Showing posts with label Bonn. Show all posts

Showing posts with label Bonn. Show all posts

Bonn

Tak jak obiecałam wcześniej, zabieram Was na mały wirtualny spacer po Bonn. Bonn było kiedyś stolicą Niemiec, ale niczym stolicy nie przypomina. Jest niesamowicie urokliwym i przytulnym miastem. Na tyle przytulnym, że mam ochotę w nim zamieszkać :) Niech Was nie zdziwią tłumy na zdjęciach - jest sobota - jedyny wolny dzień, w którym można robić zakupy. Wszak w niedzielę wszystko jest pozamykane.

Wie ich versprochen habe nehme ich euch auf einen virtuellen Spaziergang durch Bonn. Ich mag diese Stadt sehr weil sie so schön, gemütlich und charmant ist :) Ich wünschte ich könnte hier wohnen :)






















Udało nam się znaleźć coś co lubię ostatnio bardzo... mrożony jogurt. Choć różni się trochę tym, co jadłam w Kolonii. Tutaj jest samoobsługa. Bierze się kubeczek, podchodzi do maszyn, z różnymi smakami, a następnie do pojemniczków z dodatkami - najróżniejszymi! Wybrałam sobie dwa smaki - jogurt oraz owoce leśnie, które posypałam świeżymi owocami. Mój mąż zaś ma jogurt o smaku sernika z Nowego Jorku z jabłkami z cynamonem i świeżymi malinami. Wszystko nakładało się samemu, w dowolnych ilościach. Na koniec każdy kubeczek został ważony i płaciło się za każde 100 gram :) Pychotka :)

Ich habe gefrierten Joghurt gefunden! Dieser Laden ist etwas anders als der in Köln. Hier ist Selbstbedienung angesagt :) Mann kann zwischen verschiedenen Joghurtgeschmacken und Belägen wählen.  Ich habe mir zwei Joghurtsorten ausgewählt: Schoko und Waldbären mit frischen Früchten drauf. Mein Mann hatte New York Käsekuchen Geschmack und Apfel mit Zimt und Himbeeren. Man konnte von allem nehmen wieviel man wollte weil man  für je 100 Gramm zahlte. Und  alles hat einfach himmlisch geschmeckt :)



My first visit at the Haribo official store in Bonn

Heute bin ich im Haribo Shop in Bonn gewesen. Ich muss sagen, dass das ein echt abgefahrener Platz ist! Verzeiht bitte, dass ich den Rest nur auf polnisch schreibe, aber die meisten von euch kennen das schon und meine polnischen Freunde vielleicht nicht :)



Dzisiaj byłam w całkiem odjechanym miejscu :) Przy okazji wycieczki do Bonn (o której napiszę trochę później) pojechaliśmy do sklepu Haribo.  Założyciel firmy nazwał ją od pierwszych liter swojego imienia, nazwiska oraz rodzimego miasta: Hans Riegel / Bonn. Firma istnieje od 1920 roku i na terenie Niemiec posiada 5 fabryk, a także 13 hal produkcyjnych w innych krajach Europy. Stąd w Bonn taki sklep. I muszę przyznać, że jest wyjątkowy. Dlaczego? Ponieważ można kupić w nim nie tylko te żelki, które znajdują się na półkach zwyczajnych sklepów, ale żelki ze wszystkich krajów. Do tej pory myślałam, że wszystkie kraje mają to samo, ale nie. Każdy kraj ma jakieś unikalne :)





Przy wejściu na podłodze jest namalowany symbol najsłynniejszych żelków Haribo - Goldbär.









Żelki z okazji nadciągającego Halloween. Było ich naprawdę mnóstwo!





Prócz zwykłych paczuszek można było też kupić żelki w oldschoolowych puszkach. Można było też kupić puste puszki i wypełnić je swoimi ulubionymi żelkami.







Lampiony Haribo :)



Dla amatorów  konkretnego smaku miśków :) W końcu nie wszystkim muszą smakować wszystkie :) Każdy kolor można było kupić osobno :) W sumie fajne dekoracyjne rozwiązanie na święta - pomieszanie czerwonych i zielonych!



Dla tych, dla których paczuszka ulubionych żelków to zdecydowanie za mało!







Kalendarz adwentowy.



Cukierki świąteczne.





Do postawienia na półkę.



Oraz nie mogło zabraknąć pluszowych misiów.



Akcesoriów z firmy naprawdę było mnóstwo! Pluszowe misie, puszki, torby na laptopa, koszyki na zakupy, siatki na zakupy, bluzy, koszulki, pościel, ręczniki, papierowe ręczniki.. wszyyyystko! :)





Najfajniejszą sprawą były żelki na wagę. Można było wszystkiego skosztować nie kupując całej paczki. Mnie najbardziej smakowały bananowe oraz cukierki Maoam :)



Gąsiennice.



Muchomorki i koniczynki.



Białe myszki.



Motyle



Ryby



Co jeszcze mnie zdziwiło? Że były też wydania XL żelków. Były wielkie misie, wielkie smerfy, wielkie truskawy. I nie chodzi mi o wielkie paczki, ale o sam rozmiar żelek. Dla dzieciaków największą frajdę stanowiły żelki-gąsiennice, niektóre z nich osiągały naprawdę imponujące długości :)

Related posts

 
MOBILE