Ich fahre mit den Berichten über meine Reise nach Gran Canaria wieder fort.
Dieser Ausflug war einer unserer ersten als wir in Gran Canaria angekommen sind. Es ging nach Puerto de Mogan - eine kleine Hafenstadt, die laut Reiseführer wirklich schön sein sollte. Und das war sie auch, sehr romantisch, mit vielen Blumen und einem bezaubernden kleinem Hafen. Wir fuhren dort mit dem Bus, unsere Haltestelle war nicht weit vom Hotel entfernt und der Bus hielt im Herzen von Puerto de Mogan an. Auf dem Weg fuhren wir durch viele Buchten mit wunderschönen Hotels durch, doch diese Stadt war die schönste von allen die wir gesehen haben.
Wer im Urlaub sich von seinem Ort nicht rühren möchte, dafür in einem schönen Gegend wohnt - den kann ich Puerto de Mogan nur empfehlen. Wer eher gern Besichtigt für den ist der nördliche Teil der Insel mehr geeignet.
Das was wir nicht erwartet haben war die hin und Rückreise. Das was auf der Karte nach einem weg etwas vom Ozean entwerft aussah war in Wirklichkeit ein Weg entlang der Klippen. Ein ziemlich schmaler und kurviger Weg. Ich habe es versucht auf den Bildern festzuhalten. Der Hinweg war noch ziemlich okay, doch der Rückweg war eine Achterbahn. Wir saßen ganz vorne und der Busfahrer war ein Verrückter der einen Riesenspaß hatte die Kurven sehr schnell und im letzten Moment zu nehmen. Es gab da einen Moment wo ich dachte, dass wir es nicht mehr ins Hotel schaffen und von einer der Klippen runter fallen. Den ganzen Weg hatte er Adelle mit Rolling in the deep gepfiffen. Ich glaube, dass ich bis zum Ende meines Lebens dieses Lied mit dieser Fahrt verbinden werde. Die anderen Passagiere haben wohl die Fahrt auch alles andere als entspannend empfunden, weil fast jeder der später ausstieg etwas wie "you are a crazy driver!" zu dem Busfahrer sagte. Und dem gefiel das! :) Naja, ich bin froh, dass ich doch heil angekommen bin und noch nie so sehr mein Leben schätzte wie während dieser fahrt.
Entschuldigt wenn manche Bilder etwas verwischt sein könnten ober während der Fahrt war es schwer gute Photos zu schießen :)
Dieser Ausflug war einer unserer ersten als wir in Gran Canaria angekommen sind. Es ging nach Puerto de Mogan - eine kleine Hafenstadt, die laut Reiseführer wirklich schön sein sollte. Und das war sie auch, sehr romantisch, mit vielen Blumen und einem bezaubernden kleinem Hafen. Wir fuhren dort mit dem Bus, unsere Haltestelle war nicht weit vom Hotel entfernt und der Bus hielt im Herzen von Puerto de Mogan an. Auf dem Weg fuhren wir durch viele Buchten mit wunderschönen Hotels durch, doch diese Stadt war die schönste von allen die wir gesehen haben.
Wer im Urlaub sich von seinem Ort nicht rühren möchte, dafür in einem schönen Gegend wohnt - den kann ich Puerto de Mogan nur empfehlen. Wer eher gern Besichtigt für den ist der nördliche Teil der Insel mehr geeignet.
Das was wir nicht erwartet haben war die hin und Rückreise. Das was auf der Karte nach einem weg etwas vom Ozean entwerft aussah war in Wirklichkeit ein Weg entlang der Klippen. Ein ziemlich schmaler und kurviger Weg. Ich habe es versucht auf den Bildern festzuhalten. Der Hinweg war noch ziemlich okay, doch der Rückweg war eine Achterbahn. Wir saßen ganz vorne und der Busfahrer war ein Verrückter der einen Riesenspaß hatte die Kurven sehr schnell und im letzten Moment zu nehmen. Es gab da einen Moment wo ich dachte, dass wir es nicht mehr ins Hotel schaffen und von einer der Klippen runter fallen. Den ganzen Weg hatte er Adelle mit Rolling in the deep gepfiffen. Ich glaube, dass ich bis zum Ende meines Lebens dieses Lied mit dieser Fahrt verbinden werde. Die anderen Passagiere haben wohl die Fahrt auch alles andere als entspannend empfunden, weil fast jeder der später ausstieg etwas wie "you are a crazy driver!" zu dem Busfahrer sagte. Und dem gefiel das! :) Naja, ich bin froh, dass ich doch heil angekommen bin und noch nie so sehr mein Leben schätzte wie während dieser fahrt.
Entschuldigt wenn manche Bilder etwas verwischt sein könnten ober während der Fahrt war es schwer gute Photos zu schießen :)
Powracam z moją serią dotyczącą podróży na Gran Canarię.
To była jedna z naszych pierwszych wycieczek poza miasto, w którym mieszkaliśmy - Puerto de Mogan. Początkowo mieliśmy pojechać tam samochodem, ale po przestudiowaniu mapy okazało się, że miejscowość ta leży zupełnie gdzieś indziej niż cała reszta, którą planowaliśmy zwiedzić. Żeby zatem nie tracić czasu na dojazdy, gdy wynajmiemy auto, pojechaliśmy tam autobusem. Szczególnie, że autobus odjeżdżał niedaleko hotelu i zawoził nas bezpośrednio do serca Puerto de Mogan.
To miała być niepozorna, krótka, przyjemna trasa. To, co na mapie mogło się wydawać, że jest drogą kawałek od morza, okazało się drogą nad samym oceanem, a fragment lądu, który dzielił drogę od oceanu był urwiskiem. Droga była niesamowicie kręta, wąska i co rusz jechaliśmy nad głębokimi przepaściami. Ale to nic w porównaniu z tym, co nas czekało później.
Miasteczko było cudowne, pełne girland z kwiatów, spokoju i z cudownym portem. Po drodze mijaliśmy mnóstwo zatok z hotelami, to było ostatnie i najpiękniejsze. Polecam je tym, którzy na wakacjach nie chcą się specjalnie ruszać ze swojej miejscowości, chcą mieszkać w przepięknym miejscu z niesamowitymi widokami. Tym, żądnym wycieczek i zwiedzania jak największej liczby miejsc polecam północ wyspy.
Najgorszy był powrót. Usiedliśmy w pierwszym rzędzie, niemal tuż obok kierowcy. A kierowca był szalony. O ile poprzedni, w drodze do Puerto de Mogan jechał ostrożnie, ten pędził, brał zakręty niemalże na ręcznym i co chwila wydawałoby się, że autobus runie z urwiska wprost do oceanu! Najlepsze/najgorsze było w tym to, że kierowca miał z tego niemałą przyjemność i całą drogę gwizdał piosenkę Rolling in the deep od Adele. Chyba do końca życia refren będzie mi się kojarzył z tą szaleńczą jazdą. I chyba nie tylko my tak czuliśmy, bo przy każdym przystanku, wysiadający pasażerowie rzucali do kierowcy coś w stylu "You are a crazy driver!" co mu się widocznie baaaardzo podobało :)
Obejrzyjcie masę zdjęć, w tym kilka z drogi do miasta i powrotnej. Niektóre zdjęcia mogą być poruszone ale te autobusy naprawdę szybko jeżdżą! :)
To była jedna z naszych pierwszych wycieczek poza miasto, w którym mieszkaliśmy - Puerto de Mogan. Początkowo mieliśmy pojechać tam samochodem, ale po przestudiowaniu mapy okazało się, że miejscowość ta leży zupełnie gdzieś indziej niż cała reszta, którą planowaliśmy zwiedzić. Żeby zatem nie tracić czasu na dojazdy, gdy wynajmiemy auto, pojechaliśmy tam autobusem. Szczególnie, że autobus odjeżdżał niedaleko hotelu i zawoził nas bezpośrednio do serca Puerto de Mogan.
To miała być niepozorna, krótka, przyjemna trasa. To, co na mapie mogło się wydawać, że jest drogą kawałek od morza, okazało się drogą nad samym oceanem, a fragment lądu, który dzielił drogę od oceanu był urwiskiem. Droga była niesamowicie kręta, wąska i co rusz jechaliśmy nad głębokimi przepaściami. Ale to nic w porównaniu z tym, co nas czekało później.
Miasteczko było cudowne, pełne girland z kwiatów, spokoju i z cudownym portem. Po drodze mijaliśmy mnóstwo zatok z hotelami, to było ostatnie i najpiękniejsze. Polecam je tym, którzy na wakacjach nie chcą się specjalnie ruszać ze swojej miejscowości, chcą mieszkać w przepięknym miejscu z niesamowitymi widokami. Tym, żądnym wycieczek i zwiedzania jak największej liczby miejsc polecam północ wyspy.
Najgorszy był powrót. Usiedliśmy w pierwszym rzędzie, niemal tuż obok kierowcy. A kierowca był szalony. O ile poprzedni, w drodze do Puerto de Mogan jechał ostrożnie, ten pędził, brał zakręty niemalże na ręcznym i co chwila wydawałoby się, że autobus runie z urwiska wprost do oceanu! Najlepsze/najgorsze było w tym to, że kierowca miał z tego niemałą przyjemność i całą drogę gwizdał piosenkę Rolling in the deep od Adele. Chyba do końca życia refren będzie mi się kojarzył z tą szaleńczą jazdą. I chyba nie tylko my tak czuliśmy, bo przy każdym przystanku, wysiadający pasażerowie rzucali do kierowcy coś w stylu "You are a crazy driver!" co mu się widocznie baaaardzo podobało :)
Obejrzyjcie masę zdjęć, w tym kilka z drogi do miasta i powrotnej. Niektóre zdjęcia mogą być poruszone ale te autobusy naprawdę szybko jeżdżą! :)
I am continuing the posts about my trip to Gran Canaria.
This was our first trip on this island. We decided to visit a small town in the south of Gran Canaria - Puerto de Mogan. This was a really charming and romantic place with lots of flowers everywhere and a cute haven. The weather was wonderful and we enjoyed our stay very much!
The way to and from Puerto de Mogan was quite scary because of the curvy way along the cliffs but during it we saw a lot of bays with great hotels an beaches. I tried to make photos of them but sometimes it isn't easy to make a good photo when the bus is driving very fast. I hope you like it :)
This was our first trip on this island. We decided to visit a small town in the south of Gran Canaria - Puerto de Mogan. This was a really charming and romantic place with lots of flowers everywhere and a cute haven. The weather was wonderful and we enjoyed our stay very much!
The way to and from Puerto de Mogan was quite scary because of the curvy way along the cliffs but during it we saw a lot of bays with great hotels an beaches. I tried to make photos of them but sometimes it isn't easy to make a good photo when the bus is driving very fast. I hope you like it :)