Showing posts with label Zakupy. Show all posts

Showing posts with label Zakupy. Show all posts

Znowu w domu.

Już wróciłam. Mój drugi lot wcale nie był lepszy od pierwszego. Mam wrażenie, że nawet trochę bardziej czułam się niekomfortowo. Widoki prawie żadne. Próbowałam porobić zdjęcia by wstawić na bloga. Niestety prawie po samą Kolonię leciałam nad grubą warstwą chmur. Później nieco ustąpiła, ale nie całkiem. Zdjęcia wyszły jak przez mgłę, więc nie ma sensu ich pokazywać.
Dzięki temu, że zapisałam się do newslettera jednego z moich ulubionych sklepów, dowiedziałam się, że robią niezłą akcję przecenową. 3 sztuki w cenie 2. Miałam to szczęście, że w ostatni dzień akcji byłam już na miejscu. Mój drogi mąż był na tyle uprzejmy by ze mną do tegoż sklepu pojechać. Mało tego, pomagał mi wyszukiwać ciekawe ubrania. Dzięki temu stałam się posiadaczką 2 spódnic, tuniki, 3 pasków i spodni. Za dwie spódnice musiałam zapłacić, za to tunika była gratis. Podobnie z paskami. 2 do zapłaty, trzeci gratis :) Spodnie kupiłam po normalnej cenie. Od dawna staram się trzymać zasady nie kupowania dżinsów. Tu jednak pozwoliłam sobie ją złamać z dwóch powodów. Po pierwsze są to dzwony (ponoć znowu modne, jeden z moich ulubionych typów spodni),. Po drugie, posiadają wysoki stan.Dotychczas znajdowałam jeansy, które kończyły się na biodrach, co skutkowało ześlizgiwaniem się ich podczas chodzenia. W tych nie ma o tym mowy. 
Jedna ze spódnic jest zrobiona na podobnej zasadzie, co moja 'skórzana' sukienka. Również jest ze sztucznej skórki, a po bokach posiada wstawki z rozciągliwego materiału. Moim zdaniem to świetne rozwiązanie w przypadku odchudzania lub tycia :) Tunika jest z materiału podobnego do jedwabiu. Mogę ją wykorzystać do mnóstwa innych moich ubrań, gdyż ma uniwersalne (dla mojej szafy) kolory: fiolet, granat i biel.



Co przytargałam z miasta.

Dzisiaj pojechaliśmy się przemeldować w związku ze zmianą adresu zamieszkania. Korzystając z okazji, że jechaliśmy autem, poprosiłam męża o podrzucenie mnie na jedną z główniejszych ulic zakupowych. Mąż pojechał do pracy, a ja mogłam się przyjrzeć każdemu najmniejszemu sklepikowi. Nie jest to daleko od naszego mieszkania ( 2 km). Do tej pory byliśmy tam razem, po pracy męża i niewiele nam się udawało zwiedzić. Zabawne, że jest tak centrum handlowe, które nazywa się dokładnie jak to, obok którego mieszkałam we Wrocławiu - Arkady. Z centrum handlowego nie skorzystałam, a skupiłam się raczej na małych sklepikach. Kupiłam trochę biżuterii, trochę ubrań i bielizny (dla siebie i męża), kosmetyków i produktów na obiad ;)
Poniżej trochę się 'chwalę' swoimi zdobyczami. Kupiłam trochę kolczyków i spinek (każdy za 1 euro). Fajne takie małe sklepiki z tanimi rzeczami :)


Bluzki - KIK
Biżuteria - KIK i Tedy Markt


Po powrocie do domu zaczęłam powoli segregować ubrania wg tych, które biorę na moje 2 tygodniowe wakacje do Polski i te, które zostają. Parę przymierzyłam. Zależało mi na wzięciu jak najmniejszej liczby ubrań, za to z możliwością stworzenia jak największej ilości kombinacji. Niestety lot samolotem wymaga ograniczenia w bagażu. Poniżej jeden z 'zestawów'. W sumie nie mogę się zdecydować, czy fajny, czy nie. Co myślicie? :)


Bluzka z długim rękawem - C&A 
Bluzka bez rękawów - C&A (clockhouse)
Spódnica - F&F
Pasek - M&S








Moja super wypaśna skrzynka z narzędziami.

Jak już wcześniej pisałam przyjechaliśmy z małą ilością rzeczy. Do dzisiaj nie potrafię zrozumieć naszej decyzji o zostawieniu wszystkich narzędzi w Polsce. Chyba mieliśmy nadzieję, że każemy sobie przywieźć nasze graty w ciągu jednego miesiąca. Efekt jest taki, że jesteśmy tu już drugi miesiąc i specjalnie za tym, co zostało nie tęsknimy. Daje to trochę do myślenia, że człowiek jednak otacza się masą niepotrzebnych rzeczy. Brakuje nam na tyle mało rzeczy, że nie warto zasypywać się wszystkimi. W każdym razie jak wspomniałam wcześniej nie mieliśmy żadnych narzędzi. Nie wiem co nas, a raczej mnie podkusiło. Trochę przecena owej rzeczy, trochę, to, że jest jajcarska i trochę jej użyteczność. Przedstawiam profesjonalną skrzynkę z naszymi nowymi narzędziami:
 Zauważcie, że wszystko jest. Dwa śrubokręty, w tym krzyżak, niezbędny do rozkręcania komputera, młotek, nożyczki, kleszcze, małe śrubokręty, nóż, miarka, gwoździe i różowe korki rozporowe. Słitaaaśne :D Przynajmniej jest połączenie praktyki i zabawy :)

Wczoraj wybraliśmy się niemal na cały dzień do centrum. Mąż mój znalazł jakiś niezmiernie ciekawy (dla niego) sklep z różnymi kabelkami i wytyczył nam misterną trasę różnymi liniami metra żeby dotrzeć tam w jak najkrótszym czasie. Najciekawsza była jego mina, gdy się okazało, że sklep był bardzo blisko centrum a jedną linią się oddaliliśmy a drugą wróciliśmy :D. Żadnego kabelka oczywiście nie kupił, bo nie było :)
Ciekawostką jest fakt, że wczoraj (sobota) było 16 stopni. Założyłam swój nowy płaszcz i pod niego zwykłą bawełnianą koszulkę i mi było za ciepło. Do torebki profilaktycznie wrzuciłam sweter, ale nie musiałam go wyciągać. Siedzieliśmy do późnych godzin nad Renem i nie poczuliśmy ani troszkę chłodu. Dodatkowo odkryłam nowy napój, coca cola waniliowa. Pyszna :)
Dzisiaj było trochę zimniej. Mieliśmy pojechać nad Ren porobić jeszcze raz te same zdjęcia, które zrobiłam ostatnio. Wzięłam lustrzankę, statyw ale po wyjściu okazało się, że jest zimno, jakoś tak nieprzyjemnie. Skończyło się że poszliśmy na kebab w okolicy i wróciliśmy :)

Nowe zakupy

Zasugerowałam się jednym z wcześniejszych komentarzy, że dobrze by na mnie leżał czarny płaszcz ściągany w pasie paskiem. Takowy znalazłam przedwczoraj i dokonałam zakupu. W domu prężyłam się przed lustrem na wszystkie możliwe sposoby i stwierdziłam: nie!. Wcale mi takie coś nie pasuje, nie podoba mi się jak jestem ściągnięta w grubym płaszczu paskiem. Porobiłam zdjęcia, których lepiej nawet nie będę wklejać Korzystając z dobrodziejstwa sklepu, że towar w ciągu 14 dni można oddać, pozbyłam się tego paskudztwa. Stwierdziłam jednak, że nowy płaszcz wspaniale działa na humor i szukałam dalej. Jako, że oferta była bardzo szeroka w moim ulubionym sklepie, przymierzyłam mnóstwo płaszczy. Wybór padł na pierwszy przymierzony. Moja przyjaciółka już dwa lata temu mi sugerowała, że czarne, szare i brązowe płaszcze są nudne i bym poszukała czegoś kolorowego. I mam. Fioletową budrysówkę. Ma odpinany kaptur, wydaje się być ciepła i w przeciwieństwie do poprzedniego płaszcza jestem do niej przekonana i nie mogę się doczekać by w niej wyjść. Oczywiście nie jest przewiązywana w pasie. 
Płaszcz - C&A

Dzisiaj temperatura sięgała 10 stopni ( w okolicach 21 - 9 stopni) więc wreszcie mogłam ubrać się troszkę lżej. Wystarczyła bawełniana bluzka i czarny cienki sweter. 
Bluzka - Takko
Sweter - C&A
Spódnica - kappahl
Getry, skarpety - Tesco
Pasek - C&A

Korzystając, że jestem w centrum porobiłam kilka zakupów kosmetycznych, które planowałam od dłuższego czasu:












1. Baza pod cienie Art Deco - tego nie muszę opisywać, bo chyba każdy zna :) Jedyna i prawidłowa baza po cienie :)
2. Podkład Xperience Max Factor - przyznam, że im się naprawdę udał. Dosyć dobrze kryje, a zarazem nie czuć go na skórze jest jakby lekki.
3. Kredka eye khol firmy Mac (kolor prunella) - dostałam ją podczas makijażu ślubnego od mojej przyjaciółki. Żadna kredka nie wywołała u mnie tyle zachwytu. Jest mięciutka, kreska nią jest bajecznie łatwa, ma piękny kolor i długo się trzyma. Moim zdaniem warto wydać na nią ciut więcej.

Ostatnie zakupy

Udało mi się przebrnąć przez wszystkie komentarz odnośnie sukienki, które otrzymałam. Opublikowałam pierwszą część, później te, które moim zdaniem miały jakiś sens. Chciałam zrobić eksperyment, pozwalając anonimom na komentarze. Większość niosła jakieś przesłanie, w mniej lub bardziej prymitywny sposób. Nie podobało mi się jednak to, że były osoby, przy których komentarzach odnosiłam wrażenie, że ja ' muszę' się tak i tak ubierać, a nie tak jak jest na zdjęciu. Nie podoba się, gdy ktoś obcy odzywa się do mnie per 'Aśka'. Taki sposób nazywania mnie pozwalam tylko bardzo bliskim osobom. Niektórzy zapominają, że zdjęcia nierzadko zakrzywiają wygląd kolorów i faktur. Sukienka układa się dobrze na figurze. Dzięki komentarzom zaczęłam się zastanawiać, czy nie oddać jej do krawcowej celem powiększenia dekoltu. Część ze sztucznej skóry nie jest podszyta żadnym materiałem, więc myślę, że operacja powinna się udać. Dziękuję za wszystkie mądre i konstruktywne opinie.

Przed świętami udało mi się dokonać kilka zakupów ubraniowych. Oprócz jednej bluzki udało mi się wszystko uwiecznić na zdjęciach. Bluzki nie sfotografowałam, gdyż jest cała czarna, z głębszym dekoltem, posiada długie rękawy i w okolicy ramion jest marszczona. Świetnie się komponuje z sukienką. 

1. Panterkowa tunika. Znalazłam ją przypadkiem, wydawała mi się na tyle zabawna, że biorąc inne rzeczy do przymierzalni wzięłam i ją Założywszy ją wyszłam przed przebieralnie obejrzeć się w dużym lustrze. Jeszcze nigdy nie miałam czegoś takiego. Moje wątpliwości rozwiało kilka innych pań, które były w przymierzalni i stwierdziły, że wygląda na mnie fajnie :)

 Tunika - M&S

2. Spódnica.Przypadkiem wpadła w moje ręce. Od razu mi się spodobała, ale musiałam trochę pojeździć po różnych filiach sklepu, gdyż wszędzie były za duże.

Spódnica - M&S

3. Paski. W Polsce było trochę ciężej znaleźć pasek, który by dobrze na mnie leżał. Ten szary jest z M&W, a czarny z KiK.



I po świętach. Trochę o prezentach.

Po raz pierwszy święta nie minęły mi tak szybko jak zazwyczaj. Szkoda tylko, że pierwszy i drugi dzień wypadły w weekend. Inaczej byłaby możliwość spędzenia z moim mężem więcej niż 3 dni w całości razem. Trudno :)
Po raz pierwszy spędziliśmy te święta sami, bez nikogo z rodziny. Bardziej z musu niż własnego wyboru. Przyznam, że było miło, ale też trochę smutno. Często wracałam myślami do mojej rodziny. Nie polecam nikomu takich eksperymentów :) Święta to czas, który powinno się spędzić z większym gronie, z ukochanymi osobami.
Jeśli chodzi o prezenty, to muszę przyznać, że zostałam zaskoczona. Co roku mąż nie pozwala sobie na jakiekolwiek sugestie odnośnie prezentów. Twierdzi, że pod choinkę powinno dawać się niespodzianki zamiast planować, co kto dostanie. Zostałam mile zaskoczona. Ponieważ w Wigilię również mam urodziny prezentów jest zawsze ciut więcej.
Oto i one :)

Mój prezent urodzinowy. Zobaczyłam go po praz pierwszy w okolicach lipca i bardzo mi się spodobał. Nie sądziłam, że zostanie to zapamiętane.


Pod choinkę. Przyznam, że szczęka mi odpadła. Nie mówiąc już o tym, że perfekcyjnie dobrał kolory, które lubię.


I coś, co mi już od dłuższego czasu chodziło po głowie, żeby sobie kupić. Dla niewtajemniczonych: przenośny dysk twardy o pojemności 500 GB.


I na koniec prezent od mojej mamy. Przesłała mi pocztą. Bardzo mnie wzruszył :)




Jestem ciekawa, co Wy dostaliście na święta :)

Moje nowe zdobycze, tralalalalaa :)

Po śniegu nie ma już śladu, na dworze do tej pory robiło się coraz cieplej. Podobno śnieg tutaj to rzadkość, ostatnim razem wystąpił wiele, wiele lat temu. Mama mi opowiadała, że gdy kiedyś mieszkaliśmy w Niemczech to nie mieliśmy czegoś takiego jak kozaki. Zimy były tak ciepłe, że wszyscy chodzili w półbutach. Gdy pierwszy raz po wielu latach jechaliśmy do Polski na święta nie mieliśmy ze sobą innego obuwia. Mama twierdzi, że ludzie patrzyli na nas z politowaniem, gdy po śniegu szliśmy w jesiennym obuwiu :)
Teraz już rozumiem skąd te braki. Choć ostatnie zimy są tak ostre, że nawet tutaj oberwie się trochę śniegu. Jestem zmarzluchem i cieszę się, że tutaj nie jest tak zimno.
Wracając do tematu :) Ostatnio zwiedzając kolejną dzielnicę miasta natknęłam się na ciekawy sklep o nazwie M&S. Zainteresowała mnie reklama "Wszystkie rozmiary w tej samej cenie. Rozmiar 38 - 54". Sklep ma pełno ubrań w moim stylu, po raz pierwszy niemal wszystko mi się podobało :) Obiecałam sobie, że przez jakiś czas powstrzymam się z zakupami odzieżowymi ale tym razem nie dotrzymałam postanowienia. Do przymierzalni weszłam z całkiem sporej wielkości naręczem ubrań. Przysięgam, że ograniczałam się tylko do tych rzeczy, które mi się wyjątkowo podały :) Do kasy podeszłam z dwoma sztukami. Muszę przyznać, że nie tylko ubrania mają świetne, ale obsługę również. Miło móc podczas płacenia pogawędzić sobie z sympatyczną sprzedawczynią. Poniżej przedstawiam moje nabytki:

Zanim przystąpicie do oglądania, proszę by prezentowane rzeczy nie były brane pod uwagę pod kątem całości ubioru. Obie rzeczy założyłam na to, w czym aktualnie byłam. Więc średnio dopasowana reszta ubiory jest przypadkowa a nie przemyślany 'ałtfit' :). Zestawienia z tymi rzeczami będą później :)

Sukienka. Cały przód jest ze sztucznej skóry. Jest dosyć sztywna więc nie pozwala wszelkim fałdką ujrzeć światła dziennego :) Tylna część boków i tył są z rozciągającego się materiału. Celowo wybrałam rozmiar większy niż noszę na co dzień by materiał nie musiał się w  żadnym miejscu rozciągać. Nad brzuchem posiada dwie kieszonki na ozdobny zamek, umieszczone pod skosem. Ma półokrągły dekolt i jest bez rękawów. Sukienka była przeceniona na 15 euro (60 zł) wooohoooo!



Sweter. Jest zrobiony z miliona warstw, które są falowane, obszyte koronkami. Zdjęcie nie oddaje jego uroku. Jest ciemniejszy i cieplutki. Zapinany jest od wewnątrz na trzy guziczki (podobne do tych występujących w budrysówkach). Sweter niestety nie był w przecenie i kosztował 40 euro.




Zdjęcie poniżej przedstawia jak wyglądałam w dzień zakupów :) Oczywiście w mojej ukochanej spódnicy. Posłuchałam rad mądrzejszych i założyłam ją do krótszej góry. Mam nadzieję, że wyszło pozytywnie :)


A poniżej zestaw z któregoś z wcześniejszych dni. Wreszcie założyłam torebkę, którą kupiłam jakiś dłuższy czas temu i nie mogłam się zabrać za przenosiny z jednej do drugiej. Muszę przyznać, że świetna torebka. Pojemna i dobrze się nosi. Torebkę kupiłam poprzez stronę etorebka.


Oglądając powyższe zdjęcie przypomniała mi się pewna ciekawa rzecz. Płaszcz, który mam na sobie kupiłam w H&Mie. Znalazłam go podczas zakupów z moją przyjaciółką, która na stałe mieszka w Londynie. Tego dnia akurat odwiedziła mnie we Wrocławiu i poszłyśmy pozaglądać do pobliskich sklepów. Byłam akurat na etapie szukania płaszcza na zimę i ten wydał mi się ciekawy. Niestety cena mnie powaliła z nóg. Z tego, co pamiętam cena oscylowała przy ok 450 zł. Trochę dużo za czarny, skromny płaszcz. Wtedy Aneta, podpowiedziała mi bym się wstrzymała, a ona sprawdzi w Londynie te płaszcze. Wstrzemięźliwość okazała się niezwykle korzystna, gdyż w Londynie te same płaszcze kosztowały 150 zł mniej (bez przeceny). Udało jej się jeszcze zdobyć jakiś voucher na H&M i w efekcie płaszcz kosztował mnie ok 250 zł. Do dziś nie mogę znaleźć wytłumaczenia dlaczego tam ubrania z tej samej firmy są dużo tańsze. Z tego, co usłyszałam to w UK ten sklep jest traktowany dla biedniejszych ludzi.

Mikołaj dla szynszyli :)

W moim poprzednim poście wspomniałam, że podczas przeprowadzki musieliśmy się pozbyć klatki dla szynszyli. Klatka była naprawdę spora i maluchy miały sporo miejsca do zabawy. Niestety z powodu jej gabarytów za nic nie chciała się zmieścić do auta tak by i inne rzeczy mogły w nim pozostać. Duża klatka wylądowała na śmietniku a szynszyle zamieszkały na dwa dni w transporterku. Oczywiście podczas naszego noclegu w Bolesławcu przełożyliśmy szynszyle do innej klatki. Tak się składa, że zostawiliśmy 'na wszelki wypadek' inną, mniejszą klatkę. Niestety zapomnieliśmy, że szynszyle urosły i klatka pozwalała im zaledwie na kilka 'kicnięć'. Do dziś żałuję trochę, że nie mogliśmy znaleźć sposobności by ta klatka przywędrowała z nami. Pamiętam jak na targu przy Wielkim Młynie we Wrocławiu udało nam się wytargować ją za całe 30 zł. Wcześniej mieszkał w niej królik. Była kwadratowa (ok 1mx1m) i również sporo wysoka.
W Niemczech zdziwił mnie brak sklepów zoologicznych w centrach handlowych. Początkowo tam właśnie szukaliśmy tego typu sklepów celem zakupienia ściółki i pokarmu dla naszych małych przyjaciół. Dopiero później dowiedziałam się, że inne kraje patrzą trochę z politowaniem na pomysł Polski, że w centrach handlowych można kupić chomika, kota czy psa. Nie ma nic złego w sprzedawaniu pokarmu natomiast zwierzęta są przesadą. Podobno wiele ludzi nabywa zwierzaka pod wpływem impulsu pomiędzy kupnem nowej pary butów a garsonką. Tutaj sklepy zoologiczne są w osobnych miejscach. Dzięki temu kupno zwierzaka wiąże się ze specjalną przejażdżką do sklepu zoologicznego. Tutaj zakupom nie grozi już impulsywność.
Po dłuższym szperaniu w sieci udało mi się znaleźć całkiem porządną sieć sklepów zoologicznych Fressnapf. Sklep jest naprawdę świetnie zaopatrzony pod kątem każdego typu zwierząt. Dopiero tu w Niemczech miałam spory wybór ściółek, siana, trocin, klatek, domków, środków do czyszczenia klatek(!), piasków i wiele wiele innych. Nieoceniona stała się fachowa pomoc sprzedawców, którzy dawali naprawdę świetne rady odnośnie jakości i przydatności różnych akcesoriów dla zwierząt. Gdy już nabyliśmy wszystko, co nam było potrzebne, niechcący nasz wzrok padł na klatki... I znów wybór był dość spory, a ceny wcale nie najgorsze. Trafiliśmy na promocję i za 35 euro (140 zł) kupiliśmy klatkę o wymiarach 120x59x50.  Dodatkowo dokupiliśmy domek z drzewa z korą, którą szynszyle kochają obgryzać. W efekcie za 65 euro (260 zł) szynszyle otrzymały klatkę, domek, piasek i jedzenie. Nasze zakupy akurat zbiegły się z Mikołajem, więc możemy  to potraktować, że jak wzorowi rodzice kupiliśmy swoim pociechom prezent :) Szynszyle ze stanu "wegetatywnego" w klatce od razu wyraźnie odżyły. Zaczęły skakać, biegać i bawić się. Przyznam, że nieprzyjemnie się patrzyło, gdy przez ten tydzień męczyły się w mikroskopijnej klatce, która dla jednej szynszyli jest zbyt mała. Naszym kolejnym zadaniem jest znalezienie za jakieś 1 - 2 miesiące woliery, dzięki którym maluchy będą mogły się wspinać aż po sam sufit. Oto kilka zdjęć z chwili po przeniesieniu do nowej klatki:






Dzisiaj po rano po całonocnych harcach wyglądały zaspane, a zarazem zaciekawione z domku :)



Nowe mieszkanie jest przynajmniej o 20m2 większe od poprzedniego, co daje mi swobodną możliwość robienia zdjęć.
Poniższy zestaw założyłam na niedzielne wyjście do centrum handlowego. Na razie się uczymy miasta, co i gdzie się znajduje. Z powodu niskich temperatur zaczynamy od obiektów zamkniętych. Ponieważ w centrach handlowych jest ciepło mogłam sobie pozwolić na nieco lżejszy zestaw.Do wełnianej czerwonej sukienki z golfem włożyłam czarne kryjące rajstopy oraz botki. Botki wyjątkowo nie nadają się na zimę co okryłam podczas przejścia z bloku na parking. Mają gładką cienką podeszwę oraz są zamszowe. Nijak nadają się więc na śnieg i lód. Są to buty typowo na okres jesienno-wiosenny.  Do zestawu dodałam chustkę w panterkę oraz jesienny płaszcz. Nie miałam ochoty wkładać zimowego płaszcza, gdyż w sklepie bardzo szybko miałabym ochotę go zdjąć.


Poniższy zestaw miałam na sobie kilka dni temu. Wiem, że golfy są dla mnie kiepskim rozwiązaniem. Jednak przy obecnych temperaturach ciężko mi włożyć coś innego, w czym byłoby mi równie ciepło. Nie miałam możliwości zabrania ze sobą wszystkich ubrań z Polski dlatego zdecydowałam się na te najpraktyczniejsze (czyt najcieplejsze). Staram się na ten moment powstrzymywać z jakimikolwiek odzieżowymi zakupami. Wiedząc, że golf skraca szyję starałam się złagodzić nieco efekt wkładając do niego szary sweter w szpic. Nie mogłam sobie podarować by założyć rajstopy o identycznym kolorze, co golf. Do tego spódnica pod kolor swetra i wysokie kozaki. Tej zimy zdecydowanie lepiej się czuję w spódnicach i grubych rajstopach niż spodniach, które co rusz musiałam podciągać. Moim zdaniem płaszcz, który zakrywa spódnicę (lub równa się jej długości) połączony z kozakami wygląda o wiele bardziej kobieco i ciekawie niż oklepany zestaw kurtka + spodnie. Razi mnie ostatnio połączenie eleganckiego ubioru z kurtkami puchowymi różnej długości. Wydaje mi się, że lepszym rozwiązaniem jest włożenie płaszcza z grubszym swetrem.

Ubolewam trochę nad jakością tego zdjęcia. Wyszło trochę za ciemne. W rzeczywistości kolory szare są tu dużo jaśniejsze, a fiolety bardziej nasycone. Pozostaje mi mieć jedynie nadzieję, że Wasze monitory wyświetlają owe zdjęcie trochę lepiej niż mój.

Pozdrawiam,
Asia

Kocham moją spódnicę!!

Wiem, że zostanę zjechana na czym świat stoi. Ale ja się po prostu zakochałam. Nie mogłam znaleźć motywacji przed końcem pracy i przeglądałam allegro. I ją znalazłam. I nie mogłam. Pani sprzedająca była na tyle sympatyczna, że zakończyła aukcję przed czasem. Uwielbiam ją mimo, że może sprawiać, że mam plus dwadzieścia do wagi :)

A tak w ogóle to ta która nie ma nic, co ją pogrubia w szafie niech pierwsza rzuci kamień :p



Zdjęcia z całego chyba tygodnia :)

Uwaga! Włączyłam możliwość komentowania nawet dla niezalogowanych. Tylko proszę, nie rańcie moich uczuć :p

Kochani, dziękuję bardzo za wypowiedzi dotyczące mojego dylematu z poprzedniego posta oraz za maile. To miłe widzieć tyle chętnych do dobrej rady osób. Skorzystałam na razie z pomysłu Małej Gosi i kupiłam w Rossmanie żelowe wkładki. Pisząc tego posta siedzę w antygwałtkach, butach i tym żelowym czymś. Na razie jest ok, ale być może to dlatego, że siedzę :) W sumie najlepiej sprawdziłabym je chodząc po dworze, ale nie mam odwagi, zniszczę i co będzie, A każdemu znane są chyba prawa Murphy'ego :)
Udało nam się chyba znaleźć fajnego DJa, forograf też już jest, a jutro najprawdopodobniej odbieramy obrączki. Chyba dobrze będzie. Ale dość już o weselu, czas w końcu zacząć przestać ciągle o tym myśleć.
Czasami wydaje mi się, że są na świecie tacy ludzie, którzy są tak w życiu nieszczęśliwi, że próbują innym, choćby w maleńkich codziennych sprawach, utrudnić życie. Mam w pracy koleżankę, która, tak mi się przynajmniej wydaje, ułożyła sobie życie tak, że myślała, że będzie OK a tak naprawdę nie jest... Wyprowadziła się najdalej od rodziców jak tylko mogła, znalazła męża, który swoich też ma na drugim końcu Polski, wzięła go pod pantofel, zrobili sobie dwójkę dzieci... teraz nie mają co z nimi zrobić, wydają fortunę na niańkę nie chodzą ze sobą nigdzie bo by musieli coś zrobić z dziećmi, na nic nie mają czasu i co chwile słyszę, że najchętniej tych dzieciaków pozbyła by się raz na zawsze... Dlaczego sądzę, że jest nieszczęśliwa i chcę by inni też byli? Ponieważ krytykuje wszystko, co wymyślę, co powiem, w jakiej będę sytuacji :) Ja powiem, że byłam w kinie, na spacerze i fajnej kolacji, to widzę w niej takie ukłucie zazdrości, potem powiedzenie, że ona takich rzeczy nie potrzebuje, żalenie, że ma dzieci i nic nie może, aż wreszcie, że jak super to mieć dzieci i w ogóle to ona je woli niż mieć jakieś przeżycia :) Ludzie, nigdy nie widziałam matki, która by tyle złych rzeczy opowiadała o swoich dzieciach. Jak jej przeszkadzają, jakie są upierdliwe, hałaśliwe, ciągle chcą jej uwagi, a ona nie chce im jej dawać, że jak fajnie by były gdyby zniknęły... Boszszszszsz.... Czy tak jest zawsze? :) Pytam bo dzieci nie mam, ale patrząc na nią to ja się boję :) I oczywiście jak mnie spotka coś fajnego to jest nieprzyjemna do końca dnia :)  I zawsze wszystko musi skrytykować, albo zaprzeczyć. Choćbym powiedziała, że ziemia jest okrągła, to ona zacznie udowadniać, że jest płaska... Czasami się zastanawiam, czy regułą jest też to, że "mamuśki" w pewnym momencie już nie rozgraniczają kto jest ich dzieckiem, a kto np koleżanką i chcą być zawsze nad kimś i ich pouczać :) Ech, plotkuję... choć przecież nie mówię konkretnie o kim mowa, a koleżanek w pracy mam sporo :)

Ale inaczej... są już wyprzedaaaaże :) A ja za dwadzieścia kilka złoty kupiłam sobie między innymi coś takiego :)


Za te dwadzieścia coś to oczywiście te brązowe (proponuję biegiem udać się do Tesco bo za śmieszne pieniądze wyprzedają super buty). To po lewej to inne buty, kupione w TK Maxx. Czasem mam tak, że zobaczę buty i choćbym naprawdę ich nie potrzebowałą to nie potrafię ich nie kupić. A te są boooskie :) 

No i kilka ciuchów, tradycyjnie :)



Spódnica - clockhouse
Getry - c&a
buty - deichmann
bluzka - ciucholand
sweter - allegro
chustka - reserved %




Tunika - C&A
Getry - C&A
Buty - Deichmann
Torebka - Dom Mody Tesco
Naszyjnik 1 - C&A %
Naszyjnik 2 - H&M






Bluza (wiem, wygląa jak marynarka) - Clockhouse


A teraz pytanie całkiem poważnie. Jak wygląda to zestawienie ubrań poniżej? Getry i tunika? Może być? Nie miałam za bardzo pomysłu na buty, więc włożyłam pod kolor. Wszelkie rady mile widziane!











Related posts

 
MOBILE