Showing posts with label Moda. Show all posts

Showing posts with label Moda. Show all posts

Sukienka

Próba 'ujarzmienia' sukienki. W sumie nie wiem na ile mi wyszło....


Zima

Niestety zima dotarła nawet tutaj. Niżej pokazany strój jest z wczoraj. Wczorajszy dzień był obity w opady mokrego śniegu. Z tego, co wiem, wszystkie drogi dojazdowe i wyjazdowe z Kolonii były zakorkowane. Chodziło się fatalnie. Było zimno, a musieliśmy udać się do centrum założenia sobie konta, kupienia kartek świątecznych i załatwienia kilku innych spraw. Tym razem starałam ubrać się bardziej ciepło niż funkcjonalnie. Buty z mustanga, które są całe w grubym futrze, do tego ciepłe skarpety. Dzięki temu, gdy niestety jeden z butów mi przemókł nie czułam zimna w stopę. Muszę koniecznie wstąpić do Deichmanna, gdyż mają świetny spray blokujący przemakanie butów. Do tego bawełniane getry i dżinsową spódnicę. Celowo nie zakładałam spodni, gdyż nie znoszę, gdy nogawki aż do łydki mam mokre. Kurtka jest ciepła i nieprzemakalna. Na szczęście udało mi się znaleźć taką, która nie wygląda jak jedne z tych  puchowych (z przeszyciami w kratę lub poziome pasy) okropieństw. Ma głęboki kaptur obszyty dookoła futrem. Kurtka zapina się po samą szyję dzięki temu zamiast ciepłego szalika mogłam użyć dość grubej i szerokiej chusty ze sklepu indyjskiego. Pod kurtkę włożyłam ciepły sweter i bluzkę z długim rękawem. Zimą celowo nie zakładam ubrań z bawełny, gdyż gdy człowiek się spoci bawełna wchłania pot i go trzyma. Niestety nie mam zbyt wiele ubrań ze sobą, przyjadą później. Do kurtki ze złotymi elementami nie pasowała mi żadna z moich dwóch szarych (szczególnie, że obie mają srebrne elementy). Moją czerwoną, o której już wcześniej pisałam spięłam zamkiem. Ma ona tę właściwość, że można ją wydłużać. Gdy jest długa z przodu widnieje ozdobny elegancki zamek. Niestety nie pasował do sportowego charakteru stroju, więc musiałam go schować zmniejszając torebkę. Mając czerwoną torebkę wybór padł na szal w kolorze czerwonym (mam jeszcze taką czarną) i pasujące do tego rękawiczki. Myślę, że wyszło ciepło, kolorowo i w miarę ciekawie :)



Po świętach, gdy zaczną się wyprzedaże, a śnieg nie stopnieję wybiorę się na poszukiwania torebki w kolorze butów. Mój mąż zaproponował dlaczego nie butów w kolorze torebki :) Uważam, że kobiety w czerwonych  kozakach wyglądają jak bociany :)

Na koniec chciałam się 'pochwalić' pewnym postępem :) Jeszcze niedawno moja szynszyla Zuzia trzymana na rękach spieprzała, gdzie pieprz rośnie przy byle okazji. Teraz lubi leżeć w rękach i np wcinać swój ulubiony przysmak, czyli migdała :)

Mikołaj dla szynszyli :)

W moim poprzednim poście wspomniałam, że podczas przeprowadzki musieliśmy się pozbyć klatki dla szynszyli. Klatka była naprawdę spora i maluchy miały sporo miejsca do zabawy. Niestety z powodu jej gabarytów za nic nie chciała się zmieścić do auta tak by i inne rzeczy mogły w nim pozostać. Duża klatka wylądowała na śmietniku a szynszyle zamieszkały na dwa dni w transporterku. Oczywiście podczas naszego noclegu w Bolesławcu przełożyliśmy szynszyle do innej klatki. Tak się składa, że zostawiliśmy 'na wszelki wypadek' inną, mniejszą klatkę. Niestety zapomnieliśmy, że szynszyle urosły i klatka pozwalała im zaledwie na kilka 'kicnięć'. Do dziś żałuję trochę, że nie mogliśmy znaleźć sposobności by ta klatka przywędrowała z nami. Pamiętam jak na targu przy Wielkim Młynie we Wrocławiu udało nam się wytargować ją za całe 30 zł. Wcześniej mieszkał w niej królik. Była kwadratowa (ok 1mx1m) i również sporo wysoka.
W Niemczech zdziwił mnie brak sklepów zoologicznych w centrach handlowych. Początkowo tam właśnie szukaliśmy tego typu sklepów celem zakupienia ściółki i pokarmu dla naszych małych przyjaciół. Dopiero później dowiedziałam się, że inne kraje patrzą trochę z politowaniem na pomysł Polski, że w centrach handlowych można kupić chomika, kota czy psa. Nie ma nic złego w sprzedawaniu pokarmu natomiast zwierzęta są przesadą. Podobno wiele ludzi nabywa zwierzaka pod wpływem impulsu pomiędzy kupnem nowej pary butów a garsonką. Tutaj sklepy zoologiczne są w osobnych miejscach. Dzięki temu kupno zwierzaka wiąże się ze specjalną przejażdżką do sklepu zoologicznego. Tutaj zakupom nie grozi już impulsywność.
Po dłuższym szperaniu w sieci udało mi się znaleźć całkiem porządną sieć sklepów zoologicznych Fressnapf. Sklep jest naprawdę świetnie zaopatrzony pod kątem każdego typu zwierząt. Dopiero tu w Niemczech miałam spory wybór ściółek, siana, trocin, klatek, domków, środków do czyszczenia klatek(!), piasków i wiele wiele innych. Nieoceniona stała się fachowa pomoc sprzedawców, którzy dawali naprawdę świetne rady odnośnie jakości i przydatności różnych akcesoriów dla zwierząt. Gdy już nabyliśmy wszystko, co nam było potrzebne, niechcący nasz wzrok padł na klatki... I znów wybór był dość spory, a ceny wcale nie najgorsze. Trafiliśmy na promocję i za 35 euro (140 zł) kupiliśmy klatkę o wymiarach 120x59x50.  Dodatkowo dokupiliśmy domek z drzewa z korą, którą szynszyle kochają obgryzać. W efekcie za 65 euro (260 zł) szynszyle otrzymały klatkę, domek, piasek i jedzenie. Nasze zakupy akurat zbiegły się z Mikołajem, więc możemy  to potraktować, że jak wzorowi rodzice kupiliśmy swoim pociechom prezent :) Szynszyle ze stanu "wegetatywnego" w klatce od razu wyraźnie odżyły. Zaczęły skakać, biegać i bawić się. Przyznam, że nieprzyjemnie się patrzyło, gdy przez ten tydzień męczyły się w mikroskopijnej klatce, która dla jednej szynszyli jest zbyt mała. Naszym kolejnym zadaniem jest znalezienie za jakieś 1 - 2 miesiące woliery, dzięki którym maluchy będą mogły się wspinać aż po sam sufit. Oto kilka zdjęć z chwili po przeniesieniu do nowej klatki:






Dzisiaj po rano po całonocnych harcach wyglądały zaspane, a zarazem zaciekawione z domku :)



Nowe mieszkanie jest przynajmniej o 20m2 większe od poprzedniego, co daje mi swobodną możliwość robienia zdjęć.
Poniższy zestaw założyłam na niedzielne wyjście do centrum handlowego. Na razie się uczymy miasta, co i gdzie się znajduje. Z powodu niskich temperatur zaczynamy od obiektów zamkniętych. Ponieważ w centrach handlowych jest ciepło mogłam sobie pozwolić na nieco lżejszy zestaw.Do wełnianej czerwonej sukienki z golfem włożyłam czarne kryjące rajstopy oraz botki. Botki wyjątkowo nie nadają się na zimę co okryłam podczas przejścia z bloku na parking. Mają gładką cienką podeszwę oraz są zamszowe. Nijak nadają się więc na śnieg i lód. Są to buty typowo na okres jesienno-wiosenny.  Do zestawu dodałam chustkę w panterkę oraz jesienny płaszcz. Nie miałam ochoty wkładać zimowego płaszcza, gdyż w sklepie bardzo szybko miałabym ochotę go zdjąć.


Poniższy zestaw miałam na sobie kilka dni temu. Wiem, że golfy są dla mnie kiepskim rozwiązaniem. Jednak przy obecnych temperaturach ciężko mi włożyć coś innego, w czym byłoby mi równie ciepło. Nie miałam możliwości zabrania ze sobą wszystkich ubrań z Polski dlatego zdecydowałam się na te najpraktyczniejsze (czyt najcieplejsze). Staram się na ten moment powstrzymywać z jakimikolwiek odzieżowymi zakupami. Wiedząc, że golf skraca szyję starałam się złagodzić nieco efekt wkładając do niego szary sweter w szpic. Nie mogłam sobie podarować by założyć rajstopy o identycznym kolorze, co golf. Do tego spódnica pod kolor swetra i wysokie kozaki. Tej zimy zdecydowanie lepiej się czuję w spódnicach i grubych rajstopach niż spodniach, które co rusz musiałam podciągać. Moim zdaniem płaszcz, który zakrywa spódnicę (lub równa się jej długości) połączony z kozakami wygląda o wiele bardziej kobieco i ciekawie niż oklepany zestaw kurtka + spodnie. Razi mnie ostatnio połączenie eleganckiego ubioru z kurtkami puchowymi różnej długości. Wydaje mi się, że lepszym rozwiązaniem jest włożenie płaszcza z grubszym swetrem.

Ubolewam trochę nad jakością tego zdjęcia. Wyszło trochę za ciemne. W rzeczywistości kolory szare są tu dużo jaśniejsze, a fiolety bardziej nasycone. Pozostaje mi mieć jedynie nadzieję, że Wasze monitory wyświetlają owe zdjęcie trochę lepiej niż mój.

Pozdrawiam,
Asia

Kolonia

Po długiej przerwie znów się zgłaszam :)  Jak widać po moim opisie w profilu dotarłam już do Niemiec.
Pierwszy dzień naszej podróży był fatalny. Dwa dni przed wyjazdem "pozbyliśmy" się większości rzeczy. Dojadą później. Zostały mniej-więcej te najbardziej ważne. W niedziele wieczorem dokonaliśmy ostatecznego pakowania i nic nie świadomi położyliśmy się spać. W poniedziałek rano doznaliśmy szoku. Wszystko było pokryte kilku centymetrową warstwą śniegu. W tym parking i nasze auto. Zamiast prostego zniesienia wszystkich rzeczy w okolice auta i spróbowanie kilku kombinacji efektywnego włożenia bagaży, mąż mój musiał znosić każdą rzecz z osobna i wkładać do bagażnika. Niestety kładzenie kartonów i innych rzeczy na śnieg nie wchodziło w grę. Efekt był opłakany. Rzeczy zostały włożone w mało przemyślany sposób i straciliśmy wiele godzin. Później doszło końcowe sprzątanie mieszkania i pójście na szybkie jedzenie. W efekcie zamiast w okolicach 12 wyjechaliśmy o 16. W godzinach szczytu. Ci co mieszkają we Wrocławiu, wiedzą co znaczy droga w kierunku autostrady po 15. W całej tej nerwówce zostawiliśmy kilka rzeczy (niezbyt, na szczęście, cennych) oraz z braku miejsca szynszyle straciły fajną klatkę. Na razie są w takiej małej ale intensywnie szukamy większej. Gdy po około dwóch godzinach wyjazdu z miasta trafiliśmy na autostradę zaczęliśmy się cieszyć, że na szczęście to już koniec. Plan był taki. Mniej-więcej w połowie drogi między Wrocławiem a Kolonią jest Jena. Tam zamówiliśmy sobie nocleg. Nie mieliśmy ochoty na wielogodzinną przejażdżkę. Wygodniej to i bezpieczniej. Niestety, 30 km od Wrocławia byliśmy zmuszeni do zatrzymania się wraz z innymi samochodami. Utknęliśmy. Okazało się, że (przepraszam za wyrażenie) debil-kierowca-tira postanowił sobie wyprzedzić innego tira. Efekt był taki, że wszyscy utknęli na ok 2 godziny na autostradzie. My na szczęście mieliśmy laptopa i nagranych kilka odcinków Herosów, dzięki czemu czas minął szybko. Jednak jazda była okropna. Autostrada była pokryta cała śniegiem i lodem. Było ślisko i padał śnieg. Jazda była okropną udręką. Mimo zimowych opon momentami ślizgaliśmy się jak na lodowisko. Gdy o mało nie wpadł na nas ogromny tir stwierdziliśmy, że dość. Jednym z ważniejszych planów tego dnia było dotarcie do niemieckiej części Zgorzelca i wykupienie ubezpieczenia ADAC (świetna sprawa, szkoda, że nie ma czegoś takiego w Polsce). Niestety wiedzieliśmy, że nie ma szans by tam zdążyć już we Wrocławiu. Naszą wycieczkę tego dnia zakończyliśmy w Bolesławcu. Znaleźliśmy przypadkiem świetny pensjonat. Było nam już wszystko jedno gdzie i jak, a tu taka niespodzianka. Skorzystam z okazji i polecę każdemu, kto będzie szukał noclegu w Bolesławcu lub okolicach Czerwony Mak. Pani która go prowadzi jest niesamowicie miła, miejsce przecudownie urządzone, pokoje gustowne. Każdy z łazienką, ogólnie dostępna kuchnia. Naprawdę wywarło to miejsce na mnie duże wrażenie. Gdyby ktoś była zainteresowany, dodaję linka: http://czerwonymak-kruszyn.e-meteor.pl/






Rano wstaliśmy i pojechaliśmy do Zgorzelca kupić ubezpieczenie ADAC. Ubezpieczenie polega na tym, że wykupuje się je na daną osobę. Mój mąż zapłacił 80 euro. Doubezpieczając mnie zapłacił 20 euro więcej. Dzięki temu cokolwiek, w jakimkolwiek aucie by nam się stało zawsze mogliśmy oczekiwać pomocy. Ktoś by przyjechał z lawetą, przywiózł zastępcze auto, ewentualnie zawiózł do szpitala i pokrył koszty leczenia. Każda naprawa w przypadku nieszczęśliwego zdarzenia jest za darmo. Woleliśmy to wykupić szczególnie, że nasze auto jest już dość stare i nieraz potrafiło zaskakiwać :) Wyznaczyliśmy sobie nowy środek trasy: Erfurt. Gdy jednak wjechaliśmy ze ślizgawki A4 w Polsce na A4 w Niemczech oczy zrobiły nam się jak dwa spodki. Niemcy również były całe we śniegu, ale ich część autostrady suchutka.... W efekecie pokonaliśmy całą trasę aż do Kolonii. Jako dowód wklejam poniższe zdjęcia.






Wczoraj pojechaliśmy do centrum. Ucieszył mnie akt, że jest tam kilka głównych ulic, wzdłóż których były chyba wszystkie znane sklepy. Naliczyłam 4 H&M na jednej ulicy, i 3 C&A :) Zawsze mnie denerwowało, że gdy chciałam podejść do 2 - 3 sklepów musiałam jechać do jakiegoś zamkniętego centrum handlowego. Tutaj od wiosny może przejść się na spacer, na świeżym powietrzu i przy okazji wejść do sklepów bądź pooglądać tylko wystawy.
Byłam również na chwilę na Jarmarku Bożonarodzeniowym, a raczej na dwóch. Podobno jest ich w Kolonii aż 6 (lub więcej).

Będąc w centrum niecałe 3 godziny zdążyłam zauważyć parę różnic. W Polsce (a przynajmniej we Wrocławiu) każdy wygląda jak klon drugiego. Ludzie są poubierani tak samo. Ten sam styl jest modny i wszyscy tak wygląają. Tam byłą niesamowita różnorodność. Niemal każdy człowiek ubrany był na swój własny sposób. I wreszcie mogłam pooglądać ciekawie ubranych mężczyzn, którzy nie boją się kombinować z modą :) Fajne wrażenie. Zwróciłam uwagę, że jedna rzecz się pojawiała bardzo często. Bardzo dużo ludzi (żeby nie powiedzieć 'większość') nosi buty w stylu Emu.

Nie znalazam ani jednego śmicia na ulicy :) Wszystko jest czyściutkie. Wszędzie widziałam policję, która jeździła bądź spacerowała po ulicach pilnując porządku.

Mimo, że na trawnikach jest sporo śniegu to chodniki i jezdnie są suchutkie.

Miałam okazję wejść do TK MAxxa. We Wrocławiu miałam spory problem dostać się do wszelkiego towaru. Wszędzie było pełno ludzi niemal wyrywając sobie ubrania z rąk. Obejrzenie kozaków graniczyło z cudem. Wszystko tam przypominało otwarcie saturna w pierwszy dzień przecen. Tu było troszkę inaczej. Przy półkach mało ludzi, można było sobie spokojnie wszystko obejrzeć :)

No i minusem są trochę ceny. Jeśli chodzi o jedzenie to kosztuje podobnie. Ale bilet miesięczny na metro kosztuje 50 euro :(

I na koniec: nigdy nie znosiłam kołaczyków, słodkich bułek, pączków itp. Tutaj przez przypadek spróbowałam ich cukierniczych wyrobów. Teraz nie mogę się powstrzymać się by przynajmniej jeden dziennie kupić :)

Wklejam troszkę zdjęć. Wybaczcie proszę jakość ale robiłam je kompaktem w ruchu. Postaram się wyjść jeszcze z lustrzanką :) Narazie jest strasznie zimno i jakoś nie mogę się zmusić by w ogóle wyjść.













Kocham moją spódnicę!!

Wiem, że zostanę zjechana na czym świat stoi. Ale ja się po prostu zakochałam. Nie mogłam znaleźć motywacji przed końcem pracy i przeglądałam allegro. I ją znalazłam. I nie mogłam. Pani sprzedająca była na tyle sympatyczna, że zakończyła aukcję przed czasem. Uwielbiam ją mimo, że może sprawiać, że mam plus dwadzieścia do wagi :)

A tak w ogóle to ta która nie ma nic, co ją pogrubia w szafie niech pierwsza rzuci kamień :p



Szary z fioletem

Dzisiejsze zdjęcie jest robione przez moją mamę :) Mama odwiedziła mnie przed wyjazdem. Zabrała masę rzeczy żeby wrzucić na strych. Fajnie, bo nie musimy się z tym taszczyć później :) Szkoda, że czas z nią zawsze tak szybko mija. Wciąż, mimo, że już tyle lat z nią nie mieszkam, gdy odjeżdża jest mi strasznie smutno. Teraz też. Mam mieszane uczucia wyjeżdżając tak daleko, będę miała dalej do moich najbliższych. Ale musiałam podjąć taką decyzję. Nie chcę, jak inni, mieć kredytu, który pożera jedną wypłatę, stąd obie osoby muszą koniecznie pracować. O równej 16 puszczać się biegiem do domu, bo niania chce już wyjść. Nie chcę zbierać latami na nowy samochód, ani móc w miesiącu kupić sobie tylko jeden droższy ciuch lub ubierać się z musu w SH. Wielu moich znajomych tak ma i jest mi przykro, bo wiem, że Ci sami ludzie, z tym samym wykształceniem i  tym samym zawodem mają w innych krajach więcej. Dużo więcej.
Kiedyś ktoś się dziwił dlaczego panie w sklepach w PL są takie niemiłe, a w większości w DE miłe i uśmiechnięte. Te u nas zarabiają 1200 zł, a te tam 1200 euro. A ceny mieszkań i żywności - podobna.
Żal mi, że u nas też tak nie może być. Wiem, że wielu ludzi opuszcza Polskę z bólem serca, ale czasami nie da się inaczej.

Ostatni dzień pracy.

Do wczorajszych ubrań się trochę przyczepiliście ale nie narzekam. O to mi właśnie chodziło :) Może racja, że góra zbyt jasna? Tylko miał być ciemniejszy sweter, czy ciemniejsza bluzka?

Dzisiejszy zestaw został skompletowany przed komentarzami stąd dekolt. Wybrał go mąż na moje pytanie, jak się ubrać na ostatni dzień pracy. Do zestawu ubrałam te same rajstopy, co przedwczoraj. No, niedokładnie te same, tylko po prostu mam ich więcej w tym samym kolorze :)

Moje pożegnanie w pracy wyobrażałam sobie trochę inaczej, ale i tak było trochę wzruszająco. Mam nadzieję, że niektórych jeszcze zobaczę.







tarraaa

Nie chcę nikogo martwić, ale sprawdzałam pogodę i temperatura idzie już powoli w kierunku zera. Mnie taka pogoda (nie licząc deszczu) całkiem odpowiadała. Było dość ciepło więc można było założyć płaszcz, niezbyt grube rajstopy i jakieś półbuty. Dzisiaj założyłam kozaki i niestety nie było mi w nich za ciepło, co znaczy, że to już ten czas, gdy wysokie buty zakłada się nie tylko bo super pasują do zestawu. Trudno. Pocieszam się jednak, że każdy kolejny dzień zimnej jesieni, a później zimy zbliża nas coraz bardziej do wiosny :)
Dzisiaj przyodziałam się w takie ot ubranie :)




A teraz z innej beczki trochę :) Ci, którzy odwiedzają mojego bloga od jakiegoś czasu pamiętają, że miałam jasne włosy. Teraz są ciemne ale strasznie zniszczone po tylu rozjaśnianiach, pasemkach itp. Dzisiaj nie wiem po co mi to było skoro wróciłam do ciemnych kolorów. Myślę, że każdy czasem musi czegoś spróbować by się sam na własnej skórze dowiedział, że to nie dla niego. 
W każdym razie, jak już wspomniałam, miałam zniszczone włosy i za nic nie mogłam sobie z nimi poradzić. Parę dni natknęłam się na sklep fryzjerski we Wrocławiu i moją uwagę przykuła seria L'oreal professionnel, a konkretnie seria "absolut repair". Już od jakiegoś czasu używam tych kosmetyków (są sto razy lepsze od tych ze zwykłych sklepów), ale linię do farbowanych włosów. Zdesperowana ich wyglądem sięgnęłam po te oto dwa produkty:

U fryzjerów są dość drogie, natomiast na allegro można je dostać taniej :) Maskę dałam na umyte włosy, potrzymałam z 30 minut. Po spłukaniu i osuszeniu włosów nałożyłam thermo repair i podsuszyłam suszarką. Ponoć suszarka szkodzi włosom, ale ten specyfik działa właśnie podczas suszenia. Podgrzewany 'wpuszcza' do włosa jakieś cudowne cząstki i w ten sposób go odbudowuje i uzupełnia jego zniszczoną strukturę. Najbardziej zdziwiło mnie to, że o ile rano budzę się z 'szopą' na głowie to po tym obudziłam się z cudnymi lokami, jakie mam... (Wiem, wiem, na zdjęciach nie widać :p).
Uczciwie, zazwyczaj nie piszę o kosmetykach na blogu (może raz), ale to mnie tak zachwyciło działaniem, że chciałam się podzielić. Być może czyta to ktoś kto nie radzi sobie ze swoimi włosami. Naprawdę warto spróbować. Są jeszcze inne kosmetyki z tej linii jak olejki, szampony itp.  Ja wyszłam z założenia, że skoro mam farbowane włosy to zostanę przy szamponie do farbowanych, natomiast ponoć więcej niż jednego specyfiku, które się nie spłukuje włosy nie zniosą :)

Jest spódnica.

Tak jak obiecałam :) Wklejam dzisiejsze zdjęcie w mojej mniej-więcej do kolan spódnicy :) I jak? ;)

Dzisiaj byłam w sklepie w celu zakupienia większej ilości słodyczy. Nie, nie dlatego, że kupiłam z dużą spódnicę i trzeba się dopasować :) Pojutrze jest mój ostatni dzień pracy. Zawsze marzyłam o tym dniu, a teraz mam mieszane uczucia. Nie żałuję swojej decyzji, ponieważ  na myśl o przepracowaniu tam jeszcze dłuższego okresu czasu robi mi się nie najlepiej. Przepracowałam tam niemal równe 4 lata ( + parę dni). Do obecności wielu osób przywykłam, do niektórych nawet bardziej przywiązałam. Smutno trochę wiedzieć, że może się ich już nigdy nie zobaczyć. Ale, nie ma niczego złego, co by na dobre nie wyszło. Każde życie składa się z rozdziałów. Właściwością każdego rozdziału jest zarówno jego początek jak i koniec. Ten, oceniając z perspektywy czasu, był nie najgorszy. Wyrwałam się z małego miasta, znalazłam pracę w trochę większym, poznałam ciekawych ludzi, znalazłam męża :) Zobaczymy, co będzie dalej :)


Zdobyłam! Yes! Yes! Yes!

Zacznę od początku. Mojemu mężowi wczoraj przemokły buty i domagał się pojechania po nowe. Ja tam zakupy lubię, więc specjalnie się nie buntowałam. Wybór padł na Factory z racji, że dobre marki, w dobrych cenach.  Buty oczywiście kupiliśmy (mężczyzną wiele do szczęścia nie potrzeba :) ) i mieliśmy w sumie iść do zoologicznego ( szynszyle jeść też coś muszą). Ci co byli w Factory we Wrocławiu wiedzą, że idąc od McDonald's (byliśmy na kawie) nie da się nie przejść obok Deichmanna. Muszę jeszcze zaznaczyć, że zawsze chciałam mieć kozaki, takie aż po kolana, ale z powodu szerokości moich łydek marzenie to porzuciłam lata temu. Tak mnie jakoś tchnęło i namówiłam mężusia na małe 'poszwędanie' się po sklepie. Niby tak na luzie rzuciłam "weź zobacz, czy są jakieś kozaki na moją łydę". Powiedział 'dobra' i zniknął. Później.. sama nie wierzę, że tak było.. ale mój mąż zasypał mnie kozakami, które chodził i zbierał i które wydawały mu się okej... W co jeszcze bardziej nie wierzę.... znalazł! Cholera! Znalazł mi kozaki, które pasowały. I to nie jedną... a dwie pary! Myślicie, że to koniec? Nieeeeeeeee.... Nie mogłam się zdecydować, które. Normalne, nie? :) A mój mąż wymówił najbardziej niesamowite zdanie.. "To weź obie"....
Podreptałam do kasy z myślą, że w domu na spokojnie przymierzę i zdecyduję, które lepsze i te gorsze oddam. W sumie byłam przekonana, że zostawię te krótsze ale te dłuższe, na wszelki, jeszcze sprawdzę. W domu założyłam je ponownie i teraz myślę, że te dłuższe lepsze...  Na początku myślałam, że się sfotografuję, pokażę i poproszę o pomoc. Ale im dłużej o tym myślę to dochodzę do wniosku, że zostawię oba. W końcu nie codziennie się spotyka kozaki, które leżą jak powinny. Przynajmniej w moim przypadku :) Zdjęcia i tak pokażę, bo jestem ciekawa Waszego zdania. Wiem, że wyglądam wymęczona, ale ten dzień był naprawdę męczący :)

Aaaa i nie mogę sobie podarować... Mężu, jeśli to czytasz to wiedz. że... JESTEŚ NAJWSPANIALSZY NA ŚWIECIE :)

Zanim będą kozaki, wklejam zdjęcia z rana :)




I kozaki :)

1. Sięgają ciut za kolano, można podwinąć i mają wtedy 'normalną' długość.


2. Kozaki nr 2





Komentowanie postów...

Czasami czytam komentarze postów z innych blogów. Nie jestem znawcą mody, ale czasami niektóre zestawy są tak rażące, że niekontrolowanie na mojej twarzy pojawia się mieszkanka grymasu, zdziwienia i trochę przerażenia. Więcej się nie zastanawiając klikam na komentarze do takiego posta, a tam.. "cudownie!", "jak pięknie!", "to jeden z Twoich najlepszych zestawów". Czy naprawdę o to chodzi? Czasami wydaje mi się, że niektórzy użytkownicy, szczególnie Ci bardziej "znani" stworzyli sobie klub wzajemnej adoracji. Mam wrażenie, że niektórych to nie wypada krytykować, to takie FO PA :)
Jeśli o mnie chodzi, to jest mi bardzo miło, gdy przeczytam, że coś mam ładnego, coś fajnie połączyłam lub coś mi pasuje. Ale o wiele bardziej cenię sobie rady typu "ten sweter ze zdjęcia numer 73 w tym poście pasowałby świetnie do bluzki z tego posta, spodni z tego i butów z tego". Czy można dostać lepsze komentarze niż takie rady? :) Ale również cenię opinie typu "wyglądasz w tym jakbyś przed chwilą zwymiotowała".  Podsumowując: bardzo chętnie czytam komentarze, róbcie to dalej ale jeśli macie choć najmniejszą ochotę pobawić się w stylistę i doradzić mi ( nawet jeśli wyda się to czasem absurdalne) co z czym to będę najszczęśliwsza pod słońcem. Staram się sama czasem innym zwrócić uwagę, że wg mojego mniemania coś nie pasuje lub fajniej by było z tym, czy z tym. Zdaję sobie świetnie sprawę, ze mogę kogoś urazić... dlatego ja mówię: piszcie, piszcie, piszcie :) Wszystko :) Nie ma to jak konstruktywna krytyka :)


Koniec weekendu



Za parę minut skończy się weekend. Nie jestem pewna, czy zdążę dokończyć przed północą tego posta, ale niech się liczy kiedy zaczęłam, a nie skończyłam :)
Dotychczas koniec weekendu przyprawiał mnie o mdłości, znowu musiałam iść do pracy. Gdy miałam konkretne rzeczy do robienia było inaczej, nawet się cieszyłam. A teraz jest inaczej. Co jakiś czas jakaś grupa osób nie ma co ze sobą robić i wtedy, chcąc nie chcąc, rodziło się w głębinach naszego umysłu pytanie 'czy mnie zwolnią?' Ja mam już spokój, koniec weekendu mi nie straszny, bo wiem, że z każdym dniem zbliżam się coraz bardziej do mojego ostatniego dnia.
Trochę mi szkoda bo kiedyś było całkiem fajnie, ale nic nie trwa wiecznie :).
To 'coś' powyżej to mój ałtfit z piątku. Na początku miało być z golfem, ale o 8 było 16 stopni, więc do golfu nawet nie podchodziłam. Żeby nie było tak nudno dodałam kolorową chustkę. Z resztą mam małą manię zakładania chustek ( niektórzy nawet byli w szoku jak w upalny dzień zaprezentowałam się z jedną :) ), uważam, że mogą odmienić ubiór albo połączyć kilka części ubioru w świetną całość. Podoba mi się mój nowy kolor włosów i to jak gra z czarnymi ubraniami.

Nie lubię pisać tytułów.

Dzisiaj jest jeden z tych dni, w których usiadłam w pracy do komputera i od razu stwierdziłam, że nic mi się nie chce. Z przykrością muszę stwierdzić, że ostatnimi czasy takie dni były coraz częstsze stąd na myśl o moim rychłym odejściu nie mogę wykrzesać z siebie większego smutku. Owszem, trochę dziwnie będzie nie wstawać rano, iść tą samą drogą, spotykać tych samych ludzi. Jestem sentymentalna, stąd wiem, że mojego ostatniego dnia będzie mi jednak smutno, że wszystko dzieje się ostatni raz. Ale w życiu trzeba iść na przód, ponoć wiele lat w jednej firmie to kiepski pomysł. Ja jestem prawie cztery, a pięć to ponoć granica. 
Skończyła się trochę moja, nasza, cierpliwość do polskich zarobków, podatków, mentalności, służby zdrowia, perspektyw na własny kąt itd. Wyjeżdżamy za granicę, może tam będzie lepiej. Spędziłam tu we Wrocławiu 4 lata nie mając rodziny, czy przyjaciół blisko siebie, więc jestem przygotowana na życie w miejscu, gdzie nikogo nie znam. Z doświadczenia wiem, że można się szybko poczuć jak u siebie, gdy się tylko chce. Co zabawniejsze, tam mam bliżej jakąś rodzinę niż tu. Wracam tam, gdzie spędziłam, kilka lat życia. Zobaczymy czy się uda. Mój mąż dostał tam pracę, a ja poszukam na miejscu. Wierzę, że wszystko się uda :)

Jak zwykle wklejam kilka fotek, nie podoba mi się fakt, że muszę się "wycinać", co mocno sprawia, że zdjęcia są nudne. Niestety nie mam tego szczęścia, że mam ogród, do którego mimo zimna mogę na małą fotkę wyskoczyć lub pustą ścianę. A prześcieradło to już przesada. Więc do wiosny będzie się trzeba trochę przecierpieć lub może znajdziemy dużo większe przestronne mieszkanie :) Wish me luck :)

Co do zdjęć, nie wiem dlaczego, ale zakładam coś, patrzę sobie w lustro i wygląda super. Potem robię zdjęcie i nie mogę na siebie patrzeć. Niemal wszystko, co wkleiłam poniżej różni się od rzeczywistości.
1. W tym swetrze (pokazanym zresztą już chyba w poprzednim poście) 'na żywo' dziurki są o wiele mniejsze i bluzka tak mocno nie przebija.


2. Na tym zdjęciu 'na żywo' biała bluzka wcale nie przebija spod tuniki :) Nie jestem pewna na ile to widać, ale cała kieszonka jest obszyta cekinami, takie same są wszyte po bokach (tam gdzie trzymam). Pod spodem włożyłam białą bluzkę w srebrną panterkę i do całości nie mogłam się powstrzymać by założyć srebrne buty (kandydaty na ślub :) )
3. Oba poniższe zdjęcia to wersja powyższego z założonym szalikiem i płaszczem, a później torebką. Czyli wersja 'na dwór' :)

 4. Pokochałam ten sweter od pierwszego przymierzenia :) W rzeczywistości jest ciut jaśniejszy. Ale jakoś wydawał mi się za drogi, pojechałam do Czech, do tego samego sklepu i kupiłam taniej :)
5. Tym zdjęciem jestem chyba najbardziej zawiedziona ( z wczoraj). Wyszło że zamiast spodni mam getry i w ogóle nie oddaje tego jak to naprawdę wyglądało. Ale wklejam mimo to, by w poszukiwaniu inspiracji nie zapomnieć o takim połączeniu :) Btw: byłam u fryzjera :)
 

Related posts

 
MOBILE