
Das Wetter ist schon wieder normal geworden, d.h. das es auf dem Thermometer wieder 10 Grad ist. Ich rühre mit vom Haus weiterhin nicht ohne meine Mütze. Ich weiß, dass sie eigenartig wirken kann, aber leider habe ich keine andere. Und außerdem habe ich sie letztes Jahr von meinem Mann bekommen also ist sie mir sehr wichtig :) 


Kurtka/ Jacke - Ms Mode | Sweter / Pulli - F&F | Spódnica / Rock - Kappahl | Buty / Schuhe - Deichmann

Nie tylko widok się liczy / Nicht nur die Aussicht zählt

Polski Z niemałym wysiłkiem ciapnęłam na siebie prosty makijaż, założyłam to, co w szafie było pod ręką i poczłapałam na oglądanie mieszkania. Wspominałam jakoś niedawno, że znalazłam takie z super widokiem na Ren. Jakieś cudowne było wyjście na mróz! Po raz pierwszy od kilku dni mogłam odetchnąć pełną piersią :) Ale nie o tym. Kurcze.. no zawiodłam się. Jak fajna okolica to mieszkanie kiepskie. Jak fajne mieszkanie to dziwna okolica. W tym przypadku mieszkanie było całkiem fajne ale za małe. Jeden duży pokój i dwa maleńkie. Dodatkowo każdy pomalowany na inny kolor (w tym ciemna czerwień), a ja chcę wszystko białe. A warunek jest taki, że mieszkanie przejmuje się jak jest. Przez moment zastanawialiśmy się, co lepsze, czy mieszkanie z fajnym widokiem, w dobrej lokalizacji, a ciasne, czy większe trochę dalej. Wygrał niestety rozum. Domyślam się, że fajny widok znudzi mi się po ok 2 tygodniach, a na ciasne mieszkanie będą kląć cały okres przebywania w nim. Mówi się trudno i szuka dalej.
Ale korzystając z okazji pochodziliśmy troszkę w okolicy wzdłuż rzeki, co zaowocowało w poniższe zdjęcia. Mnie (jeszcze) żywej :)

Deutsch Mit ein bisschen Mühe ist es mir gelungen irgendein Make-up zu schaffen, das erste was im Kleiderschrank hing anzuziehen und zu Wohnbesichtigung zu gehen. Ich habe schon früher berichtet, dass ich eine Wohnung mit Rheinblick gefunden habe. Heute war es so weit, wir konnten die Wohnung besichtigen. Die Blick durchs Fenster war wirklich geil, aber leider nur das. Die Wohnung stellte sich zu klein aus. Komisch dass manchmal Wohnungen mit der selben Fläche so verschieden sind. Diese war nicht so gut geschnitten. Sie hatte ein großes Zimmer und zwei kleine. Dazu war jedes in einer anderen Farbe (sogar eins in dunkel Rot!) und wir müssten uns das selber streichen. Wir hatten schon was zu denken: aber letztendlich stellten wir fest, dass an die Aussicht kann man sich ganz schnell gewöhnen, aber in eine Wohnung, wo kaum war rein passt nicht.
Aber wenn wir schon beim Rhein da waren, waren wir ein kleines bisschen spazieren. Für jemanden der eine verstopfte Nase hat ist die frostige Luft eine große Erleichterung :)  Es sind auch ein Paar Fotos entstanden,  die ich hier hiermit zeige :)







Jestem w gazecie! / Ich bin in einer Zeitung!

Polski Dwa dni temu w miesięczniku Super Liniaukazał się artykuł dotyczący szafiarek XL. Jest mi szalenie miło, móc powiedzieć, że mój blog (oprócz dwóch innych - bardzo fajnych) został opisany w wyżej wymienionym piśmie. Przyznam, że nigdy dotąd żadna gazeta nie pisała na temat mojego bloga, czuję się tym trochę onieśmielona. A zarazem dumna, że moja prawie trzyletnia praca została w ten sposób doceniona. Bardzo dziękuję autorce artykułu za tak pochlebne słowa na temat mój i mojego bloga.
Poniżej mały skan artykułu, gdyby ktoś miał ochotę poczytać go w trochę większym formacie zapraszam do kiosków lub do bloga Moniki, która udostępnia artykuł w dużym formacie:

Deutsch Vor zwei Tagen ist in einer Zeitung, die in ganzen Polen erscheint ein Artikel über XL Bloggerinen erschienen. Ich hatte das Glück und mein Blog wurde reichlich beschrieben. Es ist irgendwie ein komisches Gefühl wenn man seine Fotos in einem populären Magazin sehen kann. Aber ich bin sehr stolz auf mich, weil meine fast dreijährige Arbeit am Blog jemand bemerkt hat. Außer meinem Blog wurden noch zwei weitere andere beschrieben. Leider ist der Artikel nur auf polnisch, aber wenn ihr die Fotos in einem größerem Format betrachten möchtet klickt bitte auf den Blog einer anderen XL Bloggerin (die auch im Artikel beschrieben wurde):



Happy New Year :)

Deutsch  Ich wünsche Euch allen einen guten Rutsch ins neue Jahr. Möge das neue Jahr viel besser sein als das vorherige :)

Polski Na początek - przepraszam, że tyle czasu się już nie odzywam. Poleciałam na święta do Polski i nie mam za bardzo kiedy i jak pisać nowe posty. Dodatkowo nie mam zbyt wielu zdjęć do pokazania. Tak się składa, że zawsze, gdy jestem tutaj - ja robię wszystkim i wszystkiemu zdjęcia. Mnie, mało kto. Niebawem wracam, więc na pewno pojawią się nowe wpisy, w tym  jeden związany ze świętami, prezentami itp.

Dziś jest ostatni dzień roku, dla wielu na pewno dzień wypełniony refleksjami. Tak się jakoś złożyło, że rok i dwa lata temu zrobiłam małe podsumowanie całego roku, więc i teraz spróbuję.

Na pewno nie mogę powiedzieć, że ten rok był tak obfity w emocje jak poprzedni, w którym brałam ślub i wyprowadziłam się do innego kraju. Ale mogę powiedzieć, że ten rok był przepełniony nowymi wrażeniami, przygodami i zwiedzaniem nowych miejsc. Nie zabrakło też niespodzianek i zaskoczeń.
Z czego się najbardziej cieszę, mogłam poświęcić się w pełni moim dwóm największym pasjom - fotografii i grafice. Wszak obiecałam sobie, że spróbuję z moimi "pracami" prowadzić osobnego bloga, ale na razie jeszcze nie wyszło. Kilka z Was pytało o logo, które było na blogu podczas okresu świątecznego oraz "kartkę" przy wpisie dotyczącym życzeń świątecznych. Obie grafiki były mojego autorstwa. Tak więc mały dowód, że coś tam robię. I mam ogromną nadzieję, że w jakiś sposób uda mi się być w tym lepszą.
Prócz rozwijania mojego hobby w tym roku miałam okazję trochę podróżować. Pięć razy byłam w Polsce, w lutym byłam na Wyspach Kanaryjskich, w lipcu w Paryżu i w Irlandii. W międzyczasie zwiedziłam też kilka razy Holandię. I oczywiście sporo miast leżących w miarę w pobliżu mojego miejsca zamieszkania. To mi się bardzo podobało i mam nadzieję, że w tym roku również uda mi się zwiedzić kilka nowych miejsc. Mam kilka pomysłów ale obawiam się, że na wszystkie jednak nie starczy czasu.

Myślę, że udało mi się też trochę bardziej rozwinąć mojego bloga, mogłam mu wreszcie poświęcić trochę więcej czasu. Zaowocowało to też ciut większą ilością czytelników. Jestem świadoma, że jest masę innych blogów, gdzie liczba obserwujących jest czterocyfrowa, ale i też jestem świadoma tego, że ten typ "mody" nie jest wszystkim... potrzebny. W każdym razie jestem zadowolona, że jest tak.. jak jest :)

Ostatnią, (lecz nie najmniej ważną) rzeczą jest to, że przez ten rok poznałam kilka świetnych,  niesamowicie pozytywnych osób. Myślę, że to jest najwspanialszy "prezent" jaki może "ofiarować" posiadanie bloga. I dowiedziałam się, że to, co robię ma  sens, dzięki naprawdę sympatycznym mailom od osób, które dzięki mnie nabrały większej odwagi w wyrażaniu siebie oraz motywacji, by większy rozmiar nie przeszkadzał w ubieraniu się ciekawie.

Nie lubię robić sobie postanowień noworocznych, gdyż wiem, że średnio to zazwyczaj wychodzi. Ale mogę powiedzieć, że chciałabym w tym roku wreszcie bardziej przyłożyć się do szukania nowego mieszkania. W tym roku robiliśmy tyle innych rzeczy, że nierzadko nie zostawało już po prostu zbyt mało czasu, by skupić się na przeglądaniu ogłoszeń. Może się tym razem uda :)

Dobrze, żeby już nie przynudzać. Chciałabym Wam życzyć, by nowy nadchodzący rok był o wiele lepszy od tego, który właśnie się kończy. Byście z każdym dniem byli o krok bliżej swojego celu, nigdy nie poddając się. Byście wierzyli, że to, co pragniecie ma sens i byle przeszkoda nie sprawiła, że zaprzestaniecie waszych działań. Życzę Wam, byście mieli przy sobie chociaż jedną osobę, która zawsze będzie o krok za Wami, która zawsze będzie Wam dobrze życzyła, trzymała za Was kciuki i do której zawsze będziecie mogli się zwrócić. Życzę byście mieli choć jedną osobę, która będzie Was kochała takimi jakimi jesteście, bezwarunkowo i która będzie robiła wszystko, by smutek na Waszych twarzach nie zagościł na długo. Wiem, że na świecie, nawet wśród najbliższych, roi się pełno osób, które potrafią tylko krytykować, pokazywać palcem Wasze błędy, słabości, wyśmiewać sfery Waszego życia, w których sobie dobrze nie radzicie. A przy tym nie móc wydusić ani jednego miłego i ciepłego słowa. Obyście spotykali na swojej drodze osoby, które jeżeli już potrafią skrytykować, to też będą potrafiły pochwalić.  Wszak wydaje mi się, że ostatnio mówienie tego, co robimy złe jest o wiele prostsze niż powiedzenie czegoś dobrego. 

I z całego serca dziękuję moim czytelnikom za to, że wciąż tu wchodzicie i chcecie czytać te moje brednie ;) Dziękuję za każdy, nawet najkrótszy komentarz. Bardzo się cieszę, że tu jesteście. Gdyby nie Wy, to nie wiem, czy ten blog by jeszcze istniał :)

Szczęśliwego Nowego Roku!!!!! :)

Subiektywny Ranking Przystojniaków

Deutsch Ich mache mit bei einem TAG, wo ich Männer zeigen soll die ich am am gutaussehendsten finde. Also verzeiht mir diesmal bitte wenn die beschreibungen auf polnisch nur sind :)

Polski Zostałam otagowana przez sympatyczną Eowinkę, która prowadzi bloga, na którym pokazuje swoje genialne makijaże. Przyznam, że kilka niezłych sztuczek nauczyłam się właśnie od niej. Choć przede mną jeszcze długa droga, by dorównać jej w tworzeniu wspaniałych makijaży :) Ale nie o tym :)
Zostałam wciągnięta do zabawy, w której mam za zadanie podać 10 przystojniaków (mojego uznania). Myślę, że fajna zabawa - pokazująca trochę nasz gust :) Przyznam szczerze, że najchętniej wkleiłabym 10 zdjęć mojego męża ale niestety chodzi o takich bardziej znanych. Więc muszę zejść trochę niżej i wybrać kilku mniej ładnych ale za to znanych :)
Obejrzałam sobie trochę postów innych osób w ten sposób otagowanych i zauważyłam, że większość nie dostosowała się do zasad i podała mniej niż 10 "ciach". W takim razie stwierdzam, że skoro inni nie nie przestrzegają zasad to ja też nie muszę. Zatem podam 15 mężczyzn. Chyba się nie pogniewacie. Zresztą kto by tam nie lubił oglądać przystojniaków, nieprawdaż? :)

Gdyby się Wam chciało to fajnie by było jakbyście napisały, czy kogoś z tych panów znacie/nie znacie, lubicie lub nie itp :)

Ok, zaczynam. Prócz pierwszego miejsca kolejność jest raczej przypadkowa.

1. Shahrukh Khan - dla mnie jest to najlepszy aktor na świecie. Widziałam setki filmów z nim i każdym byłam zachwycona. Potrafi się wcielić w każdą rolę i zagrać jak niesamowicie przekonująco. Jeden z jego ostatnich filmów został nawet pokazywany w kinach - "My name is Khan".  Film jest genialny. Jeśli ktoś chciałby obejrzeć naprawdę dobry film bollywood to polecam "Gdyby jutra nie było", "Nigdy nie mów żegnaj", czy "Veer-Zaara". W sumie tych świetnych filmów jest dużo więcej, jestem ogromnym miłośnikiem kina Bollywood i gdyby ktoś chciał jakieś typy filmów do obejrzenia niech do mnie napisze maila :)



2. Marcin Dorociński - uwielbiam jego smutne spojrzenie. Bardzo, bardzo lubię na niego patrzeć. Ma w sobie taki smutek i spokój - nie potrafię tego opisać :)


3. Ed Westwick - czyli Chuck Bass. Nie widziałam go w żadnym innym filmie, ale "biorę go w całości" jako Chuck Bass, czyli wygląd + styl jaki "gra" w Gossip Girl :) Dla tych, co nie obejrzeli wszystkich sezonów - w 5 staje się zupełnie innym człowiekiem :)



4. Jason Statham - kto oglądał Transporter wie, o czym mówię. Uwielbiam niewzruszonych facetów, którzy nie pokazują, że są źli, zmęczeni, czy poirytowani, ale potrafią zmięknąć przy kobiecie.  Ten facet ma coś w swojej postawie, co sprawia, że nie można przestać patrzeć na filmy, w których gra :)



5. Mark Salling - Puck z Glee. Uwielbiam jego miny :) I tyle :)


6. Hrithik Roshan - kolejny aktor z Bollywoodu. Najbardziej znanym filmem w Polsce, w którym grał jest "Czasem słońce, czasem deszcz" - czyli film, który parę lat temu, bodajże w nowy rok, leciał cały dzień :)



7.Abhishek Bachchan - jeszcze jeden aktor Bollywood. Pałam do niego ogromną sympatią, nie dość, że jest świetnym aktorem ("Nigdy nie mów żegnaj", "Dhoom") to prywatnie jest naprawdę wesołym i dowcipnym człowiekiem. Tak na marginesie - jest mężem jednej z najpiękniejszych kobiet świata - Aishwaryi Rai


8. Jesse Spencer - czyli dr Robert Chase z Housa. Gdyby tacy lekarze leczyli - nie miałabym nic przeciwko leżeniu w szpitalu ;)

9. Ajay Devgan - kolejny i już ostatni aktor Bollywood. Zagrał w genialnym filmie "Ty i ja". Prywatnie jest mężem Kajol. Co w nim mi się najbardziej podoba? Chyba jego uśmiech :)


10. Robert Redford - teraz nie bardzo, ale kiedyś, wg mnie, naprawdę nieźle wyglądał. Choć to chyba jedyny znany mi mężczyzna, który mimo wieku wciąż jest mega przystojny.



11. Johnny Depp - ten wybór chyba nikogo nie dziwi. Choć bardziej podoba mi się sprzed paru lat niż teraz.



12. Brad Pitt - tak jak Redford, czy Depp - wolę oglądać go w jego wcześniejszych filmach. Odkąd ma w domu przedszkole stał się bardziej tatuśkiem niż fajnym mężczyzną :)



13. Dawid Woliński



14. Bradley Cooper



15. Paweł Małaszyński - tu mam trochę mieszane uczucia. Na zdjęciach, filmach wygląda bosko. Natomiast naczytałam się, że prywatnie jest wszystkim innym niż przyjemnym i miłym facetem. Przyznam, że zdjęcia bardziej "prywatne" Pawła nie powalają jak te "studyjne". Ale oceniam to, co widzę na ekranie, a nie prywatnie :)



Ufff! To chyba wszystko!!! :) Dziękuję za uwagę :)

Related posts

 
MOBILE